47. M. K. - Wyprzedaż krwawicy - nowa ideologizacja gospodarki

WYPRZEDAż KRWAWICY

Państwowe to nasze

Stanowczo protestuję przeciwko wyprzedaży majątku narodowego (czy państwowego – jak kto woli) .... Byłem święcie przekonany, że wszystko co państwowe, to nasze. Więc jakże to. Mamy sobie sprzedawać swoją własność? ... Co ja z tego będę miał, chociaż sprzedam mu swą cząstkę? ... moją krwawicę.
Józef Głogowski

(frg. Listu w WybGazecie)

Przepraszam serdecznie p. Głogowskiego. Ma święte prawo do własnych opinii, podobnie jak WybGazeta do wyboru listów odpowiednich do publikacji. List przedrukowujemy, bo wyrażone w nim oceny są tożsame z poglądami tzw. najwybitniejszych niezależnych ekonomistów polskich. Fakt, iż jeszcze niedawno byli oni w pierwszym szeregu, a teraz są zaledwie w drugim nie oznacza bynajmniej, że przegrali. Przeciwnie, sądzę, że oni w końcu wygrają.

Co mam do powiedzenia panu Głogowskiemu? Otóż nie chodzi o „wyprzedaż majątku narodowego” ale bardziej efektywne i sensowne wykorzystanie go - w interesie wszystkich. Wmówienie ludziom, że prywatyzacja - czyli przejęcie przez konkretnych członków społeczeństwa - oznacza „wyprzedaż” i utratę czegokolwiek przez naród - jest jednym ze znaczniejszych sukcesów myśli socjalistycznej. Co Pan będzie z tego miał? Gdyby wydawnictwa, sklepy, wytwórnie przejęli konkretni ludzie, miałby Pan z tego, bagatela, to, iż zaopatrzenie w Polsce byłoby takie jak na Zachodzie. Jeśli chodzi o owo wydawnictwo, to ono z kolei rozwijałoby się, kwitło i dostarczało ludziom tego, czego chcą i ile chcą.

Natomiast Pana przyszłość w wydawnictwie zależałaby od Pana kompetencji - o ile praca jaką Pan wykonywał była sensowna - zarabiałby Pan więcej, a z pracy swej miałby Pan więcej satysfakcji. W przeciwnym razie musiałby Pan poszukać sobie innego zajęcia.

Wszystko to są oczywistości. P. Głogowskiemu chodzi w istocie o to, by ów Franek N. nie mógł wydawnictwa kupić. Za dobrze by mu było. To niesprawiedliwe. Dotykamy tu samego sedna myśli socjalistycznej, która pod pozorem umiłowania tzw. sprawiedliwości społecznej opiera się na zazdrości i zawiści. „żeby on nie miał lepiej”. „Jest rzutki i przedsiębiorczy? Cóż z tego, ja też ciężko pracuję.” Fakt, iż powodzenie Franka N. przyniosłoby, pośrednio i bezpośrednio, wielkie korzyści społeczne jest tu całkiem bez znaczenia.

I dlatego właśnie ludzie jadą pracować, dorabiać się i kupować na Zachodzie. Za to tutaj pracujemy uczciwie, potępiamy niewczesne zamiary i nienawidzimy „prywaciarzy”. Mamy socjalizm. Swoją drogą, określenie „sobie sprzedawać swoją własność?” to piękna wariacja słynnego zapytania: „Jak robotnicy mogą strajkować przeciwko sobie?”

Na koniec, ponieważ „co państwowe to nasze”, zgłaszam P. Głogowskiemu chęć odsprzedania całej mojej krwawicy. Chętnie z niej zrezygnuję. Zacząć mogę od Huty Katowice. Ponieważ P. Głogowski, mimo uczciwej, socjalistycznej pracy, pieniędzy ma wyraźnie mało - chętnie przyjmę papierosy. Powiedzmy - jeden papieros za każdy mój zakład. P. Głogowski odniesie sporą korzyść - jego krwawica się podwoi.

