Ukraina 2001

KUCZMAGATE

Od dwu tygodni Ukrainą wstrząsa afera, której już nadano nazwę "Kuczmagate", gdyż może zakończyć się ustąpieniem prezydenta Kuczmy, podobnie jak w wypadku słynnej sprawy Watergate Nixona.

Szef opozycyjnej Partii Socjalistycznej, Ołeksander Moroz ogłosił, iż Mykoła Melnyczenko, major Służby Bezpieczeństwa Ukrainy ukrywający się na Zachodzie, przekazał mu kopię podsłuchu, z którego wynika, iż prezydent Kuczma osobiŚcie polecił porwać dziennikarza Hryhorija Gongadze, wydającego internetową gazetę "Ukraińska Prawda". Gongadze krytykował ukraińskich oligarchów związanych z sektorem paliwowym i atakował samego prezydenta. Dziennikarz zniknął i został zapewne zamordowany. Choć jeszcze nie dysponujemy wynikami analiz genetycznych ciała znalezionego w lesie Tereszczańskim, można się domyślać, że jest to trup Gongadze.

Melnyczenko pracował w oddziale ochrony prezydenta Kuczmy, czyli w ukraińskim odpowiedniku BORu. Jak sam póśniej opowiedział trzem deputowanym, Hołowatemu, Szyszkinowi i ˚irowi którzy odwiedzili go zagranicą, oburzony antykonstytucyjnymi poczynaniami prezydenta, sam zamontował podsłuch w jego gabinecie. Cyfrowy magnetofon Melnyczenko ukrył pod dywanem w lewym rogu gabinetu. Fragmenty nagrania podarowane Morozowi dotyczą tylko rozmów prezydenta z ministrem spraw wewnętrznych, Krawczenką w sprawie zniknięcia dziennikarza Gongadze, Melnyczenko jednak podkreŚla, iż dysponuje jeszcze innymi nagraniami i może je także przekazać.

Melnyczenko złożył obszerne zeznanie przed trzema wspomnianymi posłami. Zostało ono nagrane na wideo. W czasie powrotu służby celne przeprowadziły rewizję u deputowanych i skonfiskowały taŚmy, które jednak następnie zwrócono, choć niektóre fragmenty okazały się uszkodzone. 13 grudnia wyświetlono wreszcie film wideo z zapisem zeznania Melnyczenka w Radzie Najwyższej Ukrainy.

I tak na przykład Kuczma, według Melnyczenka, wydawał polecenia szefowi administracji podatkowej, Azarowowi, Krawczence oraz dyrektorowi Służby Bvezpieczeństwa Ukrainy, Derkaczowi, by przeŚladowali i niszczyli opozycyjne media, takie jak gazety komunistyczne "Towarzysz" i "Silski Wisti", demokratyczny tygodnik "Dzerkało tyżnia" i inne oraz stacje radiowe BBC i "Swobodę". Miano również wywierać nacisk na szereg przedsiębiorstw, banków i fundacji celem przeciwdziałania opozycyjnym posłom takim jak Hołowatyj, Bałaszow, szef Ruchu Kostenko, wicepremier Timoszenko, przewodniczący Partii Chłopskiej Tkaczenko, Partii Socjalistycznej Moroz, sekretarz Narodowej Rady Bezpieczeństwa Marczuk i inni.

Derkacz miał otrzymać od prezydenta polecenie podsłuchiwania m.in. Moroza, Tymoszenko i szefa zjednoczonych socjaldemokratów, Medwedczuka.

Prezydent zwrócił się do szefa administracji Lytwyna by zastanowił się co robić z Gongadze. "Może będzie na niego sąd" - sugerował, na co Lytwyn odpowiedział: "Nie, niech Krawczenko podziała na niego innymi metodami".

