6. "Polityka wschodnia"

JACEK KWIECIŃSKI

"Polityka wschodnia"

Snuje się różne domysły na temat przyczyn sowietofi1skiej polityki rządu. Trudno je było ustalić, gdyż premier i jego otoczenie zakazali formalnie wszelkich dyskusji o „polityce zagranicznej” (w stosunku do Sowietów). Gdy dotyka się tej kwestii, robią się jeszcze bardziej poważni, tak jakby byli w posiadaniu niezwykle istotnych informacji, skłaniających ich do takiej właśnie a nie innej polityki.

Ale oto wiadomo już czemu, zdaniem rządu T. Mazowieckiego, wojska sowieckie muszą pozostawać tutaj, Polska musi tkwić w Układzie Warszawskim a wszelkie więzy z Sowietami muszą być zachowane. Powie ktoś - przecież to wiadomo od dawna: kontynuujemy zaczętą l września 1939 r. wojnę z Niemcami, od 51 lat znajdujemy się pod okupacją niemiecką, a Sowiety to potężny protektor i obrońca ... Powie - i będzie w błędzie. Przyczyny są zupełnie inne.

Ujawnił je niespodziewanie poseł Szymanderski na lipcowej pogawędce czołówki OKP z wyższymi, szkolonymi w Moskwie oficerami.

Okazuje się, że rząd T. Mazowieckiego jest jeszcze wspanialszy niż przypuszczano. Wziął bowiem na siebie wielki ciężar, z czego inni absolutnie zrezygnowali. Inni zaczęli niedelikatnie obchodzić się z Armią Czerwoną i Układem Warszawskim. Polska T. Mazowieckiego, której rola we wszystkich dziedzinach jest jak wiadomo zupełnie szczególna i absolutnie wyjątkowa („wiodąca” chciałoby się powiedzieć, gdyby miało się skłonność do rusycyzmów), będzie natomiast obchodzić się ze wspomnianymi instytucjami niezwykle delikatnie. Nie tylko dla swego dobra, ale z troski o świat cały. Albowiem:

„Nie możemy swoim gwałtownym zachowaniem spowodować u Armii Czerwonej poczucia, że Sowiety przegrały II wojnę światową” - wyjaśniał poseł Szymanderski.

My, jako przegrani w tej wojnie, mamy szczególny obowiązek by owo „poczucie” definitywnie rozwiać. Inni mogą wypraszać Sowietów, ale gdyby to uczyniła Polska, kraj nie tylko najważniejszy w Galaktyce, ale również ten, który pokonany przez ZSRS, szczególnie zasłużył sobie na okupację, to „poczucie” owo mogłoby się zachwiać... Cóż by bowiem z niego pozostało?

Związek Sowiecki zagarnął co prawda w czasie swych zmiennych sojuszy wojennych terytoria bodajże 10 państw, ale zgodzimy się przecież, że trudno tu mówić jeszcze o „poczuciu” wystarczającym.

Należy wszakże pamiętać dodatkowo o słynnym w świecie, tradycyjnym i historycznym rosyjsko/sowieckim kompleksie zagrożenia i okrążenia. Toteż gdyby zaszła konieczność wycofania się z Legnicy sowieccy generałowie mogliby nie zdzierżyć. - Wszystko, tylko nie to - powiedzieliby sobie. To po to wygraliśmy z Hitlerem by tracić Polskę? - mogliby słusznie zapytać. A gdy spojrzymy na kruchość obecnej sytuacji w Sowietach... Wnioski są oczywiste. Ponieważ poczucie zagrożenia jest u przywódców Kremla nieśmiertelne, a nic nie wskazuje również aby sytuacja w Sowietach przestała być „krucha” -wojska sowieckie w Polsce i Polska w Układzie pozostaną jeszcze przez parę pokoleń! To jest nasz specjalny wkład do mądrej ogólnoświatowej akcji „pomagania Gorbaczowowi”!

To jest - jak sformułował to poseł – „nasza polityka wschodnia” (utrzymywanie niesuwerenności dla celów wyższych)! Już nie tylko politycznym obowiązkiem, ale wręcz patriotyczną oraz globalną zasługą dzisiejszych polityków jest zapewnienie obecności wojsk sowieckich w Polsce! Kiedyś one tu być musiały, bo Związek Sowiecki był silny i tego żądał, teraz być muszą, bo Związek Sowiecki jest słaby i my tego żądamy!

Jestem przekonany, że tak rewelacyjnej racjonalizacji postępowania rządu T. Mazowieckiego wobec Sowietów, poseł Szymanderski nie wymyślił sam. Sądzę, iż to raczej do premiera i jego otoczenia dotarły „poufne”, „nieoficjalne” ostrzeżenia wskazujące na zagrożenia jakie nieść by mogło śmielsze postępowanie.

