49. Gospodarka rynkowa

Gospodarka rynkowa

WITOLD MISSALA

Punkt krytyczny

- Niech Pani wymieni osiągnięcia planu Balcerowicza, ma Pani 10 sekund czasu. Chwila namysłu, głupia mina. Czas minął.

Dobra odpowiedź.

Tak podsumował program Balcerowicza kabaret „Pod Egidą”. Sympatycy skądinąd sympatycznego wicepremiera zarzuciliby nas od razu potokiem słów o jego dokonaniach, z których wyciągnąć można stabilizację kursu złotego i ograniczenie inflacji. Więcej sukcesów trudno się dopatrzyć. Co więcej, zasadne jest pytanie, czy te osiągnięcia są nimi „w pełnym tego słowa znaczeniu”.

Stabilizacja kursu złotego do dolara czyli jego niezmienność przez osiem miesięcy i prawdopodobne utrzymanie go do końca roku ma też szereg ujemnych stron, co związane jest z trwającą w tym czasie inflacją (poziom cen w sierpniu jest co najmniej dwukrotnie wyższy niż w początkach stycznia). Tak więc siła nabywcza dolara na rynku polskim obniżyła się mniej więcej dwukrotnie. Dolar stał się poważnie „niedowartościowany”.

To zjawisko powoduje względne potanienie wyrobów importowanych w stosunku do produkowanych w kraju, co za tym idzie trudności ze zbywaniem wyrobów przez rodzime firmy i ograniczanie produkcji, a także znaczne podrożenie kosztów utrzymania w Polsce dla turystów zagranicznych, co może spowodować istotne zmniejszenie - i tak nie nadzwyczajnego - zainteresowania Polską ze strony turystów zachodnich.

Ograniczenie inflacji jest połowiczne. Poziom kilku procent miesięcznie daje inflację w skali jednego roku kilkudziesięcioprocentową. Nie można zatem uznać, że lipcowy czy sierpniowy wzrost cen oznacza wygraną z inflacją. Ponadto uzmysłowić sobie należy, że zmniejszenie inflacji nastąpiło na skutek drastycznego ograniczenia popytu także konsumpcyjnego, jak zaopatrzeniowego, nie zaś na skutek zwiększenia podaży towarów i usług. Potrzeby konsumpcyjne nie mogą być zaspokajane z uwagi na brak środków finansowych, tym niemniej te potrzeby istnieją. Częściowo są odkładane w czasie (np. wymiana zużytych urządzeń gospodarstwa domowego), częściowo zaś - jak w przypadku pożywienia - są sprowadzone do minimum.

Jesteśmy w punkcie krytycznym. Dotychczasowe metody przezwyciężenia kryzysu zostały wykorzystane, potrzeba nowych rozwiązań, które sprzyjać będą stworzeniu zdrowej gospodarki.

Rozwiązania te powinny zapewnić:

(l) przyrost produkcji i usług,

(2) zwiększenie wydajności pracy,

(3) likwidację nieefektywnych jednostek gospodarczych,

(4) likwidację wszelkich organizacji monopolistycznych,

(5) ukształtowanie struktury gospodarczej z dominacją średnich i małych jednostek gospodarczych,

(6) optymalne wykorzystanie warunków naturalnych.

Z tak zarysowanych celów polityki gospodarczej wynika, że kluczową sprawą dla jaśniejszej przyszłości polskiej gospodarki jest prywatyzacja sektora państwowego połączona z rozbiciem nadmiernie scentralizowanej struktury gospodarki, co powinno szybko zapewnić demonopolizację wielu dziedzin gospodarki, stworzyć wiele średniej wielkości organizmów gospodarczych, przyczynić się do ograniczenia liczby jednostek nieefektywnych, poprawić wydajność, a w konsekwencji pobudzić wzrost podaży.

