LUSTRACJA A BEZPIECZEŃSTWO - ROSYJSKA INFILTRACJA W ESTONII

W Estonii sprawami bezpieczeństwa zajmuje się kilka służb: Kaitsepolitsei, czyli w wolnym tłumaczeniu Policja Bezpieczeństwa, stanowi odpowiednik naszego UOP-u, Służba Informacyjna MSZ prowadzi biały wywiad, Kaitseliit czyli Związek Obrony, odpowiednik Gwardii Narodowej i zaplecze kadrowe armii, posiada własny Departament wywiadu, a ponadto Służbą Informacyjną dysponują także Wojska Pogranicza. W latach 1991-1993 walczyły o pierwszeństwo dwie koncepcje budowy sił zbrojnych; kontynuacji przedwojennej państwowosci estońskiej, co w praktyce oznaczało oparcie się na oficerach podziemnych organizacji zbrojnych i ich wychowankach oraz wojskowych z emigracji i uznania w jakiejś mierze kadr i doświadczeń Estonii sowieckiej, co sprowadzało się do oparcia armii na oficerach sowieckich. Zwolennicy pierwszego rozwiązania znaleźli się przede wszystkim w Kaitseliicie, który reaktywowano w 1991 roku w właśnie dzięki kadrom i kontaktom istniejącym przez cały czas okupacji sowieckiej; ludzie ci trwali w konspiracji czekając na moment, gdy będzie można przystąpić do tworzenia własnej armii. Jednym z ich przywódców był pierwszy dowódca Kaitseliitu, Kalle Eller. W armii dominował rzecz jasna drugi nurt, czego przykładem było nie tylko przyjęcie do służby wielu byłych oficerów sowieckich, ale przede wszystkim mianowanie szefem sztabu płk. Antsa Lanneotsa, który jako ppłk GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego, został wysłany do Etiopii, by doradzać Mengistu Haile Mariam jak zdusić partyzantkę w Erytrei. Tam też dotrwał do "pieriestroiki". Jak się okazało, mianowanie dowódcą całych Sił Obrony Estonii, Alexandra Einselna, emerytowanego pułkownika amerykańskich marines, miało charakter przejściowy (1992-1996). Choć linia podziału przebiegała przez Kaitseliit, można powiedzieć, że z grubsza konflikt dzielił Kaitseliit i armię. Przyjmowanie do wojska oficerów sowieckich popierali nie tylko politycy lewicowi i promoskiewscy Frontu Ludowego, jak Edgar Savisaar, ale zgadzali się na to także niektórzy przedstawiciele prawicy. Argumentowali oni, że po I wojnie światowej ówczesną armię estońską stworzyli również oficerowie z armii carskiej. Mylono w ten sposób charakter okupacji rosyjskiej i sowieckiej, która miała charakter podwójny: narodowy i ideologiczny. Różnica między Kaitseliitem a armią uwidoczniła się też w stosunku do wojskowej infiltracji rosyjskiej. Departament wywiadu Kaitseliitu starał się przynajmniej monitorować aktywność byłych rosyjskich oficerów wywiadu i bezpieczeństwa, ale w 1993 roku obóz prorosyjski wymógł zniszczenie list. Latem tegoż roku rywalizację z Kaitseliitem wygrała armia, co przyszło tym łatwiej, iż nowy dowódca Związku Obrony, Johannes Kert, zajmował postawę neutralną. Inny punkt sporny stanowiło uruchomienie rodzimej produkcji zbrojeniowej. Kaitseliit zebrał zespół około stu specjalistów i opracowano m.in. własną konstrukcję pistoletu maszynowego. Rząd jednak zwlekał z wydaniem zgody na uruchomienie produkcji. W tym czasie pojawiły się groźby zarówno ze strony rosyjskiej mafii, która "radziła" rusznikarzom: skończcie z tym, bo wiemy gdzie uczą się wasze dzieci, jak też czynników oficjalnych, zapowiadających, że licencja na produkcję.nie zostanie wydana. Ostatecznie nic nie pozostało ani ze stworzonego na początku lat 1990-tych zespołu, ani z wyprodukowanych prototypów. Trudno jednak ustalić, jaka część nacisków pochodził ze Wschodu, a jaki zasięg miał wpływ firm zachodnich, szukających rynków zbytu dla własnej broni. Dla Kalle Ellera dowodem wpływów agentury, gdyż inaczej nie można tego wytłumaczyć, było zaniechanie własnej produkcji i zbyt mała ilość przeciwlotniczej broni ręcznej w posiadaniu armii estońskiej. Kaitseliit i armia liczą razem nieco ponad 10 tys. ludzi, chociaż w wyniku mobilizacji siły te można zwiększyć do 100 tys. Porównajmy teraz jakimi kadrami w Estonii dysponuje Rosja. Moi estońscy rozmówcy wyróżnili pięć odrębnych siatek, z których każda ma swoje bezpośrednie powiązania z Moskwą i dopiero tam ich kierownictwa zazębiają się nawzajem. Duże znaczenie uzyskała w nowych warunkach Rosyjska Cerkiew Prawosławna, kierowana przez biskupa Korneliusa, chociaż udało się ją oddzielić od Estońskiej Cerkwi Prawosławnej. Ścisłe kierownicze kadry GRU liczą około 500 osób. Są to zarówno byli wojskowi i jak też cywile, w tym Estończycy. Do nich nalećy dodaę uzbrojonych członków tajnych oddziałów. Kaitseliit zidentyfikował grupy w Parnawie (250 osób), Viljandi, Vőru, Tartu (tu najsłabsza z powodu kłótni) i Jőgavie (po około 150 osób). So to wszystko stolice okrźgów, których w Estonii jest 15. Moćna wiźc przyjąę z dućą ostroćnością, że GRU dysponuje minimu około 3 tys. ludzi pod bronią. Chociaż należy dodać, że na początku lat 1990-tych jeden z agentów Kaitseliitu, który następnie przepadł bez wieści, donosił o 2 tys. uzbrojonych agentów w Narwie, tj. w regionie zamieszkałym w większości przez Rosjan. W 1995 roku GRU przeprowadziło ćwiczenia, których celem była mobilizacja oddziałów w wybranych punktach Estonii w ciągu 40 minut. Lokalny Kaitseliit dowiedział się o jednym takim punkcie koncentracji na 2 godz wcześniej, ale dysponując tylko 30 ludźmi i nie mogąc zebrać posiłków nawet w czasie dłuższym, niż potrzebny Rosjanom na koncentrację i rozejście się, musiał ograniczyć się jedynie do obserwacji ćwiczeń. Później wprawdzie odebrano Rosjanom trochę broni. Trzecią siatkę reprezentują byli oficerowie KGB. Przed 1991 rokiem było w Estonii około 12 tysięcy funkcjonariuszy KGB (bez siatki informatorów), przeważnie w wieku 30-40 lat, z czego w kraju pozostało 9 tys. Według Moskwy są to wszystko zgrzybiali i schorowani staruszkowie niezdolni do udźwignięcia pistoletu.

