16. Adam Michnik bossem partyjnym

Szanse na zaistnienie w Polsce demokracji i powstanie normalnego systemu wielopartyjnego niepomiernie wzrosły.

Ludzie, którzy lata całe twierdzili, że partie polityczne to przeżytek, zostali zmuszeni do utworzenia własnej partii! Dla tych, którzy chcieli, za pomocą monolitycznego „ruchu społecznego” pod własnym przywództwem, zawładnąć na dobre całą sceną polityczną, stanowi to KOLOSALNĄ PORAŻKĘ.

Wyłączność sterowania owym „ruchem” miał zapewnić sztandar „Solidarności”, potem zcentralizowana struktura Komitetów Obywatelskich, co jak się dosłownie wyrażono, „powinno wystarczyć”.

Nie udało się. Zamiast być dalej jedyną, rzekomo ponadideologiczną „reprezentacją wszystkich Polaków” - dziś są zaledwie jedną z dwóch głównych, jutro, należy wierzyć, będą tylko jedną z wielu. Dla wyznawców TOTALITARNEJ DEMOKRACJI, wizjonerów budowy „nowego społeczeństwa” oznacza to KLĘSKĘ.

Wydawałoby się, że można szczerze pogratulować Wałęsie, który otwarcie stwierdzał: „zmuszę Adama do określenia się”, i wbrew opinii aż całego Krakowskiego Przedmieścia, dopiął celu. Wydawałoby się też, że powstanie ROAD winno się przyjąć wyłącznie z satysfakcją i uznaniem. Czemu więc reakcja nasze nie ogranicza się do satysfakcji, czemu nadal piszemy o tym środowisku w sposób tak ostry, wykraczający poza zwykły (jak np. w przypadku PPS-u) spór ideowy? Czy nie jest to z naszej strony, przejaw braku tolerancji tudzież demonstrowanie „braku kultury politycznej”? Otóż, nie.

Nie chodzi o to, że ugrupowanie owo przedstawia się jako bezalternatywne ucieleśnienie dobra i piękna, wyraziciel ekskluzywnej w swej autentyczności troski o szczęście i dobrobyt wszystkiego i wszystkich, ani o to, że czyni to w sposób niezwykle mętny.

Postępuje tak wiele, a nawet większość partii politycznych na świecie. Nie chodzi nawet o metody jakie stosują szefowie i pionki „środowiska” wobec swych przeciwników politycznych. Fałsz i pomówienie, obłuda i demagogia są również często spotykanym elementem życia politycznego. Można by co prawda uznać, że przedstawianie światu - dla własnego profitu - Polski jako kraju dzikusów o demonicznych skłonnościach, który tylko światłe kierownictwo jest w stanie okiełznać, stanowi pewne przekroczenie europejskich norm uprawiania polityki.

Jeśli jednak weźmie się pod uwagę, z jakiego obozu ideowego wywodzą się liderzy owego kierownictwa, jaki nurt polityczny reprezentują, to szok powinien być znacznie mniejszy. Bynajmniej nie tylko komuniści, ale w okresach „burzy i naporu” także postępowcy różnej maści, zwykli określać swych nawet umiarkowanych oponentów dźwięcznym terminem – „faszyści”. Podobne zachowanie ma już swą tradycję; wchodzi wręcz w skład etosu „obozu postępu”.

W ten sposób doszliśmy do sedna sprawy. Liderzy Ruchu nadal nie chcą przyznać się do przynależności do wspomnianego obozu, nie chcą nazwać po imieniu swego kierunku politycznego. Próbują nadal prezentować się jako „wszystko”. Usiłują wciąż, nawet bez szyldów, na które stracili wyłączność, przedstawiać się jako jedynie słuszna emanacja „ruchu”, „etosu”, jako jedynie reprezentatywny spadkobierca tego, co łączyło Polaków w latach 1980-1981.

