4. Niepodległość

Rzecz najważniejsza - niezawisłość

W Polsce toczy się obecnie wielka batalia o demokrację, o rzeczywisty, polityczny i gospodarczy powrót do Europy. Podejmowane są próby wyciągnięcia naszego kraju z tzw. postkomunizmu, w którym ugrzązł. Chodzi o wydostanie się z układu z komunistami oraz odejście od stylu myślenia i działania będącego spuścizną ostatnich 45 lat. Na tym polega postulowane „przyspieszenie”, lecz nie jest to jego element najważniejszy. Elementem tym jest rzeczywista niepodległość Polski.

Piszemy dużo o „bitwie o demokrację” i rzeczywiście istnieje duża pokusa, by się do tego ograniczyć. Stwarza się wszakże wszelkie pozory, że kwestia niepodległości została definitywnie rozwiązana. Tymczasem Polska jest nadal podległa, podobnie jak nie jest demokratyczna. Nie uwolniła się jeszcze całkowicie z komunizmu.

Uwolnienie się od dominacji sowieckiej i związanych z tym uwikłań wewnętrznych i zewnętrznych, ograniczeń i tzw. uwarunkowań - pozostaje sprawą podstawową. Co więcej, czasy obecne stwarzają wyjątkową historyczną szansę podjęcia próby wybicia się na niepodległość autentyczną, faktyczną a nie fasadową, pozorowaną.

Trudno pojąć czemu prawie nikt nie mówi o tym głośno. Publicystyczny głos Krzysztofa Czabańskiego („Tygodnik Solidarność”) nie został podjęty; tylko czasem ów najważniejszy wątek pobrzmiewa w niektórych wypowiedziach Lecha Wałęsy. A przecież widać wyraźnie, że gromkie pokrzykiwania: jesteście wolni, jesteście suwerenni, macie wreszcie z powrotem Polskę, jesteście znów we własnym domu - bardzo wielu nie przyjmuje za prawdziwe.

(In[ pras.) „W 45 rocznicę nawiązania stosunków dyplomatycznych między rządem lubelskim a rządem ZSRR, minister spraw zagranicznych RP i minister spraw zagranicznych ZSRR wymienili depesze”.

Tak więc rocznica „nawiązania stosunków dyplomatycznych” między Sowietami i narzuconym przez nie Polsce namiestniczym i uzurpatorskim rządem okupacyjnym została uczczona.

Być może po cichu „nasz rząd” uczcił też wraz z Sowietami rocznicę zerwania przez nie stosunków z legalnym rządem RP?

Kontynuację jakiej Rzeczpospolitej uosabia w tym świetle „nasz rząd”?

Równie wyraźnie widać, iż osoby i środowiska tzw. niezależne, współrządzące dziś w kraju, są najwyraźniej niezdolne do przywrócenia Polsce niezawisłości. Trudno nawet dociec, czy wynika to z podjętych w tym względzie zobowiązań, czy spowodowane jest niezdolnością do przezwyciężania pewnego psychicznego nastawienia. Trzeba jednak przypomnieć, że są to osoby i środowiska dopuszczone do współrządzenia za zgodą okupanta wewnętrznego i zapewne zewnętrznego, uwikłane z jednym i drugim w odpowiednie układy i zależności.

W skład tych środowisk wchodzą i ci, dla których „sfederowany, zdemokratyzowany” Związek Sowiecki, z Polską u boku, nie jest bynajmniej niesympatyczną wizją ideową i ci, którzy tchórzliwego stosunku wobec „wielkiego sąsiada” nie wyzbędą się już nigdy a także ci, którzy reprezentują pewien stary polski nurt polityczny zawsze nacechowany serwilizmem wobec Rosji (Sowietów). Wszyscy oni, choć zapewne z różnych względów, wzięli na siebie rolę gwaranta kontynuacji podległości Polski i z dużą konsekwencją rolę tę spełniają.

Rzecznicy obecnego rządu obwieszczają syrenim głosem rzekome wprowadzenie „równoprawnych stosunków” z Sowietami. Jest to język Gomułki, a nie suwerennego rządu polskiego. Także zamiana podległości ideologicznej na państwową nie jest postawą przystającą do obecnej chwili i powstałych możliwości.

Rząd ten, zamiast wykorzystać możliwości wynikłe z destabilizacji Sowietów, ustawia Polskę nadal w upokarzającej roli klienta. Awansuje ZSRS na autentycznego obrońcę polskich interesów, czyniąc tym samym z polskiej racji stanu faktyczną doktrynę niesuwerenności. W tym kontekście, identycznie jak komuniści, operuje fikcyjnym zagrożeniem niemieckim. Podsyca histerię antyniemiecką, by przesłonić czołobitność wobec Moskwy.

