Kampania i wybory parlamentarne (2002)

Socjaldemokraci Milosza Zemana zdobywając w wyborach 1998 roku 74 mandaty na 200 mogli stworzyć mniejszościowy gabinet dzięki umowie o współdziałaniu z Demokratyczną Partią Obywatelską (ODS) Klausa (63 mandaty). W ten sposób ODS formalnie pozostawała w opozycji ale nie utraciła miejsc w radach nadzorczych i powstał system, w którym rząd mogła tworzyć albo ODS albo socjaldemokracja, zaś sam podział na władzę i opozycję stał się iluzoryczny. Wywołało to protesty innych prawicowych partii parlamentarnych: konserwatywno-liberalnej ODA, wywodzącej się podobnie jak ODS z Forum Obywatelskiego, Unii Wolności powstałej z rozłamu w ODS przed wyborami 1998 roku i ludowców skupiających morawskich katolików. Jesienią 1998 roku po dołączeniu do tych trzech partii pozaparlamentarnej Unii Demokratycznej - DEU powstała koalicja czterech. Czwórka krytykowała socjaldemokratów i ODS za prowadzenie polityki etatystycznej. W praktyce jednak "Czwórka" i ODS rywalizowały w popieraniu ustaw proponowanych przez socjaldemokratów i wydatki socjalne państwa wciąż rosły; pod względem ich udziału w budżecie państwa Czechy plasują się obecnie na trzecim miejscu po Szwecji i Danii, choć nakłady na szkolnictwo, kulturę i ochronę środowiska zmalały w porównaniu z okresem rządów Klausa.

Koalicja czterech potrafiła ona wygrać wybory do Senatu. Dzięki orzeczeniu Sądu Konstytucyjnego udało się też uniemożliwić ODS i socjaldemokratom przyjęcie większościowej ordynacji wyborczej, która miała wyeliminować mniejsze partie.

Sondaże przedwyborcze wskazywały, iż "CZwórka" ma szansę na zdobycie 30 proc. głosów i wygranie wyborów. Na sześć miesięcy przed wyborami doszło jednak do rozpadu koalicji, z której wystąpiła ODA. Na partii ciążyły długi w wysokości około 70 mln koron i ODA nie będąc w stanie ich spłacić, więc zażądała by uczynili to koalicjanci. Ludowcy nie mieli nic przeciwko temu by dług ODA spłacili unioniści, a ci ostatni by uczynili do ludowcy. W konsekwencji doszło do wystąpienia ODA z koalicji. Po połączeniu DEU z Unią Swobody składa się ona teraz w praktyce z dwu członów. Na razie nie wiadomo jednak czy koalicja w nowej formie będzie miała szansę na zwycięstwo i to nie dlatego, żeby ODA była szczególnie popularna, ale ponieważ kłótnie zaszkodziły koalicji jako całości. Sama ODA nie ma żadnych szans na pokonanie progu wyborczego. Jeśli koalicja nie osiągnie znacznego wyniku czerwcowe wybory zadecydują o powstaniu systemu dwupartyjnego, w którym oba skrzydła sceny politycznej będą w praktyce rządziły w porozumieniu.

Jedną z ostatnich decyzji przegłosowanych współnie przez partie prawicowe wbrew opozycji socjaldemokratów i komunistów była nowa ustawa dotycząca ujawnienia dawnych tajnych współpracowników komunistycznej policji politycznej. Teraz lista TW będzie dostępna dla wszystkich w internecie. Pierwsi to rozwiązanie zastosowali w kwietniu ub. roku Bułgarzy. Co więcej każdy będzie mógł skierować pytanie czy dana osoba była tajnym współpracownikiem i otrzyma odpowiedź od pracowników archiwum gdzie przechowywane jest 60 tysięcy teczek zachowanych spośród istniejących kiedyś 600 tys. dossier. Następnie każdy będzie mógł zajrzeć do teczki byłego współpracownika. Dotychczas obywatele mieli dostęp tylko do swoich własnych teczek, a na ich specjalną prośbę pracownicy archiwum rozszyfrowywali pseudonimy TW, którzy na nich donosili. Drugą zmianą będzie ujawnienie obywateli czeskich, którzy donosili do StB na czeskich emigrantów, nazwiska TW obywateli innych krajów pozostaną natomiast nadal okryte tajemnicą.

Nadal toczą się sprawy sądowe przeciwko byłym pracownikom tajnej policji. W sumie Urząd d/s dokumentacji i badania zbrodni komunizmu oskarżył 170 osoby w 82 sprawach. Zapadające ostatnio wyroki opiewają jednak kary pozbawienia wolności z zawieszeniem. Trwa właśnie proces wiceministra spraw wewnętrznych Obziny odpowiedzialnego za akcję "sanacja", która w latach 1977-1985 zmusiła szykanami do emigracji 15 działaczy ruchu Karta 77.

