GDZIE CI EKSTREMIŚCI?

W tym roku minie 60 lat od rozpoczęcia na Wołyniu masowych mordów ludności polskiej dokonywanych przez nacjonalistów ukraińskich z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i z oddziałów Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz podbechtywaną przez te organizacje część zwykłych ukraińskich „sąsiadów” polskich rodzin z tych samych lub sąsiednich wsi. To czyszczenie terenu z niepożądanego, zdaniem zbrodniarzy, elementu - dziś mówi się „czystki etniczne” - wypełnia całkowicie definicję ludobójstwa, zawartą w Konwencji ONZ z 9 grudnia 1948 r. w Sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa.

O tym właśnie ludobójstwie i o różnych powodach dotychczasowego milczenia o nim i w Polsce, i na Ukrainie mówi artykuł w tygodniowym dodatku „Rzeczpospolitej” - „Plus Minus” nr 8 z 22-23 lutego 2003 r. Nosi on tytuł: „Prawda przede wszystkim”, a jego autorką jest Ewa Siemaszko. Pani Siemaszko jest współautorką (drugim autorem jest Władysław Siemaszko) monumentalnej, dokumentacyjnej pracy historycznej „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” (o tej pracy, nagrodzonej przyznaną w ubiegłym roku po raz pierwszy Nagrodą Literacką im. Józefa Mackiewicza, można więcej przeczytać na stronie: www.tylkoprawda.akcja.pl).

Należy wyrazić uznanie „Rzeczpospolitej” za publikację tego artykułu. Niestety, redakcja uznała za stosowne zaraz obok umieścić artykuł Bogumiły Berdychowskiej pt. „Spotkanie nad mogiłami?”, który w sposób mętny daje do zrozumienia, że do pojednania z Ukraińcami „nad mogiłami” może nie dojść, oczywiście z winy Polaków. W artykule ani razu nie pada termin „ludobójstwo”, a w zakończeniu czytamy takie zdumiewające sformułowania:

„Trzeba też jasno powiedzieć, czy to, czy taki społeczny odzew się pojawi [chodzi o postawę społeczeństwa ukraińskiego, a nie tylko władz - dop. ZS], zależy również od tego, jak będą przebiegały polskie obchody 60. rocznicy wydarzeń na Wołyniu. Można z nich uczynić seans antyukraińskiej nienawiści...”, bo - jak zagadkowo pisze autorka - „istnieją w naszym kraju środowiska, którym antyukraiński resentyment przesłania całą złożoność sytuacji w czasie II wojny światowej na byłych kresach II Rzeczypospolitej...”, bo - pewnie te środowiska - mogą w uroczystościach położyć akcent „na niekończących się oskarżeniach i - skazanych z góry na niepowodzenie - próbach meblowania ukraińskiej historii zgodnie z polską wizją przeszłości”.

Nie zdzierżyłem, i napisałem natychmiast krótki list do redakcji:

Chwała redakcji za opublikowanie w ostatnim "Plusie i Minusie" artykułu Ewy Siemaszko o ludobójstwie popełnionym na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów. Trzeba mówić całą prawdę bez ogródek, tak jak ją widzieliśmy i przeżyliśmy. Nie rozumiem natomiast, co mają do rzeczy tajemnicze ostrzeżenia Bogumiły Berdychowskiej, która w innym artykule na ten sam temat pisze, by w obchodach 60. rocznicy wołyńskich mordów, które oczywiście muszą być oddaniem „hołdu zabitym i męczeńsko pomordowanym", nie kłaść akcentu na „niekończących się oskarżeniach i - skazanych z góry na niepowodzenie - próbach meblowania ukraińskiej historii zgodnie z polską wizją przeszłości". Kto i gdzie próbuje tego „meblowania"? Pani Berdychowska stwierdza: „istnieją w naszym kraju środowiska, którym antyukraiński resentyment przesłania całą złożoność sytuacji w czasie II wojny światowej na byłych kresach II Rzeczypospolitej". Czy to one chcą „meblować ukraińską historię" i co to są za środowiska? Co to jest „antyukraiński resentyment" i kto go żywi? Czy to coś takiego, jak „ciemnogród" i „oszołomstwo"? Prosimy jaśniej.

Od tego czasu ukazały się już kolejne dwa wydania „Plusa Minusa”, a w nich listy czytelników nawiązujące do mordów na Wołyniu, bez śladu - jak mi się zdaje - „antyukraińskiego resentymentu”, lecz dla mego liściku miejsca zabrakło. W jednym z opublikowanych listów jego autorka trafnie zwraca uwagę, że różne fakty na Ukrainie, w rodzaju „stawiania pomników ‘prowidnykom’ czystek etnicznych Polaków zaczynają negatywnie wpływać na stosunek społeczeństwa polskiego do Ukraińców”, ale natychmiast dodaje tajemniczo, w duchu p. Berdychowskiej: „Przy czym dodajmy, że większość Polaków nie podziela stanowiska własnych ekstremistów...”, i bliżej ich oczywiście nie charakteryzuje.

Apeluję więc do „Rzeczpospolitej”, zamówcie Państwo u jakiegoś znawcy problemu - może właśnie u pani Berdychowskiej - porządną analizę działalności i wpływu tych kręgów czy środowisk w naszym społeczeństwie, które żywią „antyukraiński resentyment”, grupują tych „ekstremistów”. Bo może to są po prostu tylko ci, którym najzwyczajniej w świecie nie podobają się wypowiedzi niektórych przedstawicieli najwyższych władz Ukrainy, np. Wołodymira Łytwyna, przewodniczącego Rady Najwyższej, który 1 marca powiedział: „Nie przeprosimy Polaków za masakrę wołyńską, gdyż w tym czasie nie było państwa ukraińskiego, a winnych tragedii nie znajdzie się ‘nawet w sądny dzień’” („Rz” nr 52 z 3.03.2003 r.). A może należą do nich i ci, którym nie podobają się również pouczenia osób dowodzących w imię tzw. niedrażnienia i z innych mętnie eksplikowanych powodów, że nad takimi faktami i oświadczeniami, jak pana przewodniczącego, należy się pochylić ze zrozumieniem („prawda jest złożona..., różnie to było..., Polacy też nie byli bez winy...”) i milczeć o zbrodni ludobójstwa.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010