(In[ pras.) „Cztery kutry rakietowe i tyleż kutrów zwalczania okrętów podwodnych wyposażonych w wyrzutnie torpedowe wchodzi w skład radzieckiej brygady kutrów, stacjonujących w Świnoujściu - poinformował 12 czerwca dowódca bazy, kpt. I rangi. W. Kudriawcew. Dane te podano do publicznej wiadomości po raz pierwszy. Dotychczas bazy - teoretycznie - nie było." .

Pisaliśmy już w specjalnym oświadczeniu o polskiej racji stanu: jeśli nie zażąda się natychmiastowego wycofania wojsk sowieckich z Polski, jeśli podtrzymywać się będzie histerię antyniemiecką, jeśli będzie się zachowywać wiernopoddańczy stosunek do Sowietów i utrwalać status Polski jako ich najwierniejszego satelity, to część wojsk sowieckich przejdzie tu z DDR. I będzie to (w odróżnieniu od kwestii granic: które są, podobnie jak świnoujście, całkowicie bezpieczne) ustalone poza naszymi plecami, a przynajmniej poza plecami polskiego społeczeństwa. Wobec destabilizacji Sowietów i możliwości powrotu tam ortodoksyjnego komunizmu wojska te mogą pozostać na czas nieograniczony.

No, ale skoro uznaje się nadal, kontynuując 45-letnią tradycję, że Sowiety są protektorem i największym przyjacielem Polski, skoro „Gazeta Wyborcza” twierdzi w olbrzymim tytule, że Armia Czerwona na naszych ziemiach może być atutem... Polski, to niewątpliwie trzeba być konsekwentnym.

Ową czołobitność mają też ukryć stosowane od czasu do czasu werbalne zapewnienia o jej braku lub takie tricki, jak przedruk przez państwową agencję marginalnego artykułu z „dogmatycznego” periodyku sowieckiego, w którym stoi, że postawa tutejszego rządu jest niezmiernie „twarda” (sic!).

Nie przypadkiem A. Besançon mówi o nowej osi Moskwa - Warszawa. Przedstawiciele rządu i OKP propagują w świecie cele zagranicznej polityki sowieckiej. Uwierzytelniają gorbaczowowskie plany „wspólnego europejskiego domu” oraz „systemu europejskiego bezpieczeństwa” (ze spieriestrojkowanymi Sowietami i odnowioną Armią Czerwoną na czele).

Plan wycofania sowieckich wojsk z Polski zostanie ewentualnie wdrożony w życie, „ale dopiero po stworzeniu zbiorowego bezpieczeństwa w Europie” - stwierdza niezwykle zadowolona z siebie pani rzecznik. Mówi to już po upadku alibi, czyli sztucznie stworzonego rzekomego zagrożenia dla Odry-Nysy.

17.06.90 Tadeusz Mazowiecki zakomunikował: „Polska pragnie rozszerzenia struktur europejskich na cały kontynent”. Na cały kontynent - czyli ze Związkiem Sowieckim na czele. „Nasz premier” firmuje w ten sposób cele polityki sowieckiej - wejście militarne, polityczne i gospodarcze ZSRS do Europy.

Forsowanie przez „naszych polityków” idei „wspólnego ogólnoeuropejskiego bezpieczeństwa” jest także nieocenioną pomocą w propagowaniu sowieckich celów strategicznych wobec Europy. Może więc na tym polega model „polskiego poletka doświadczalnego”?

Jakby nie było, realizowanie sowieckiej racji stanu, z pewnością wykracza daleko poza teorię o dobrosąsiedzkich, równoprawnych stosunkach.

Mamy więc duże szanse na wiele lat obecności tych wojsk, albowiem nie chodzi tylko o to by Europa wzięła na garnuszek Sowiety (co już zaczęła czynić), ale by Czerwona Armia „współbroniła Europy”.

Odnosi się wrażenie, że nawet gdyby Związek Sowiecki zaczął się już definitywnie rozpadać, a tamtejszy reżim władał już tylko Kremlem i Placem Czerwonym, to na wierność i obronę swych interesów ze strony „nowej Polski” liczyć może całkowicie.

Stosunek do Układu Warszawskiego, RWPG, powołanie się na „zobowiązania międzynarodowe” (czytaj: „uprawnione interesy sowieckie”), a także - co jest ściśle związane z tematem - Jaruzelski jako prezydent, Ciosek jako ambasador w Moskwie, przeróżne KOK itd. itd. - wszystko to mówi samo za siebie.