Oficerowie KGB tworzyli firmy prywatne, np. handlujące metalami kolorowymi z Rosji lub inne, jak Evleks (szyby samochodowe), gdzie rzeczywistym dyrektorem był były naczelnik KGB w Tartu. Po 1991 roku lokalne grupy KGB zostały podporządkowane GRU, co wywołało duże niesnaski na tle finansowym. Kadry KGB przygotowano do przejścia na kapitalizm, ale szefami firm zostali przeważnie ludzie z GRU. KGB zarzucało im: wydajecie nasze pieniądze. W konsekwencji więc obie grupy raczej rozdzielono. Dawny aparat partyjny reprezentuje najsłabsze z pięciu ogniw, ponieważ uległ dezintegracji i jego przedstawiciele należą do kilku partii postkomunistycznych, ale dysponuje największymi możliwościami finansowymi. Zapleczem tej orientacji jest Hanspank. Ostatnią siatką wpływów moskiewskich jest mafia kierowana przez Gruzina, Estończyka i trzech Rosjan. Lustracja poniosła całkowite fiasko. Wprawdzie zzef Kaitsepolitsei, Jıri Pihl, posiada dane około 1000 byłych wspópracowników, ale są to osoby bez znaczenia. O stosunku do tego zagadnienia samych posłów najlepiej świadczy fakt, iż lewicowa większość ponownie wybrała speakerem parlamentu Tomasa Savi, zdekonspirowanego w roku ubiegłym jako "człowiek zaufania KGB". W Riigikogu (po estońsku Sejm) zasiada 105 posłów, z czego minimum 10% należy do nadal czynnych TW, co daje po dwu agentów na każdą komisję, a właśnie na ich posiedzeniach opracowywane są projekty ustaw. W pełni wystarcza to, by manipulować obradami. Zdaniem mego rozmówcy, znającego życie parlamentarne, jeden poseł-agent występuje jako obrońca, drugi zaś jako skrajny przeciwnik omawianego projektu, a gdy wszyscy są już zmęczeni przeciągającymi się sporami, obie strony dochodzą do kompromisu, na którym wygrywa tylko strona rosyjska, czego pozostali nawet nie zauważają. Tak było np. w sprawie granicy morskiej w Zatoce Fińskiej. Jeden z adwersarzy proponował przystanie na korzystą propozycję Finów, drugi ostro się sprzeciwiał i żądał oparcia się na prawie międzynarodowym, a gdy wszyscy mieli już dość dyskusji, przyjęto korzystne dla Rosji rozwiązanie kompromisowe.