Pan Michał Boni (WybGazeta nr 116) twierdzi, że droga do normalności polega na wzroście znaczenia i kompetencji rad pracowniczych. Równocześnie żali się, że tylko 20% załóg ma autentyczne samorządy. żal to zrozumiały. Dawno ustalono, że zdecydowanej większości robotników „rady” takie nie interesują. Natomiast interesują one szalenie inteligentów socjalistycznych. Inteligenci owi wcale nie chcą, by robotnicy stali się prawdziwymi właścicielami. Nie, oni pragną, by „klasa robotnicza zarządzała majątkiem narodowymi”. Są za patologicznymi stosunkami własnościowymi. Ideologizują gospodarkę.

Dotarła do Polski koncepcja EZOP - prawdziwej własności pracowniczej. Ma wady i jest trudna tutaj do wprowadzenia. Niektóre z nich wypunktował prof. Kurowski w 1 numerze nowego Tygodnika "S" (operując jednak nie wiadomo czemu pojęciem „monopolistycznego kapitalizmu”, choć wie przecież, o obowiązujących na Zachodzie ustawach antymonopolowych). Nie mamy nic przeciwko niej, chociaż z pewnością gospodarka nie może się do niej ograniczać. Nie mamy nic przeciwko, bo jest ona - w odróżnieniu od „zarządzania przez samorządy” - rozwiązaniem czysto „kapitalistycznym”.

W początkowym okresie programu EZOP, ówczesny gubernator Kalifornii, Ronald Reagan zauważył: „Czy możemy dać lepszą odpowiedź na socjalizm? ... Jaki argument może mieć ktokolwiek przeciwko przedsiębiorstwu, które czyni nie posiadających nic obywateli „posiadaczami”?”

Ktokolwiek? A poseł Bugaj?

Posłowi Bugajowi nie zależy na poszerzeniu właścicieli „środków produkcji” o „klasę robotniczą”. Kogo by wówczas reprezentował? Poseł Bugaj, podobnie jak socjalizm, który kocha, nad życie, preferuje sztywny, klasowy system. Robotnicy mają być a nie posiadać. Poseł Bugaj nie chce odpowiedzi na socjalizm, poseł Bugaj chce usprawnienia socjalizmu. U posła Bugaja, jak u ideologów partyjnych, „zachowanie socjalizmu” stoi przed potrzebą rozwoju gospodarczego. Poseł Bugaj dba o „klasę robotniczą” jako taką, a nie o żywych, konkretnych robotników: jednego, drugiego i trzeciego. Poseł Bugaj jest ideologiem najpierw, a ekonomistą (zresztą socjalistycznym) potem. Ma dużo sojuszników i zwolenników swojej „opcji”, której nie trzeba nazywać „socjaldemokratyczną”, jeśli nie chce się podważać rozsądku współczesnej socjaldemokracji w świecie normalnym.

M. K.

W. Giełżyński jest przeciwnikiem powstania w Polsce społeczeństwa obywatelskiego. Jakże to? - spytają Czytelnicy. Czołowy publicysta WybGazety? Jest dogmatycznym socjalistą, to prawda, ale żeby aż tak? No, może jest wielbicielem komunistycznych dyktatur w tzw. III świecie, ale w Polsce jak najbardziej chce demokracji - rozlegną się oburzone głosy.

Podtrzymujemy swoje zdanie. W. Giełżyński stwierdza bowiem, że „wolność gospodarcza go nie interesuje”. Wolność gospodarcza jest warunkiem powstania i rozwoju klasy średniej. Klasa średnia, we wszystkich krajach jest podstawą, kośćcem, warunkiem powstania społeczeństwa obywatelskiego. To z kolei jest niezbędne dla zaistnienia działającej demokracji.

Powtarzamy więc: przy całym swym umiłowaniu proletariatu, własności kolektywnej i Niepodległej Socjalistycznej - tow. Giełżyński JEST przeciwnikiem demokracji. W Polsce A.D. 1989, w „naszych” szeregach jest wielu, bardzo wielu tow. Giełżyńskich.

Contra 1988-1990