7. Rewidujemy Układ Warszawski - Wywiad z ministrem Krzysztofem SKUBISZEWSKIM

Rewidujemy Układ Warszawski - Wywiad z ministrem Krzysztofem SKUBISZEWSKIM

Ale nigdy z niego nie wystąpimy

Zagrożenia z Zachodu nie ma, ale Doradczy Komitet Polityczy jest potrzebny. Potrzebne jest też Zjednoczone Dowództwo - w celu samoobrony. Tyle minister Skubiszewski(1)

Inny minister ujmuje rzecz nieco inaczej:

DOMINUJE ŚWIADOMOŚĆ, ŻE ZWIĄZEK RADZIECKI STANOWI GWARANCJĘ

NASZEJ NIEPODLEGŁOŚCI.

Gdzie dominuje ta świadomość w sierpniu 1990 roku? Czy są to ideologiczne popłuczyny myślowe byłego politruka mianowanego na ministra przez T. Mazowieckiego?

Chyba nie. Wszystko wskazuje, że jest to pogląd „naszego” pierwszego niekomunistycznego itd. Rządu. Może ktoś poprosi p. Niezabitowską o rozwinięcie i bliższe sprecyzowanie tezy ministra? Czy miał on na myśli to, że gdyby nie ZSRS Polska utraciłabz natychmiast niepodległość? Czy też fakt, iż tak reklamowane wielotygodniowe wysiłki „niemieckie” ministra Skubiszewskiego zakończyły się sromotnym niepowodzeniem?

A może Szwedzi i Austriacy zamierzają naruszyć integralność naszego kraju? Rozumiem, że mówiąc o „destabilizacji” minister miał na myśli destabilizację Związku Sowieckiego, ale czym różni się teza o ZSRS jako gwarancie polskiej niepodległości od tej wbijanej nam do głów przez wszystkie kolejne Politbiura i rządy poprzednie?

„Rzeczpospolita”

„Polska jest za stopniowym wyjściem ze struktury militarnej. Chcemy, aby Układ Warszawski miał charakter polityczno-konsultacyjny. Nie przyjmujemy takiej drogi postępowania jak Węgry, które ogłosiły już wyjście z Układu do 1991 roku. Proces wychodzenia musi być rozsądny, aby nie groził destabilizacją. Dominuje świadomość, że Związek Radziecki stanowi, jak na razie, gwarancję naszej niepodległości”.

Wiceadmirał

Piotr Kołodziejczyk

Pozwolę sobie na nielojalność wobec „naszego rządu”. Otóż uważam, że ZSRS jest gwarantem naszej podległości a gabinet T. Mazowieckiego gwarantem tego, iż się to nie zmieni.

Jałta odniosła wspaniały triumf w świadomości T. Mazowieckiego i jego ministrów. T. Mazowiecki na majowym spotkaniu z „kierowniczą kadrą WP”, oświadczył, że traktuje Układ jako sojusz obronny, że sytuacja jest złożona a „uwarunkowania zewnętrzne i wewnętrzne” nakazują stosowanie „metod umiarkowanych”. Stwierdził, iż opowiada się „za spokojnym wycofywaniem wojsk radzieckich z Polski”, natomiast nie chce „by ten proces przebiegał tak ostentacyjnie, jak w niektórych innych krajach”. Zamiast pytać dlaczego premier tego nie chce, warto zauważyć, że nawet „ostentacyjne” wychodzenie tych wojsk potrwałoby parę lat.

Premier powiedział również:

O polityce wobec ZSRR: - „Chcemy mieć na Wschodzie przyjazny kraj. Pierwszym zadaniem rządu było doprowadzenie do tego, by kierownictwo państwa radzieckiego rozumiało, że gwarantujemy przyjazne stosunki z tym krajem, że PZPR nie należy traktować jako jedynego gwaranta przyjaźni polsko-radzieckiej. Drugim trudnym trudnym zadaniem jest uczynienie stosunków między naszymi narodami stosunkami normalnymi i przyjaznymi. Jest to niełatwe, wymaga czasu, trzeba przełamać pewne stereotypy i uprzedzenia.”