Usiłują więc, na taką skalę na jaką są to w stanie dzisiaj uczynić, kontynuować podstawowe nadużycie, będące powodem ciągłego braku demokracji w naszym kraju. Z tej uzurpacji nie chcą zrezygnować. Tak więc Wałęsa nie całkiem jeszcze „zmusił Adama do określenia się”. Czy w ogóle jest to możliwe? Czy możliwe jest zmuszenie liderów do owego drugiego podstawowego ustępstwa, drugiego kroku w kierunku uczciwości politycznej?

Bez tego trudno wyobrazić sobie wszakże powstanie w Polsce normalnego systemu parlamentarnego, natomiast wiadomo, że demokracja będzie stale zagrożona, a przynajmniej niepełna. Będzie to bardzo trudne.

Z miejsca narzuca się bowiem inne pytanie. Czemu ludzie ci działają z taką pewnością siebie, idą na całego, wierzą że przeprowadzony manewr zapewni im zwycięstwo?

Wydawałoby się przecież, że ich gra jest tak przejrzysta, hasła tak zgrane a postawa tak nieatrakcyjna dla społeczeństwa pragnącego wydostać się z komunizmu...

Na powyższe pytanie można by odpowiedzieć: działają tak z desperacji, dlatego bo nie mają innego wyjścia. Byłaby to odpowiedź optymistyczna.

Można też twierdzić (czynią tak niektóre organizacje niepodległościowe), że chcą okazać swą siłę, bo liczą na to, że skłonią bądź zmuszą Wałęsę by się z nimi „pogodził”, a wówczas sytuacja „wróci do normy” i będzie mniej więcej taka jak teraz. Jest to odpowiedź, czy raczej możliwość, pesymistyczna. Wysoce prawdopodobne jest wszakże przypuszczenie, że głównym powodem ich pewności siebie jest fakt dysponowania potężnymi atutami. Dla przykładu:

1. Życzliwość a nawet pomoc i wsparcie rządu i jego organów. Ostatecznie mamy tu do czynienia z sojuszem, atoli nie na rzecz demokracji. Koła rządowe za pomocą wszystkich dostępnych władzy środków wspierają ów sojusz (por. artykuł „Pączkowanie demokracji”).

2. Dysponowanie najpotężniejszymi środkami propagandowymi - własnymi i rządowymi. Właśnie obserwujemy początek kampanii reklamowo-nagłaśniającej.

3. Ujawniające się w wieloraki sposób poparcie Zachodu. Płynie ono nie tylko od wpływowych przyjaciół, ale także od ideowych ignorantów, których zdołali omamić swą propagandą („tylko my gwarantujemy przeprowadzenie reformy gospodarczej”) tudzież od instytucji rządowych i oficjalnych pragnących, by chociaż w Polsce panował święty spokój i „umiarkowanie”. Ma się rozumieć, że sympatyzuje z nimi prawie cała zachodnia prasa, łącznie z dużą częścią prasy prawicowej.

4. Spowodowana wymienionymi przyczynami dezorientacja i zagubienie ludzi, co oczywiście usiłuje się pogłębiać.

5. Sympatia wybitnych osobistości. Zważmy jak mało znanych intelektualistów wykazało niezależność myślenia, antykomunistyczną odwagę, nieco indywidualizmu i wyobraźni politycznej i nie dołączyło do obozu „jedynych zbawców Ojczyzny”. Konformizm tej grupy, cieszącej się w Polsce tradycyjnie dużym prestiżem jest przygnębiający. Zaledwie mała część kieruje się przesłankami ideowymi, większość jest „bezpartyjna”, ale dba pilnie by na wszystko reagować w sposób „właściwy”. Grupa polityczna, o której tu mowa, ma więc za sobą praktycznie całe przysłowiowe Krakowskie Przedmieście i establishment środowiskowo-kawiarniany (spora jego część jest już establishmentem rządowym). Ostracyzmu towarzyskiego wielu ludzi myślących bardziej niezależnie boi się bardziej niż kiedyś SB.

6. Najczęściej skryte i stonowane poparcie obozu współrządzącego - administracji państwowej i sporej części nomenklatury, z którą sojusznicy obchodzą się tak delikatnie. Nie, stanowczo za wcześnie ogłaszać wzejście w Polsce jutrzenki demokracji.

(Red)

Contra 1988-1990