Józef Darski
Czechy - agenci przed wyborami

Kampania wyborcza w Czechach przed czerwcowymi wyborami parlamentarnymi osiągnęła swój szczyt. W sondażach prowadzi prawicowa ODS Vaclava Klausa z 24 proc. potencjalnych głosów przed socjaldemokracją Zemana, która przekracza 22 proc. W tej sytuacji o charakterze przyszłej koalicji rozstrzygnie liczba mandatów uzyskanych przez trójpartyjną koalicję Hany Marvanovej i komunistów. Na razie sojusz katolickiej partii ludowej, Unii Demokratycznej i Unii Wolności prowadzi z prawie 18 proc. przed komunistami, którzy mogą uzyskać do 14 proc. głosów.

Naturalną byłaby koalicja centro-prawicowa sojuszu trzech z ODS, ale Klaus ostatnio nie wykluczył nawet wielkiej koalicji z socjaldemokratami, co byłoby kontynuacją aktualnego porozumienia. Marvanova oskarża Klausa, iż to on umożliwił czteroletnie rządy lewicy, popierając jej mniejszościowy gabinet i wyklucza porozumienie z partią Zemana. Socjaldemokraci w wypadku zwycięstwa mieliby zatem wybór między ODS a komunistami. W partii Zemana już proponowano by po wyborach zawrzeć sojusz z komunistami w celu ich ucywilizowania. Niebawem okaże się czy był to balon próbny.

Kampania wyborcza sprzyja ujawnianiu bezpieczniackiej przeszłości polityków i ludzi z ich otoczenia. Właśnie okazało się, iż MSW wydało około 100 fałszywych zaświadczeń byłym agentom komunistycznej policji politycznej, co stawia skuteczność czeskiej lustracji pod znakiem zapytania. Byli agenci znaleźli się na odpowiedzialnych stanowiskach państwowych. Jak teraz okazało się dowódca straży na zamku prezydenckim Jaroslav Indruch (TW Dostojewski) i jego szef sztabu Milan Liszka, którzy musieli odejść z pracy w ubiegłym roku byli długoletnimi agentami wywiadu wojskowego. Liszka był nawet rezydentem i kierował własną siecią tajnych współpracowników. Agentem bezpieki okazał się również szef stołecznej policji Radim Chyba.

Jak ujawniła „Mlada fronta dnes”, Egon Lansky, wicepremier w rządzie premiera Zemana w latach 1998-1999, był tajnym współpracownikiem o ps. Vojta, najpierw kontrwywiadu wojskowego (do 1967 r.), a po wyjeździe na emigrację w 1968 roku, agentem wywiadu wojskowego. W roku 1967 zniszczono jego teczkę w kontrwywiadzie, a w 1989 w wywiadzie wojskowym, ale zachowały się zapisy w kartotekach. Lansky, znany jako współzałożyciel w roku 1968 antykomunistycznego Klubu Zaangażowanych Bezpartyjnych - KAN, był prawdopodobnie już wówczas przygotowywany do przerzucenia na emigrację. Gdy już się tam znalazł, najpierw pracował w czeskiej redakcji BBC (1980-1984), a następnie w czeskiej redakcji RWE. Po powrocie do kraju w 1991 roku został rzecznikiem ministra spraw zagranicznych Jerzego Dienstbiera, później doradcą Zemana, senatorem, by wreszcie - jak na agenta przystało - zajmować się w gabinecie socjaldemokratów polityka zagraniczną i sprawami bezpieczeństwa. W tych kwestiach Lansky prowadził negocjacje z NATO w Brukseli.

Premier Zeman nie przypomina sobie by ówczesny szef wywiadu, a obecny dyrektor BIS (czeski UOP) Jerzy Ruzek, ostrzegał go przed powierzaniem Lanskiemu spraw bezpieczeństwa. Dla Zemana wystarczająca rękojmią była praca Lanskiego w RWE, jakby w tej rozgłośni nigdy żadni komunistyczni agenci nie działali. Rzecz w tym, że o niepewnej przeszłości Lanskiego wiedziano już w 1991 roku.

Pikantnym jest szczegół, iż sam Ruzek zanim zaczął pracować w BIS współpracował w swojej firmie z byłymi agentami StB i w niczym mu to nie przeszkadzało.

Pod koniec maja rozpocznie się w Czechach największy proces o zbrodnie komunistyczne. Oskarżonymi są szefowie byłych wojewódzkich zarządów StB, odpowiedzialni za prowadzenie w latach 1978-1984 akcji „sanacja”, która miała na celu zmuszenie opozycjonistów, głównie sygnatariuszy Karty 77, do opuszczenia kraju. W ubiegłym roku pod tym samym zarzutem skazano już czterech pracowników byłego MSW na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Jednocześnie rozpoczął się proces ojca obecnego przewodniczącego partii komunistycznej, Alojza Grebeniczka, byłego śledczego StB oskarżonego o wyjątkowe znęcanie się nad przesłuchiwanymi więźniami.

W maju weszła w życie w Czechach nowa ustawa zezwalająca każdemu obywatelowi na zapoznanie się z aktami wszystkich byłych agentów StB. Czesi doszli do wniosku, iz każdy ma prawo wiedziec czy jego sąsiad, kolega z pracy lub polityk współpracował w przeszłości z komunistyczną policja polityczną. Na razie zgłosiło się 150 chętnych.

