22. Demokraci

Koszmarna wizja „Polski komitetowej” (pod wypróbowanym kierownictwem) jakby się oddalała. Czy można jednak mówić już o zniknięciu ciągot do zapewnienia Polsce „czegoś nowego”, odchodzącego od "utartych modeli historycmych"?

Czyli - czy możemy się już czuć bezpiecznie?

Wszak sam premier jest przeciw demokratycznemu piekłu, twierdzi, że wyznawanie odmiennych od T. Mazowieckiego poglądów prowadzi do barbarzyństwa, natomiast podzielanie poglądów T. Mazowieckiego jest wyrazem dojrzałości. Wzywa wszystkich, by się opamiętali i dojrzałość wykazali. Domaga się dla rządu wsparcia i consensusu, nie uważa natomiast, by była mu potrzebna opozycja. Na wszelki wpadek, obok żądań i wezwań, wspomagany przez ministrów i wice, patronuje utworzeniu szeregu dojrzałych ciał politycznych. Przejąwszy od A. Michnika hasło „ładu (nie) demokratycznego” podkreśla, że on, premier, czuje się całkowicie wolny.

Mamy też cały szereg wybitnych postaci „bezpartyjnych”. Uważają ową bezpartyjność za rzecz pryncypialnie wskazaną, mogącą dobrze służyć Polsce, czyli im. „Nie fetyszyzowałbym pojęcia pluralizmu” - stwierdza trafnie Ryszard Reiff.

Najładniej ujął to chyba jednak marsz. Stelmachowski, który tak zasmakował w swej funkcji, iż nie sądzi by celowe było, aby ktokolwiek różnił się od kogokolwiek w czymkolwiek. „Pokutuje u nas dziwny dogmat o potrzebie partii politycznych. Na Zachodzie przyzwyczajono się do tego, ale po co u nas ma to być?” - konstatuje z wdziękiem (RWE, 17.06.90). I co na takie dictum?

Przytoczyć głos przedstawiciela Związku Wolnych Demokratów z Węgier: „System parlamentarny może być zbudowany tylko na systemie wielopartyjnym”?

A może stwierdzenie amerykańskiego profesora: „Jako historyk nie znam przykładu nowożytnego, by istniała rzeczywista demokracja bez form partyjnych”? (Oba głosy z czerwcowego sympozjum w Warszawie).

Powołać się na skandowany okrzyk rumuńskich studentów: „Nie chcemy specjalnej demokracji!” (eksperymentalnej, obywatelskiej, etc. etc.)?

Próbować wykazać profesorowi, że nie chodzi o „dogmat”, ale pewnik i oczywistość, rozumianą od Birmy poprzez Algierię aż do Peru? Zda się to na coś?

Oczywiście, że nie. tzw. intelektualiści głoszą cnotę apolityczności („Nie należę do żadnej partii”, co często oznacza: „Należałem do PZPR i dziś mi głupio”), gdyż utrzymanie w podobnej cnotliwości społeczeństwa zapewnia im wspaniałe pozycje: i autorytet, i stanowisko i wpływy przyziemne i duchowe, natomiast uwalnia od wszelkiej politycznej odpowiedzialności.

Także twórcy (z konieczności) przeróżnych Sojuszy podkreślają ich wszechobejmujący, ponadideowy charakter. Wyznają dewizę red. Turowicza: „Należy w t e j c h w i l i (znaczy „na stałe”) ograniczyć demokrację, żeby wzmocnić państwo, które jest gwarantem demokracji.” Red. Turowicz wyjaśnia przy okazji, jak najbardziej zgodnie z prawdą, że podobną linię „Tygodnik Powszechny” reprezentował zawsze. Czekał tylko na państwo „dobre”. No a skoro ma dziś masę posłów, senatorów, ministrów i ambasadorów...

Nie, wśród jednych i drugich oraz przy takim rządzie z przybudówkami, na pewno nie można jeszcze czuć się bezpiecznie.

Może rzeczywiście zmajstrują oni nam, oczywiście dla naszego dobra, „coś nowego”?

(jak)

Z dwóch wywiadów

„Obecnie mam wrażenie, że usiłujemy jak kiedyś partia utrzymać siłą zjednoczony blok - to niebezpieczne i dlatego chcę to złamać. Chcę żeby Polska stała się normalnym krajem, by zamiast Frontu Jedności Narodu (bo to nic innego) wprowadzić dynamikę twórczego, pluralistycznego podziału.”

Lech Wałęsa, « Le Monde » 9.06.

„To nie jest konflikt między prawicą a lewicą, lecz między dwiema przeciwstawnymi kulturami politycznymi - europejską i nowoczesną oraz nacjonalistyczną, która jest etnocentryczna i antykulturalna...”

Adam Michnik, « La Reppublica » 30.05.

Test

... Wiele wskazuje na to, że choć następne wybory nie będą demokratyczne a sytuacja pozostaje niejasna i dla środowisk nie-okrągłostołowych niezadowalająca - stanowić będą one dla społeczeństwa polskiego wielki egzamin. Jego aktywna część będzie prawdopodobnie musiała wybrać między tym co wmawiać jej będą wybitne autorytety i krzykliwa propaganda wspierająca całą swą siłą obecny establishment a tym co podpowiadać jej będzie wyłącznie instynkt wolności i zdrowy rozsądek. Będzie to wielki egzamin niezależności myślenia. Wynik egzaminu może przesądzić o losach kraju na najbliższe lata. Zadecyduje się bowiem to czy nastąpi kolejne zwycięstwo dotychczasowych sił, co grozić może utrwaleniem ich dominacji i niemocy społecznej na czas nieograniczony, czy nastąpi zmiana, według zasad demokracji, na czas chwilowy. Zadecyduje się to, czy Polacy zrozumieli już, że rządy, kierunki, trendy oraz reprezentujące je elity powinny ulegać wymianie.

Tym samym poddana zostanie testowi przyszłość demokracji w Polsce, przy czym test ten polegać będzie na czymś akurat najzupełniej przeciwnym niż troski i obawy wyrażane na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.

Contra 1988-1990