Razem z Rosją do NATO

23 maja Jewhen Marczuk, sekretarz Narodowej Rady Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy, złożył oświadczenie: „Ukraina rozpoczyna proces, którego końcowym celem jest wstąpienie do NATO”. Jego zdaniem pozostawanie poza blokami pozbawione jest perspektyw, a w poszczególnych wypadkach szkodliwe. Marczuk ocenia, że proces dochodzenia do członkostwa w Sojuszu potrwa około 8 do 10 lat.

Decyzje o zgłoszeniu w przyszłości akcesu do NATO podjęła Rada obradująca pod przewodnictwem prezydenta Kuczmy, który dzień wcześniej spotkał się z prezydent Putinem w Soczi. Jednocześnie ambasador Rosji na Ukrainie, Czarnomyrdin zadeklarował, iż „budowanie stosunków z NATO jest sprawą suwerennej Ukrainy”. Tak więc należy sądzić, iż niespodziewane oświadczenie ukraińskie było w pełni uzgodnione z najbliższym sojusznikiem - Rosją i stanowi rezultat koordynacji polityki ukraińskiej z rosyjską, która przewiduje zbliżenie Ukrainy do Unii i NATO w jednym szeregu z Rosją.

W kontekście powołania 28 maja Rady Rosja-NATO i uzyskania w dalszej perspektywie przez Rosję pozycji zewnętrznego kontrolera NATO, rozszerzanie Sojuszu może leżeć w interesie rosyjskim, zaś pozostawanie poza nim groziłoby Ukrainie izolacją. Przyznał to sam Marczuk, mówiąc w jednym z wywiadów: „Powinniśmy się obawiać, że faktyczne członkostwo Rosji w NATO nastąpi przed nami”, zaś z drugiej strony w obecnej sytuacji „zbliżenie z Brukselą nie powoduje dysonansu w stosunkach ukraińsko-rosyjskich”.

Sam Marczuk jest politykiem orientacji prorosyjskiej, o ile w ogóle nie działa w porozumieniu ze służbami z północy. Zasłynął bowiem jako główny przeciwnik budowy rurociągu Odessa-Brody, który miał stworzyć niezależną od Rosji drogę dla nafty kaspijskiej przez Ukrainę do Polski.

Spośród ukraińskich ugrupowań politycznych przystąpienia do Sojuszu chciałaby „Nasza Ukraina” Wiktora Juszczenki, przeciwni są komuniści, podczas gdy blok prezydencki „Jedna Ukraina”, Blok Julii Tymoszenko i socjaliści Moroza widzą taką możliwość pod warunkiem, że NATO stanie się elementem nowego systemu bezpieczeństwa, czyli realizacji planów rosyjskich, o których marzył jeszcze Gorbaczow.

Jednocześnie w ciągu roku spadł odsetek społeczeństwa ukraińskiego uważającego, iż NATO jest blokiem agresywnym z 48,1 proc. do 32,6 proc.

Szef ukraińskiego MSZ Anatolij Złenko poinformował George`a Robertsona o decyzji Rady, ale oficjalny wniosek zostanie złożony prawdopodobnie dopiero 9 lipca podczas wizyty sekretarza Sojuszu w Kijowie. Na razie USA zareagowały na zmianę stanowiska Ukrainy niechętnie, przyzwyczajone jeszcze do dawnej polityki rosyjskiej ostro reagującej na jakiekolwiek wzmianki o rozszerzeniu NATO na Wschód. Oczywiście o uzyskaniu rzeczywistej kontroli nad Sojuszem przez Kreml zadecyduje polityczna praktyka, ale można sobie wyobrazić sytuację, w której Rosja będzie miała prawo veta i kilka państw członkowskich po swojej stronie wewnątrz Sojuszu.

Jednocześnie prezydent Kuczma ujawnił w wywiadzie dla włoskiej „Unity”, iż Ukraina zaproponowała Unii Europejskiej podpisanie układu stowarzyszeniowego. Sprawa ta ma być rozpatrzona 4 lipca na szczycie Ukraina-Unia w Kopenhadze.

Nie należy się jednak spodziewać szybkiej pozytywnej odpowiedzi NATO, które będzie czekało na wyniki ukraińskich wyborów prezydenckich do 2004 roku i na ewentualne zwycięstwo Wiktora Juszczenki. Przy obecnym stanie demokracji na Ukrainie przystąpienie do Sojuszu jest wykluczone, nawet gdyby przyjęcia Ukrainy do NATO żądał sam Putin. Mary Jovanović, zastępca ambasadora USA w Kijowie wskazała, iż poparcie Ameryki zależne jest od zapanowania na Ukrainie rzeczywistej demokracji.