Zaczęto też publikować informacje archiwalne na temat nielegalnej działalności StB zagranicą w latach 1950-tych i sześćdziesiątych. Okazało się, że w tym czasie porwano z Zachodu do Czechosłowacji 18 osób, natomiast bezskutecznie starano się złapać jeszcze 25 emigrantów politycznych. StB miała w stolicach zachodnich 18 rezydentur, które pracowały dla KGB, dokonywała zamachów na niewygodnych emigrantów, a na terenie Czechosłowacji szkoliła terrorystów.

Mimo że temat działalności komunistycznych organów bezpieczeństwa jest wciąż bardzo żywy w Czechach, nie udało się - z powodu oporu lewicowego rządu - zrealizować projektu posłów ODS powołania Instytutu Dokumentacji Ustroju Totalitarnego, wzorowanego do pewnego stopnia na węgierskim Muzeum Totalitaryzmu.

Józef Darski
W Czechach znów zwycięża lewica

Wybory w Czechach po raz drugi wygrali socjaldemokraci, zdobywając 70 mandatów (30,2 proc.), tj. o 4 mniej niż w 1998 roku. Na drugim miejscu znalazła się prawicowa Obywatelska Partia Demokratyczna - ODS z 58 posłami (24,5 proc), której stan posiadania zmniejszył się o 5 mandatów. Czwartą pozycję zajęła Koalicja ludowców i Unii Wolności połączonej z Unią Demokratyczną, uzyskując 31 mandatów (14,3 proc.), a więc o 8 mniej niż w poprzednim parlamencie.

Jedyną partią, która zanotowała wzrost liczby mandatów - i to o 17 (7 proc. głosów więcej) - są tradycyjni komuniści; 18,5 głosujących pozwoliło im na wprowadzenie 41 posłów. Sukces komunistów wynika z trzech przyczyn. Radykalnie spadła frekwencja wyborcza, gdyż do urn poszło o 1,5 mln mniej obywateli niż przed czterema laty, ostatecznie znikły inne partie skrajne i populistyczne jak republikanie Sladka, a ich elektorat przeszedł do komunistów i wreszcie komunistów nikt nie atakował, gdyż i tak nie liczyli się jako potencjalni rywale do władzy, a oni sami krytykowali wszystkich.

ODS przegrała, gdyż w ciągu ubiegłej kadencji nie potrafiła zdystansować się od socjaldemokratycznego rządu, który w praktyce utrzymywał się dzięki jej poparciu. ODS zatraciła więc wyrazistość, a sam Klaus stracił wiele na popularności i wielu zwolenników prawicy po prostu nie głosowało.

Obecnie wielka koalicja socjaldemokratów i ODS na razie nie wchodzi w grę, gdyż obie partie najbardziej atakowały się podczas kampanii i już wykluczyły współpracę. W dalszej perspektywie możliwe jest jednak porozumienie, gdyby socjaldemokraci poparli np. kandydaturę szefa ODS, Vaclava Klausa na prezydenta, wybieranego w Czechach przez Zgromadzenie Narodowe.

Sam Klaus zapowiadał przed wyborami, iż odejdzie w wypadku przegranej, ale obecnie nie ma na to ochoty. Objęcie prezydentury byłoby tu honorowym wyjściem podobnie jak dla Unii Wolności było pozbycie się Balcerowicza poprzez uzyskanie dla niego szefostwa BNP.

Koalicja trzech, która prezentowała się jako alternatywa wobec umowy koalicyjnej, również poniosła klęskę, gdyż liczyła na 20 proc. głosów.

W tej chwili najbardziej prawdopodobna jest koalicja socjaldemokratów i trzech partii centro-lewicowych, ale będzie ona dysponowała zaledwie 101 mandatami na 200, a więc będzie nietrwała.

Szef partii socjaldemokratycznej, Vladimir Szpidla, otrzymał już misje utworzenia nowego rządu, zaś koalicja trzech wyraziła chęć rozpoczęcia rozmów bez żadnych warunków wstępnych.

Decyzje zjazdu w Bohuminie sprzed kilku lat zabraniają socjaldemokratom współpracy z komunistami, więc o oficjalnym sojuszu nie ma mowy, ale z czasem może dojść do cichego porozumienia. Tym bardziej, że w kierownictwie partii takie rozwiązanie ma swoich zwolenników. Sam Szpidla należy do partyjnej lewicy i jest zwolennikiem państwa socjalnego.

Należy zaznaczyć, iż wprawdzie czescy socjaldemokraci powstawali jako partia niezależna, ale ich baza członkowska wywodzi się właśnie z partii komunistycznej i w praktyce stanowi odpowiednik naszego SLD, natomiast Komunistyczna Partia Czech i Moraw nie ma swego odpowiednika w Polsce i jest już raczej siostrzanym stronnictwem partii Ziuganowa w Rosji czy Symenenki na Ukrainie.

Autor publikacji
INTERMARIUM