Najważniejszym pytaniem na dziś jest pytanie Rafała Krawczyka - czy tworząca się ponad pół roku ustawa o prywatyzacji wejdzie w życie, nie w sensie prawnym, bo to nastąpiło 1 sierpnia br., ale faktycznie. Niepokój zawarty w tym pytaniu wydaje się być jak najbardziej uzasadniony. Konieczność prywatyzacji ogłoszono bowiem już we wrześniu ub. roku, decyzje w tych sprawach odraczane były do uchwalenia ustawy, ale i po jej ogłoszeniu ciągle nie słychać o konkretach, lecz o „wytypowanych przedsiębiorstwach do prywatyzacji w pierwszej kolejności”. Nadal pracownicy obawiają się tych decyzji. Ich niepokój podsycany jest przez środowiska lewicowe, które ciągle trzymają się kurczowo koncepcji przedsiębiorstwa samorządowego nie bacząc, że nigdzie i nigdy nie grzeszyło ono nadmiarem efektywności. Podobnie wykorzystywany jest straszak wykupienia Polski przez kapitał zagraniczny (niemal utożsamiany z niemieckim), ale - jak wiadomo - liczby są nieubłagane, do poważnych inwestycji zagranicznych w Polsce wciąż właściwie nie dochodzi.

Na marginesie jednak warto obejrzeć się za siebie - dlaczego żadnego kroku w kierunku odpaństwowienia gospodarki nie zrobiono. W szczególności dziwi mnie brak działań ze strony Rady Ministrów w zakresie przedsiębiorstw przejętych niegdyś pod przymusowy zarząd państwa i znacjonalizowanych z naruszeniem ówcześnie obowiązujących przepisów, czyli bez podstawy ustawowej. A zatem zgodnie z obowiązującym cały czas porządkiem prawnym przedsiębiorstwa te nie powinny były być państwowe, możliwy był więc ten krok. Na ustawę czekały przedsiębiorstwa znacjonalizowane zgodnie z ustawą z 1946 r.

Druga uwaga związana z prywatyzacją dotyczy często podnoszonego argumentu o niemożności zwrotu przedsiębiorstw byłym właścicielom lub ich spadkobiercom z uwagi na fakt, że dane przedsiębiorstwo A. D. 1990 jest zupełnie inne od tego A. D. 1946. Zważmy jednak dodatkowe okoliczności tej sprawy.

Po pierwsze - poziom techniczny tych przedsiębiorstw w momencie ich upaństwawiania w porównaniu z poziomem podobnych firm w Europie z pewnością mniej się różnił niż obecnie.

Po drugie - reparacje wojenne dotyczyły całej gospodarki, nie tylko państwowej, a więc jakaś ich część przypadała na te przedsiębiorstwa. Bez znaczenia jest zatem fakt, że później Polska zarzuciła ich dochodzenie.

Po trzecie wreszcie - rozwój przedsiębiorstwa, zmiana technologii, unowocześnienie parku maszynowego, rozbudowa czy powstanie filii miałoby także miejsce gdyby przedsiębiorstwo pozostawało w rękach właścicieli; możemy się domyślać, że ze znacznie lepszym skutkiem.

Czekamy zatem na prawdziwą reprywatyzację i prywatyzację mając świadomość, że tylko zdecydowane i sprawne działania w tym zakresie przyspieszą pokonywanie kryzysu.

Jeszcze jedną sprawę należy uwypuklić, a mianowicie, że zmiana struktury własności powinna zaowocować także likwidacją większości wszelkich, wielozakładowych przedsiębiorstw, co sprzyjać będzie ukształtowaniu się pożądanej struktury podmiotów gospodarczych. W tym miejscu należy też podkreślić, że sektor prywatny, jeśli dominuje na rynku, odznacza się znacznie większą efektywnością, wymusza także przystąpienie do walki konkurencyjnej pozostałych podmiotów gospodarczych.

Powyższe stwierdzenia każą niestety zwrócić uwagę na fakt, że pierwsze miesiące bieżącego roku nie służyły realizacji tak nakreślonych celów polityki gospodarczej. Nie myślę tu wyłącznie o bezruchu w sprawach prywatyzacji, lecz także o tym, że drogi kredyt i bariera popytu odbiły się niekorzystnie przede wszystkim na małych i średnich firmach oraz tych wchodzących dopiero na rynek. Zresztą i dzisiaj nie mają one łatwego życia. Dla większości nowo powstających firm, z niedużym kapitałem, kredyt jest praktycznie niedostępny. A z próżnego i Salomon nie naleje.

