57. A. R. - Polska z oddali - recenzja książki J. Nowaka - M. K. - Daleko od wolności - też o książce Nowaka

Nowa książka Jana Nowaka pod tytułem „Polska z oddali” (Londyn 1988) jest kontynuacją wspomnień, które czytelnik krajowy poznał dzięki kilku wydawnictwom podziemnym. Wspomnienia publikowane kilka lat temu były głównie relacją z wojennych losów autora. „Polska z oddali” obejmuje okres 1956-76. W tym czasie był Jan Nowak dyrektorem rozgłośni polskiej „Radia Wolna Europa”. Pisze więc wiele o rozgłośni, którą kierował i o ludziach ją tworzących. Relacjonuje swoje poglądy na rozwój sytuacji w Polsce i na świecie, a zwłaszcza w USĄ

Fotel dyrektorski wydaje się być dobrym miejscem dla obserwacji wypadków polskich i światowych. Czytając książkę ma się jednak wrażenie, że jest zbyt mało znaczący, aby autor przedstawiał siebie jako uczestnika polityki międzynarodowej.

Po lekturze książki sądzić można, że rozgłośnia czasów Nowaka popierała naprawę komunizmu i reformistów partyjnych w sytuacji, gdy społeczeństwo polskie było takiemu stanowisku przeciwne. Czyżby doskonalenie systemu i władzy komunistycznej leżało w interesie Stanów Zjednoczonych finansujących rozgłośnię? Pozytywny stosunek do komunizmu leży w interesie tzw. postępowych elementów w partii i jej dysydentów, czyli w interesie lewicy, która była i jest promoskiewską

Wspomniana wyżej linia „Wolnej Europy” jest przez autora ukryta pod dużą ilością drobnych informacji, co skłania do myślenia, że książka przypomina kalejdoskop zdarzeń. Jest zbiorem opisów o tym, jak rozgłośnia reagowała z dnia na dzień na wydarzenia w kraju. Trudno doszukać się w tej książce strategii jaką rozgłośnia proponuje społeczeństwu polskiemu jako alternatywę polityczną wobec PZPR. Stanowisko rozgłośni rozumieć należy jako reakcję na wydarzenia wywołane przez partię, a ich ocenę jako pokrewną z oceną jednego z ugrupowań frakcyjnych. Dysponując ogromnym środkiem wpływu na opinię społeczną w kraju, czyli radiem, oraz jedynym na emigracji zespołem polityczno-dokumentacyjnym, w którym pracowało ogółem ponad 300 osób, nie przekształcił Nowak rozgłośni w ośrodek myśli politycznej, alternatywny wobec PZPR. Nie stworzył niestety żadnej strategii alternatywnej wobec komunizmu. Koncentrował się jedynie na wytykaniu systemowi komunistycznemu jego wad i poszukiwaniu dróg dla jego naprawy. Interes Polski kończy się dla Nowaka tam, gdzie zaczyna się interes ZSRR (str.23). Ta postawa właściwa jest wszystkim ludziom lewicy, ale dlaczego cechuje ona Dyrektora „Wolnej Europy”?

Radio, przyznaje Nowak, miało tylko wpływać na układy polityczne we władzach PZPR, miało również stanowić transmisję idei od „odpowiedzialnej opozycji” do mas (str. 39). Tą odpowiedzialną opozycją może być, jak wynika z książki, tylko opozycja prorosyjska, a nie niepodległościową Tymczasem w kraju zawsze żywe było i umacnia się coraz bardziej przekonanie, że interes Polski nie polega na uczestnictwie w grach wewnątrzpartyjnych ani na współpracy z partią. Reagowanie na bieżące wydarzenia w kraju w połączeniu z postawą prokościelną nie zastąpi strategii narodu pozbawionego niepodległości.

Książka pisana jest stylem lekkim i często dowcipnie. Pozwala to autorowi omijać sprawy kłopotliwe, ignorować chronologię zdarzeń, eksponować te elementy, które sam uważa za ważne. Pisząc o dyskusjach nad obecną nazwą rozgłośni, Nowak przemilcza fakt, że nazwa „Free Europe” była wcześniej używana przez polskie czasopismo anglojęzyczne, wydawane podczas wojny przez Smogorzewskiego w Londynie (str. 58). Przemilcza także faktyczne powody swojego odejścia z funkcji dyrektora rozgłośni w 1976 roku, które trudno trwale ukrywać. Nie ma już chyba czytelników, którzy uwierzą, że swoją dymisją chciał Nowak wpłynąć na politykę amerykańską. Niestety nie powstrzymał się autor od ujawnienia swoich osobistych niechęci i zawiści. Czyni tak we fragmencie książki, który dotyczy osoby Józefa Mackiewicz. Jest to załatwianie porachunków osobistych w sytuacji, gdy Józef Mackiewicz nie żyje. Książki Józefa Mackiewicza mają ogromne powodzenie wśród młodzieży w Polsce ze względu na antykomunistyczną postawę pisarza, którą autor „Polski z oddali” ocenia negatywnie, próbując ją ośmieszyć.