Widać z tego, że T. Mazowiecki nie przyjmuje do wiadomości istnienia narodów litewskiego, ukraińskiego i innych, w tym rosyjskiego. Dla premiera istnieje jakiś „naród radziecki” oraz konieczność gwarantowania przez jego rząd „przyjaznych stosunków” (czytaj – uległości i podporządkowania), godnych tradycji PZPR. Oba koncepty są żywcem przeniesione z epoki co najmniej breżniewowskiej i dowodzą skandalicznego uwiądu myśli politycznej, nie potrafiącej przystosować się do nowych czasów i możliwości. Życząc Premierowi sukcesów na drodze utrwalania przyjaźni polsko-„radzieckiej”, stwierdzam, iż ani nie reprezentuje on niepodległej Polski, ani nie jest „moim premierem”.

W niecały miesiąc później minister, który w Sowietach widzi gwaranta niepodległości Polski, wraz z premierem, który bez przerwy powtarza jak jest niepodległy oraz prezydentem, zasłużonym w mordowaniu w latach 40-tych Polaków walczących o niepodległość, składali wieńce w rocznicę 15 sierpnia, w rocznicę symbolizującą obronienie się Polski przed bolszewickimi „gwarancjami”.

Parę miesięcy przedtem Jaruzelski wygłosił mowę na posiedzeniu Komisji Praw Człowieka w Genewie. Wystąpił, jako rzecznik polskiej tolerancji, zaraz po więzionym 22 lata przez komunistów kubańskich Armando Valladaresie.

Mówiąc w liczbie mnogiej, Jaruzelski stwierdził, że zarówno po I jak i II wojnie bywały u nas, jak gdzie indziej, okresy regresu w respektowaniu praw człowieka. „Z początkiem lat 50-tych” (ale nie wcześniej) nawet „dochodziło” do czegoś więcej. „Mówimy” jednak o tym szczerze, bo nie chcemy wymazać tych kart z księgi polskich dziejów - stwierdził. My - czyli Jaruzelski, Niepodległa RP i twór sowiecki 1944 roku - czyli to samo.

Krańcowa bezczelność tej wypowiedzi, w której przemieszane jest wszystko: polskie tradycje i komunizm, „regres w respektowaniu” i ludobójcze zbrodnie UB i NKWD, funkcja prezydenta i osoba Jaruzelskiego, który odznaczył się osobiście w czynnym „łamaniu praw” nie tylko człowieka, ale swego narodu w latach czterdziestych (stąd ten fałsz z „początkiem lat pięćdziesiątych”), wreszcie podłączenie zniewolenia Polski pod polską tradycję i zapewne winę - możliwa jest tylko w dzisiejszej hybrydzie ustrojowej pseudo wolnej Polski.

15 sierpnia przywrócono Placowi Zwycięstwa nazwę Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego; nieopodal przebiega bulwar im. Juliana Marchlewskiego...

Wszystko to, a przykłady można by przytaczać całymi stronicami, jest OBRZYDLIWE. Nie jest jednak najwyraźniej obrzydliwe dla wielu „naszych”. Toteż wydaje się, że bynajmniej nie tylko Jaruzelski jako prezydent, komuniści na wielu eksponowanych stanowiskach czy nawet wojska sowieckie usadowione tutaj niczym w czasach międzyrozbiorowych, stanowią przeszkodę w uzyskaniu przez Polskę niezawisłości.

P. M.

Przypis:

(1) W połowie sierpnia czołowy funkcjonariusz MSZ mówił coś najzupełniej przeciwnego od ministra w sprawie Komitetu Politycznego i Dowództwa, ale nie samego Układu. Tym niemniej zauważył, że w tej dziedzinie (podobnie jak w absolutnie, ale to absolutnie we wszystkich) „przodujemy”, a jakże.

W reformowaniu Układu „stanowisko Polski jest najdalej idące” - pochwalił się, albowiem dla Węgrów „sprawa ta ma mniejszą wagę”. Nie dodał, iż ma mniejszą wagę bo Węgrzy chcą z Układu wystąpić.

Obiecał za to, że polityka zagraniczna obecnego rządu „rozwija skrzydła”. Nie dodał, że są to skrzydła obciążone rdzewiejącym sierpem i młotem.

Contra 1988-1990