Gdy postawiłem moim estońskim rozmówcom pytanie dlaczego tak niewiele z tych informacji przenika do prasy, opowiedziano mi o istniejącym do niedawna nieformalnym klubie głównych redaktorów pism estońskich, gdzie na 5 jego członków, dwu jest związanych z KGB i GRU. Piątka zwykła spotykać się i dyskutować o wydarzeniach i polityce informacyjnej swych gazet. Agentura rosyjska w Estonii jest w stanie sparaliżować każdą akcję, jeśli od momentu dowiedzenia się o niej do chwili jej przeprowadzenia upłyną więcej niż dwa tygodnie. Tyle bowiem czasu agentura potrzebuje na skomunikowaie się z Moskwą, podjęcie decyzji i wprawienie w ruch całej, jednak dość ociężałej, machiny. Jeśli wspomniany okres przekroczy miesiąc, sprawa jest całkowicie przegrana.

Józes Darski

ESTONIA - AGENCI KGB

6 lutego 1995 roku, a więc zaledwie na kilka tygodni przed wyborami, w których większość zdobyli postkomuniści różnych tendencji, parlament estoński - Riigikogu - przyjął ustawę lustracyjną. Zgodnie z nią agenci i tajni współpracownicy KGB w Estonii (lewica dorzuciła jeszcze TW Gestapo i Abwehry z czasów wojny dla zrównoważenia efektu psychologicznego) mieli czas do 1 kwietnia 1996 roku na zgłoszenie się do Kaitsepolitsei czyli Policji Bezpieczeństwa, stanowiącej z grubsza odpowiednik UOPu i złożenia zeznań. W przeciwnym wypadku ich nazwiska mają zostać opublikowane w Dzienniku Ustaw >> w terminie do 1 kwietnia 1997 roku. Jak oświadczył rzecznik prasowy Kaitsepolitsei, Helle Sagris, prima aprilis potraktowało poważnie około tysiąca agentów i TW, co stanowi 10% liczby osób, które powinny zgłosić się do Policji Bezpieczeństwa. Zgodnie z ustawą pozostałe 8 tysięcy, a są to dane szacunkowe, o ile uda się je zidentyfikować, zostaną uprzedzone na miesiąc przed publikacją, by mogły przed sądem ewentualnie oczyścić się z zarzutów. Nasuwa się też smutna refleksja, iż kolejny kraj, który usiłował sprawę współpracowników komunistycznej bezpieki rozwiązać po swojemu, w końcu dochodzi do łodelu czeskiego, który sam jest łagodniejszym wariantem rozwiązania niemieckiego. A więc wszystko było znane od początku i poszukiwania Ameryki stanowiły jedynie wybieg opóźniający.

Po prostu w tej dziedzinie, podobnie jak w gospodarce, trzeciej drogi nie ma: albo piątą kolumnę odsuwa się od władzy, albo pozostawia się jej monopol władzy. Wiosną 1993 roku tygodnik Eesti Aeg >> opublikował listę 83 domniemanych TW z Uniwersytetu w Tartu, ale okazało się, że była to zawartość kalendarzyka oficera KGB, który notował wszystkie interesujące go nazwiska, zarówno swoich informatorów jak też osób przez niego śledzonych i prześladowanych. Stan zachowania archiwów jest w Estonii najgorszy w porównaniu z pozostałymi Państwami Bałtyckimi. Litwa dysponuje bowiem połową archiwów, Łotwa ma jeszcze mniej a Estonia najmniej dzięki premierowi Frontu Ludowego, Edgarowi Savisaarowi, który dopuścił do wywiezienia dokumentów KGB do Rosji. Tiit Madisson ma zamiar opublikować nazwiska współpracowników KGB w książce poświęconej antykomunistycznemu ruchowi partyzanckiemu. Najistotniejsze są jednak osoby współpracujące z KGB w okresie pieriestrojki >>, gdyż mają bezpośredni związek z aktualną sytuacją polityczną. A tu sytuacja nie jest jasna.

Przed wyborem Lennarta Meriego na prezydenta Estonii, adwokat Ando Leps opublikował kopie dokumentów wskazujących, że ojciec Meriego, Georg był agentem NKWD o pseudonimie Obnowlennyj >>. Rosyjska gazeta Mołodioż Estonii>> oskarżyła samego Lennarta Meriego, iż był TW KGB pod pseudonimem Nikołajew >>. Prezydent zgłosił gotowość stawienia się przed komisją parlamentarną w celu zbadania zarzutów, ale jakoś o jej powołaniu wszyscy szybko zapomnieli. Niektórzy łączyli podpisanie przez Meriego kompromisowych układów z Rosją o wycofaniu wojsk z faktem, iż Moskwa mogła wywierać na niego presję, sugerując możliwość opublikowania dokumentów kompromitujących przeszłość ojca. Kompromis zawarty przez Meriego mógł jednak wynikać również z nacisków Zachodu, który chciał wycofania wojsk a pozostawienie tajnej infrastruktury uważał za obojętne, gdyż groźne jedynie dla Estonii. W Estonii zbliżają się wybory prezydenckie i sprawa teczek z pewnością jeszcze powróci pod obrady parlamentu.

Autor publikacji
INTERMARIUM