Reasumując, trzeba stwierdzić, że rządowi brakuje koncepcji szybkiej prywatyzacji, a co za tym idzie wyjścia z impasu gospodarczego, nie ma pomysłu na wspieranie powstających i istniejących firm prywatnych (są natomiast coraz to nowe koncepcje pomagania państwowym kolosom), nie ma wreszcie programu obronienia polskiego rolnictwa.

Rząd, jak wiele rządów na świecie (szczególnie socjalistycznych) lubi wyżywać się w gospodarce postrzegając ją najchętniej przez pryzmat budżetu państwa. Trudno mu się pogodzić z myślą o zgubności takiej polityki. Paradoksem jest, że jego aparat terenowy wyznaczony do prowadzenia spraw podatkowych (urzędy i izby skarbowe) ciągle bardziej jest zainteresowany deklaracjami podatkowymi niż faktycznie ich płaceniem.

P . S.

Zastrzeżeń co do poczynań rządu w sprawach gospodarczych, można z pewnością uczynić więcej. Jednym z istotniejszych jest kolejność działań założona i realizowana w ramach „planu Balcerowicza”, co do której wielu ekonomistów wysuwa poważne wątpliwości.

Istotnym efektem „pierwszego etapu” było zniszczenie pierwszej fali przedsiębiorczości - całej wielkiej grupy ludzi, którzy mogliby stanowić dziś liczącą się klasę businessmenów.

Nie podjęto i nadal nie podejmuje się w istocie kroków zmierzających do odważnego wspierania i poparcia prywatnej przedsiębiorczości, w tym „dużej”, w tym zagranicznej. Wydaje się, że w dużej mierze obowiązuje nadal niezmiernie szkodliwa teza o „równorzędności sektorów”, która w polskiej sytuacji uprzywilejowuje własność państwową (zachodzi tu interesująca paralela z rzekomą „równością partii politycznych” uprzywilewującą wiadomo kogo).

Rząd wykazuje też zdumiewającą ślepotę traktując rolnictwo (i to jeszcze zdewastowane polskie rolnictwo), jako li tylko „jedną z wielu gałęzi gospodarki”.

Wydaje się, że wbrew hucznym zapowiedziom nie ma on jasnej i efektywnej wizji działania (czego nie należy mylić z deklaracjami a nawet ustawami). Nie ma jej też np. Jeffrey Sachs, który przed amerykańską podkomisją senacką nie potrafił powiedzieć nic konkretnego na ten temat. Sprawa prywatyzacji interesowała go zresztą zawsze nadzwyczaj mało a jego znajomość „zasad” państwowej gospodarki komunistycznej jest żadna. Upowszechniane szeroko przez propagandę rządową selektywnie dobierane pochwały zachodnie ograniczają się z reguły do ograniczenia inflacji i stabilizacji kursu dolara oraz, ewentualnie do uznania wobec rządowych zapowiedzi. A czas płynie...

Największym powodem naszego sceptycyzmu jest wszakże ATMOSFERA panująca w kraju (mimo werbalnego poparcia dla prywatyzacji itd.). Dotykamy tu spraw głębszych niż aktualna polityka rządu, choć jest on niewątpliwie w poważnym stanie odpowiedzialny za to, że nie umiał jej zmienić. Atmosfera ta, czy raczej nastawienie, obejmuje zresztą również rząd jako taki.(1) Reasumując - nie wierzymy w „cud gospodarczy” nad Wisłą. By choćby zbliżyć się do drogi prawdziwego rozwoju, potrzeba będzie jeszcze wiele prób i błędów oraz - właśnie - ALTERNATYWNYCH rozwiązań, w tym personalnych.

T.

Przypis:

(1) Nie wiadomo zresztą czy szerokie przywrócenie własności po okresie prawie pół wieku niszczenia tego pojęcia jest w ogóle możliwe. Nie darmo starożytni nazywali ją „świętą”...

Contra 1988-1990