Zdziwienie czytelnika budzić muszą różne sądy autora o sytuacji w kraju, a zwłaszcza ich baza źródłowa. Autor często ujawnia przesłanki dla swoich ocen. Są nimi - oficjalna statystyka PRL (str. 28), lub wiadomości przekazywane dyrektorowi rozgłośni przez jedną z frakcji PZPR (str.226) lub oficjalne deklaracje PZPR (str. 237). Czytelnik dowiaduje się z niemałym zapewne zdumieniem, że Dyrektor Radia „Wolna Europa” traktował swoją rozgłośnię jako uczestnika dyskusji i procesu decyzyjnego wewnątrz PZPR (str.320). Nie chciał, jak twierdzi, wyrażać opinii społeczeństwa ani własnych poglądów, lecz występował jako strona w sporach frakcyjnych PZPR. Już w 1956 roku podzielił działaczy PZPR na gorszych i lepszych. Był wrogiem Natolina a adwokatem Puławian, potem był wrogiem partyzantów, a zwolennikiem dysydentów. Teraz jest wrogiem Betonu a stronnikiem Liberałów w partii.

Jan Nowak odnosi się z nieukrywaną pogardą do krytyków jego politycznej orientacji. Wspomina swój spór z Tyrmandem (str.258), w którym przejawiał się, moim zdaniem, podstawowy dylemat walki politycznej, jaką na płaszczyźnie propagandy toczą ze sobą Wschód i Zachód. Szkoda, że gdy w książce dochodzi do postawienia problemu dużej wagi i sformułowania zasadniczych kontrowersji, autor poświęca tym sprawom zaledwie pół strony.

Pogląd Tyrmanda, że Radio „Wolna Europa” winno reprezentować opinię społeczeństwa polskiego przeciw komunistycznej władzy, Dyrektor „Wolnej Europy” zbywa lekceważąco odwołaniem się do Ewangelii. Nie znajduje widać poważnych argumentów dla obrony swojej linii politycznej i propagandowej wg której są źli i dobrzy komuniści. Tych dobrych, bez względu na to czy są w partii czy są dysydentami, Zachód i „Wolna Europa” winni wg dyrektora Nowaka popierać.

Dobrzy komuniści nie mogą wiele zrobić dla kraju, bo beton partyjny i Moskwa stale im przeszkadzają. Krytykując ich, Zachód hamuje liberalizację i uniemożliwia budowę socjalizmu po polsku. Na czym ma polegać polska droga do socjalizmu, podczas gdy Armia Czerwona stacjonuje w kraju, tego autor nie wyjaśnią

Nowakowi trudno zrozumieć Polskę z oddali, trudno zrozumieć, że społeczeństwo polskie jest wrogiem komunizmu, a próby reform ustroju socjalistycznego uważane są powszechnie za bezcelowe. Właśnie dlatego w 1962 roku Polacy w kraju nie stali przed dylematem zajmującym tak wielką uwagę autora książki - Moczar czy Zambrowski (str.227). Społeczeństwo nie chciało ani Zambrowskiego ani Moczara. Spór z Tyrmandem jest więc przykładem politycznej bezradności „Wolnej Europy” czasów Nowaka. Dużo miejsca w książce poświęca autor frakcjom partyjnym i dysydentom, o wiele mniej samej Polsce. Takie też były proporcje w programach radiowych tego okresu (str.228). Są w książce, przygotowanej przez autora dbającego o szczegóły, błędy faktograficzne. Na przykład utożsamia autor Moczara ze stalinowcami. Moczar był stalinowcem, ale nie on stworzył grupę stalinowską w Polsce. Stalinowcy polscy to bohaterowie książki T. Torańskiej „Oni”.

Wbrew opinii Nowaka (str.241) trzonu bezpieki w okresie stalinowskim nie stanowili AL-owcy. Jest w tej kwestii dość dowodów, chociażby relacje kolegów Jana Nowaka, oficerów AK więzionych przez bezpiekę. Rozpatrywanie przez autora życiorysów Moczara i Korczyńskiego, stwierdzenie, że byli kryminalistami, nie może prowadzić do wybielenia innych komunistów będących „tylko” zdrajcami Polski. Służyli oni ZSRR poprzez walkę z Armię Krajową, z polską nauką i kulturą.