Tymczasem 28 maja nowa Rada Najwyższa wybrała swoje władze. Blok proprezydencki był w stanie narzucić jej własne kierownictwo. Spikerem wybrano przewodniczącego „Jednej Ukrainy” i dotychczasowego szefa administracji prezydenckiej (odpowiednik naszego dawnego szefa URM) Hennadija Lytwyna, a jego zastępcami Hennadija Wasiliewa z tego samego klubu i Ołeksandra Zinczenkę, dyr. kanału TV Iter i członka klubu zjednoczonych socjaldemokratów; za głosowało 226 spośród 450 posłów. Wbrew bowiem licznym ocenom specjalistów, a zgodnie z przedstawionymi wcześniej naszymi wyliczeniami, rzekomo zwycięski sojusz Juszczenki dysponował tylko 119 mandatami, podczas gdy dwa kluby proprezydenckie: „Jedna Ukraina” - 178 i zjednoczeni socjaldemokraci - 31 razem mieli 209 głosów. Do tego należy jeszcze dodać 8 posłów niezależnych i zwolenników prezydenta, w momencie głosowania pozostających w innych klubach, ale zmuszonych do poparcia Lytwyna wezwaniami do prokuratury i urzędu podatkowego: jednego komunistę, jednego socjalistę i 7 biznesmenów z „Naszej Ukrainy”, w tym 3 związanych z LUKoilem i grupą Alfa.

Plan powołania czwórporozumienia: Nasza Ukraina (119 mandatów), Blok Julii Tymoszenko (23 mandaty), socjaliści (21) i komuniści (64), który teoretycznie, mógłby liczyć na 227 głosów, nie powiódł się, ponieważ nie mówiąc już o dezercji wspomnianych 9 deputowanych, komuniści odmówili podpisania wspólnej deklaracji ze względu na różnice w programie ekonomicznym. Jak zresztą widzimy z wyników głosowania, nawet powstanie takiego porozumienia nie zapewniłoby opozycji kontroli nad parlamentem, gdyż 9 dezerterów zostało wyrzuconych ze swoich klubów i obecnie czwórporozumienie może liczyć na 218, a razem z 2 posłami niezależnymi na 220 głosów. Z powodu stanowiska komunistów, których tyle samo dzieli z prezydentem co z opozycyjna trójką, czwórporozumienie ma charakter bardzo nietrwały.

Wiktor Juszczenko, lawirujący dotychczas między opozycją i porozumieniem z prezydentem, zaproponował powołanie wielkiej koalicji, tj. podpisania porozumienia przez wszystkie 6 klubów w sprawie reformy konstytucyjnej. W sferze politycznej miałaby ona objąć wprowadzenie proporcjonalnego systemu wyborczego, co uderzyłoby w lokalnych oligarchów wybieranych w okręgach większościowych; wybór a nie mianowanie przez prezydenta szefów władzy wykonawczej (odpowiednik naszych wojewodów) w obwodach; podporządkowanie parlamentowi, a nie prezydentowi: Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, prokuratury generalnej i Centralnej Komisji Wyborczej, podporządkowanie rządowi, a nie prezydentowi Urzędu Celnego i Podatkowego, tworzenie rządu przez większość parlamentarną a nie przez prezydenta. W praktyce oznaczałoby to przekształcenie Ukrainy z republiki prezydencko-parlamentarnej w parlamentarno-prezydencką i złamanie pozycji prezydenta jako głównego rozdawcy dóbr.

„Jedna Ukraina” zgadzała się na propozycję Juszczenki pod warunkiem akceptacji Lytwyna na stanowisko spikera parlamentu. Teraz okazało się, że dla jego wyboru porozumienie z „Naszą Ukrainą jest prezydentowi niepotrzebne, wystarczy wezwać posłów do prokuratury, a jest za co i do urzędu podatkowego. Ostatecznie na porozumienie przystali tylko socjaliści i Julia Tymoszenko, co zepchnęło Juszczenkę do niechcianej opozycji.

Uzyskanie większości parlamentarnej przez Kuczmę pozwoliło mu zachować dotychczasowego premiera Kinacha. Prezydent chcąc uniezależnić się od nacisków MFW na reformy, wezwał nawet rząd i Bank Narodowy do zrezygnowania z kredytów. Do czasu wyborów prezydenckich nie należy więc spodziewać się istotnych rozstrzygnięć w polityce ukraińskiej

Autor publikacji
INTERMARIUM