Zachowanie się rządu T. Mazowieckiego wobec poczynań KGB wokół grobów polskich jeńców wojennych, po prostu nie mieści się w głowie, jeśli uważać obecny rząd za reprezentanta niepodległej Rzeczpospolitej. Jest ono natomiast całkowicie logiczne, jeśli zważyć, że mamy do czynienia ze swego rodzaju kontynuacją rządów komunistycznych. Rząd milczy także w obliczu odkrywania innych zbrodni, wspominając tylko czasem, iż sprawcą ich był „okrutny totalitaryzm” (a nie państwo sowieckie!) - natomiast z wielką czcią i pietyzmem odnosi się do „pomników wdzięczności” wobec tych, którzy ów totalitaryzm tu przynieśli. Milczy on także wobec innych, wręcz prowokująco-lekceważących posunięć hegemona, wykazując za to wielką aktywność w wymagającym szczególnej odwagi płodzeniu démarche wobec Niemiec (bohaterstwo rządu T. Mazowieckiego rozciąga się także na czynienie afrontów legalnym władzom R. P. w Londynie).

Mowy nie ma oczywiście również o tym, by dać światu przykład w sprawie Litwy, do czego Polska, zamiast powielać puste gesty innych, powinna czuć ,się szczególnie predystynowana.

Ze szczególną wdzięcznością przyjmuje za to ów „nasz rząd” enuncjacje w stylu: „generalny sekretarz przyjął ze zrozumieniem”, „obiecał się zająć” itp. ... Co tu dużo mówić - wystarczy wsłuchać się w język i ton (bo treści merytorycznych w nich mało) - wypowiedzi przedstawicieli „naszego rządu” podczas wizyt na Kremlu i innych kontaktów z dostojnikami sowieckimi. Zaiste, poczucie suwerenności jest w nich uderzające. Na miarę i skalę polityków, którzy podobno zaczęli ją uosabiać. Uosabiają oni coś jeszcze - model zachowania się europejskiego państwa wobec Związku Sowieckiego. O ile w przyszłości cała Europa zacznie podobnie odnosić się do ZSRS i na tym polegać będzie ów „wspólny dom”, będą mogli powiedzieć o sobie, że byli prekursorami i współarchitektami powstałej sytuacji.

Jaki to „nasz rząd” zaleca się nam usilnie kochać, wspierać, reklamować, traktować jak świętość, zdobycz niezwykłą i niewzruszalną? Rząd Bojaźni Narodowej, rząd konserwujący podległość, rząd Mazowieckiego i Kołodziejskiego, Baki i Trzeciakowskiego, Halla, Święcickiego i Kuronia.

Postulowane „przyspieszenie” polityczne zmierza przede wszystkim i nade wszystko do zmiany stosunku wobec mocarstwa, które ponad 45 lat temu zniewoliło Polskę. Chodzi więc - nie mniej, nie więcej - o wybicie się Polski na rzeczywistą, a nie formalną niepodległość.

W tym kontekście należy patrzeć na „argumenty” tych, którym podległość nie przeszkadza - te o „braku programu” i „nie formułowaniu” konkretnych postulatów. Mają one zdyskredytować ludzi i środowiska dążące do wolnej Polski. Są to „argumenty” równie prawdziwe, co adekwatne do wagi sprawy... „Przyspieszenie” to także batalia o przywrócenie w Polsce normalnego systemu politycznego. Jest to kwestia niezmiernie ważna, ale wtórna. Jest też ściśle powiązana z celem podstawowym. Przeciwnicy niepodległości, a dokładniej mówiąc ci, którzy tak przyzwyczaili się do jej braku, że nawet go nie dostrzegają, są bowiem najczęściej zarazem przeciwnikami demokracji.

To oni próbują strywializować podstawowe spory ideowe o przyszłość naszego kraju, zamazać ich istotę, sprowadzić do poziomu rzekomych kłótni personalnych. To oni powołują się na „groźbę destabilizacji” i „zagrożenie dla reformy” oraz podkreślają cudowność i wyjątkowość „naszego rządu”. Na fundamentach podległości i zależności chcą budować swój ład pseudo-demokratyczny.

Tymczasem kryzys gospodarczy trwać będzie wiele lat, a prawdziwie suwerenna Polska, demokratyczna i „destabilizująca” wyłącznie grzęźnięcie w obywatelskim neo-komunizmie, z pewnością miałaby szanse szybciej się z nim uporać.

30 maja 1990 r. „nasz premier” oświadczył: „Usunięcie z Polski wojsk radzieckich będzie możliwe w ramach układu Wschód – Zachód”.

Powiedziane, jak na prawdziwego, wiernego alianta Związku Sowieckiego, reprezentanta „Wschodu” przystało.

Sytuacja powstała w naszym kraju wskazuje bardzo wyraźnie, że tylko autentycznie demokratyczna Polska może stać się Polską niepodległą.

Oprac. M. T. i J. K.

Contra 1988-1990