Co znalazłby Nowak w życiorysach pułkowników Baczki, Brusa, Baumana, Fejgina, Toruńczyka, Bermana, gdyby się nimi zajął? Nie warto, jak sądzę, bronić jednych komunistów i przeciwstawiać ich innym. Maję oni jedną cechę wspólną: są agentami Moskwy i wrogami niepodległej Polski. Z tego właśnie względu nie mogą być sojusznikami żadnego polskiego patrioty bez względu na frakcję partyjną, do której by należeli. Walka z Natolinem, Partyzantami i Betonem zajmowała w Radio tyle miejsca, że warto postawić pytanie czy po to USA powołała i finansowała rozgłośnię by stała się ona prokuratorem Moczara i Olszowskiego? Po lekturze książki można powiedzieć, że rozgłośnia nie wywarła żadnego poważnego wpływu na sytuację w kraju, poza skuteczną nagonką na Partyzantów.

Spory Jana Nowaka z jego amerykańskimi szefami i linią Departamentu Stanu, dyplomatami, prasą zachodnią są przykładem, delikatnie mówiąc, dobrego wyobrażenia dyrektora o sobie samym i swoim znaczeniu w polityce. Uważam, że nie ma sprzeczności interesów między Wschodem i Zachodem, natomiast są wyraźne konflikty na tle bieżącego stosunku do komunizmu, jednak nie osoba dyrektora rozgłośni polskiej decydowała o ich przebiegu, ale amerykański cykl wyborczy i ofensywność ZSRR.

Książka „Polska z oddali” jest dobrą propagandą dla autora, ale jednocześnie obnaża słabość polskiej emigracji politycznej, której luminarze nie potrafili przez 40 lat wznieść się ponad interesy frakcyjne PZPR, ani przygotować strategii dla zniewolonego kraju. Dla społeczeństwa polskiego ustrój socjalistyczny i władza komunistów nie są wieczne - te słowa warto zadedykować byłemu, obecnemu i przyszłym dyrektorom rozgłośni polskiej w Monachium.

„Solidarność” w latach 1980/81 oraz rozwój politycznych ugrupowań podziemnych w Polsce dzisiejszej świadczą, że społeczeństwo rozpoczęło demontaż komunistycznego Lewiatana. Czy polscy emigranci włączą się w ten proces i budowę Niepodległości, czy też ograniczą się do wysyłania paczek, budowy kościołów i komentowania wydarzeń - oto pytanie do uczestników wieców, jakie z okazji promocji książki odbyły się w wielu krajach Europy Zachodniej. żadna liberalizacja ani nawet najszerszy udział społeczeństwa w życiu publicznym, tak często postulowane przez autora, nie przekreślą układów jałtańskich - o tym trzeba pamiętać. Partycypacja i liberalizacja społeczna nie są celem głównym społeczeństwa, groziłoby to pogodzeniem się z komunistami i socjalizmem. Polacy w kraju oczekują od emigracji politycznej działania na Zachodzie na rzecz niepodległości naszego wspólnego kraju. Nam w Polsce trudniej jest docierać do polityków i środowisk opiniotwórczych na Zachodzie. Nie chcemy - co trzeba wyraźnie powiedzieć - by polska emigracja polityczna zajmowała się problemami porozumienia narodowego i odprężeniem międzynarodowym. Te sprawy lepiej zostawić PZPR. Takie właśnie refleksje nasunęły mi się po lekturze książki Jana Nowaką Nie ukrywam, że mam inny pogląd niż autor na sposoby prowadzenia walki politycznej z komunizmem. Nie mam niestety zasług wojennych Jana Nowaka, które mogłyby uwiarygodnić moje poglądy. Wystarczyć mi musi przekonanie, że moja osobista postawa jest bliska młodym Polakom w kraju. Dlatego właśnie pozwoliłem sobie na sformułowanie kilku pytań i wątpliwości. Nie idzie mi o polemikę z autorem ani o spory o przeszłość, lecz o strategię społeczeństwa zagrożonego utratą woli niepodległości.

A. R.

Daleko od wolności

Contra jest zgodna co do tego, że książki Nowaka o jego dyrektorowaniu w RWE są, w odróżnieniu od „Kuriera z Warszawy” źle napisane.