Powiedziano zapewne „w zaufaniu”, że „gwałtowniejsze ruchy” Polski (i tylko Polski) - wobec Układu, groziłyby nieobliczalnymi konsekwencjami dla naszego kraju, Europy, świata i okolic. Nastąpiłby natychmiast upadek generalnego sekretarza, pucz zorganizowany przez koalicję czarnosecinnych i stalinowskich generałów oraz ogólny kataklizm.

Do Polski wkroczyłoby 10 razy więcej wojsk sowieckich, być może sprzymierzonych z Chińczykami. I tak dalej. Jest też pewne (o ile powyższe dedukcje są trafne), że premier natychmiast w to uwierzył, po czym przejął się i zatroskał głęboko. Ostatecznie wiara w podobne „ostrzeżenia” wchodzi w skład modelowej filozofii jego rządu i otoczenia - w ostatnich latach mamy już liczne przykłady jej praktykowania, także w polityce wewnętrznej.

Wobec takich niebezpieczeństw jak najbardziej wskazane jest unikanie pośpiechu. Poseł Szymanderski jednak, po wykazaniu tego, wskazał równocześnie, że pilnie potrzebny jest pośpiech. Albowiem, jak zauważył - w każdej chwili grozi nam to, że „ewentualny przewrót komunistyczny (sic) lub faszystowski w ZSRR przeniesie się na nasze terytorium poprzez przebywającą tu armię radziecką”.

Okazuje się więc, iż wywoływanie odpowiedniego, uspokajającego wrażenia na generalicji sowieckiej niczego w naszym położeniu nie zmienia. „Nie można czekać, dzieci nam tego nie wybaczą” - apelował, z kolei o pośpiech, poseł. Zdaniem J. Szymanderskiego należy się więc jednocześnie spieszyć i nie spieszyć. Z czym należy się spieszyć? Ano z tym, by tutejsi wyżsi oficerowie zapewnili posła i sejmową komisję obrony narodowej, że są już suwerenni lub - jak to ujął obecny na spotkaniu A. Stelmachowski(1) - by „mimo złożoności sytuacji” stali się „w pierwszym rzucie” armią narodową!

Czy, w razie gdyby tutejsi generałowie suwerenni się okazali, miano by zamykać w koszarach Armię Czerwoną, czy też bić się z nią w Polsce - poseł nie wyjaśnił.

A wydawałoby się, że znacznie prostsze od przeżywania podobnych dylematów byłoby... Ale nie - poseł Szymanderski żadnej sprzeczności w postulowanej przez siebie i realizowanej przez rząd „polityce wschodniej” nie dostrzega.

Zebrani rozeszli się zadowoleni, chociaż nikt nie umiał czy też nie chciał ustalić czy tutejsza armia jest suwerenna, czy też nie jest.

Obiecano sobie za to dalszy „dialog”, a parlamentarzyści wyrazili głęboką nadzieję oraz wiarę, że w wojsku nastąpią odpowiednie, właściwe reformy. Opinie paru niższych stopniem oficerów stwierdzające, że owe reformy są fikcyjne i pozorowane, przyjęto do wiadomości.

Natomiast, pewno z uwagi na wielkie i pozytywne tradycje stacjonowania na ziemiach polskich obcych wojsk, do sprawy przebywania tutaj wojsk sowieckich już nie powrócono.

Wydaje się, że opisana sofistyka stanowi podstawę na której oparty jest stosunek rządu T. Mazowieckiego do Sowietów we wszystkich dziedzinach.

Jest to myślenie będące mieszaniną politycznego kunktatorstwa i mitomanii narodowej, pseudo-realizmu i wiary we własną misję dziejową tudzież bezalternatywną głęboką mądrością. Powiedzmy przeto wprost:

Małpowanie Zachodu, polegające na zastanawianiu się co może wywołać złe, a co dobre wrażenie na Kremlu, jest polityką co najmniej krótkowzroczną i jałową. Zamiast tego należałoby sobie wreszcie uświadomić że tzw. pierestrojka nie ma ŻADNYCH szans powodzenia, a w Moskwie prędzej czy później MUSI się coś zdarzyć. W tym stanie rzeczy, niezależnie jak i z której strony spojrzałoby się na sprawę, całkowicie bezspornym obowiązkiem jest podjęcie starań zmierzających do pozbycia się Armii Czerwonej z naszego kraju. Im szybciej, tym lepiej.

Do podjęcia działań w tym kierunku rząd Tadeusza Mazowieckiego jest najwyraźniej niezdolny. Jego inercja zagraża przyszłości Polski.

Przypis:

(1) A. Stelmachowski, członek KOK-u podkreślił też z naciskiem, że on „jako cywil nie ma nic do powiedzenia”. Przy innej okazji A. Wielowieyski stwierdził natomiast, że do działań KOK-u ma pełne zaufanie, ponieważ w jego obradach „uczestniczy czasem” zorientowany w sprawie - A. Stelmachowski.

Contra 1988-1990