Zwłaszcza tom drugi jest po prostu nudny, co - uwzględniając tematykę - stanowi spore osiągnięcie. Autor nie oddaje zupełnie życia rozgłośni, nie przedstawia pracujących w niej różnorodnych indywidualności. Zamiast tego prezentuje zbitkę paru tematów, od lat, w sposób niezwykle schematyczny wałkowanych przez siebie. Nowak miał i ma „strategię polityczną”. Polega ona na gorącym potępianiu „betonu partyjnego” różnych okresów przy - jak słusznie zauważa autor recenzji - bezustannym podkreślaniu nieśmiertelnego i wiecznego interesu tego, co Nowak nazywa „Rosją”. Owa „strategia” nie uległa najmniejszej korekcie w ciągu ostatnich 30 lat, mimo tak wielkich zmian zaistniałych w świecie. O tym, jak jest uboga, płytka i prymitywnie zastygła w schematach z roku 1956, mogli się przekonać Polacy w trakcie wizyty Nowaka w Polsce.

Trudno nawet powiedzieć, iż Nowak jest „człowiekiem lewicy”. Nowak raczej, jak się wyraził pewien znawca tych spraw, „nigdy nic nie rozumiał i nie rozumie”.

Nic dziwnego, że o sporze z Tyrmandem, będącym w rzeczywistości nie żadną „dyskusją o nawróconych”, ale zderzeniem dwóch krańcowo odmiennych nastawień wobec komunizmu, nie ma właściwie nic do powiedzenia. Jednocześnie zupełnie bezpodstawnie określa siebie i politykę, którą prowadzi jako „antykomunistyczną”. Dowodem na całkowitą bezradność Nowaka wobec ludzi i wydarzeń w kraju jest jego opinia, że po 1968 r wszyscy rewizjoniści „zerwali całkiem z marksizmem” (autokratyczną lewicowością).

Wbrew twierdzeniom ex - dyrektora i ludzi jego pokroju, w Polsce nie chodzi o zderzenie postawy nawołującej do powstania, szafowania krwią itd. z mądrą, ostrożną i ewolucyjną receptą polityczną, lecz o stosunek do komunizmu we wszystkich jego wymiarach.

Książka Nowaka jest też dobrym świadectwem megalomanii autora przypisującego sobie nieomylność i rangę niemal męża stanu. Autor klasyfikuje się przy tym jako „demokrata”, wykazując jednocześnie skrajną nietolerancję wobec każdego nie zgadzającego się z jego linią polityczną. Wszyscy oponenci Nowaka „lubili intrygować” i działali z niskich pobudek. Odznaczali się też jak najgorszymi cechami osobowymi, a jedynym celem ich życia było usunięcie dyrektora z eksponowanego stanowiska.

Nowak stara się oddziaływać na polityków zachodnich właśnie w oparciu o „porozumienie narodowe” oraz odprężenie z komunizmem.

Nie mamy tu miejsca ani cierpliwości, by omawiać wszystkie przeraźliwe wypowiedzi Nowaka w tym duchu. Rozmiary szkód jakie powoduje, są tym większe, że pretenduje on nadal do roli super-luminarza polskiej emigracji niepodległościowej, zwalczając w sposób brutalny wszystkich tych, którzy inaczej niż on widzą dobro Polski.

Niewątpliwie najwłaściwszym miejscem dla Nowaka byłby fotel senatora PRL zwłaszcza, iż jak twierdzi, „skończył swą misję” - w Polsce rządzi koalicja dobrych komunistów oraz opozycji odpowiedzialnej wobec komunizmu.

Swym krytykom Nowak zarzuca „oderwanie się od rzeczywistości” oraz „skłonności romantyczne”. Tymczasem to on sam oderwał się od rzeczywistości - tkwi w roku 1956 - a „romantyczność”, o której mówi, dotyczy roku 1944. Od tego czasu „Kurier z Warszawy” nie miał najwyraźniej chęci bądź zdolności poszerzenia swych horyzontów, nie był również w stanie uwolnić się od zaprzeszłych formułek i anachronicznych pojęć.

Lektura zarówno książki, jak artykułów i wystąpień Nowaka jest czymś przygnębiającym.

Kariera Nowaka jako luminarza „polskiej myśli politycznej” i piedestał, na jaki zdołał się wspiąć dowodzą, poza samopromocyjnymi zdolnościami autora, wielkiego (niestety) braku wybitnych polityków, zresztą nie tylko na emigracji.

M.K.

W związku z przeróżnymi atrakcjami, jakie przewidziały dla Polaków agendy krajowe i zagraniczne Radiokomitetu, członkowie zespołu Contry informują, że nie zamierzają oglądać co miesiąc pana Nowaka (TV Warszawa), ani słuchać wywodów p. p. Najdera i Ungera (Radio Monachium). Ciąg dalszy tej informacji nastąpi...

Contra 1988-1990