Afera nie jest jednak nat prosta jakby wydawało się na pierwszy rzut oka. Pojawia się bowiem szereg ważnych pytań. Moroz otrzymał list od Melnyczenka w połowie paśdziernika, dlaczego więc z opublikowaniem informacji szef socjalistów czekał do końca listopada?

Jewhen Marczuk, sekretarz Narodowej Rady Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy i były szef KGB Ukrainy oraz kontrkandydat Kuczmy w wyborach prezydenckich, oŚwiadczył obecnie, że już w okresie kampanii wiedział, iż minister spraw wewnętrznych Krawczenko dysponuje specjalnym oddziałem zabójców, służącym do likwidacji przeciwników politycznych prezydenta. Dlaczego jednak Marczuk przypomniał sobie o tym dopiero teraz?

W Narodowej Radzie Bezpieczeństwa i Obrony, a więc pod pieczą Marczuka, ma znajdować się również kaseta wideo, stanowiąca dowód, że MSW jest odpowiedzialne za Śmierć w wypadku samochodowym byłego szefa Ruchu Wiaczesława Czornowoła.

Sam Marczuk uważany jest za rosyjskiego agenta wpływów, który przeciwstawia się budowie terminalu faftowego w Odessie oraz rurociągu Odessa-Brody-Gdańsk, który uniezależniłby Ukrainę od dostaw rosyjskich. Pamiętajmy jednak, że Kuczma wygrał kampanię prezydencką dzięki pomocy finansowej i logistycznej Moskwy.

Ujawnie skandalu niezależnie od tego czy Kuczma rzeczywiŚcie polecił zamordować Gongadze czy jest to tylko prowokacja (ekspertyzy zachodnie potwierdziły, iż w 70 proc. można mieć pewnoŚć, iż chodzi o głos Kuczmy), na pewno nie jest dziełem pojedyńczego oficera bezpieki lecz grą, która ma co najmniej osłabić prezydenta lub może przywoać go do porządku. A może Rosja dysponuje już nowym kandydatem, bardziej jej odpowiadającym "na obecnym etapie". Sprawa jest zbyt poważna by traktować ją jedynie jako rozgrywkę między ukraińskimi oligarchami.

UKRAINA - PEŁZAJĄCY KRYZYS

Zdymisjonowanie prozachodniego premiera Wiktora Juszczenki w wyniku koniunkturalnego sojuszu proprezydenckich partii oligarchicznych i komunistów utrwaliło sytuację kryzysową. Na Ukrainie istnieją trzy główne siły: proprezydenccy oligarchowie, związani z Rosją interesami ekonomicznymi, antyzachodni i prorosyjscy komuniści oraz narodowo-demokratyczna i liberalna centroprawica. Bez porozumienia się conajmniej dwu z tych grup, nie można wyłonić nowego premiera. Komuniści w zamian za poparcie żądają tek ministerialnych, czego prezydent Kuczma chciałby uniknąć. Dlatego należy spodziewać się przedłużania obecnej sytuacji i ewentualnie mianowania przez Kuczmę osoby pełniącej obowiązki premiera. Takiej nominacji nie będzie musiał zatwierdzać parlament, a p.o. będzie całkowicie zależny od prezydenta.

Antyprezydencka opozycja uległa tymczasem podziałowi na dwa bloki. Zwolniona z więzienia, były wicepremier, Julia Timoszenko lansuje ideę referendum, które miałoby usunąć prezydenta Kuczmę. Oligarchiczną partię "Batkiwszczyna", kierowaną przez Julię Timoszenko popiera lewicowa Socjalistyczna Partia Ukrainy Ołeksandra Moroza i centrowa partia "Sobór" Matwijenka, ostatniego szefa Komsomołu i w przeszłości zwolennika Kuczmy. Ta radykalna opozycja skupia się w Forum Ocalenia Narodowego. Nie bierze ona jednak pod uwagę, że referendum przeprowadzone wbrew woli aparatu władzy może okazać się pozytywne dla Kuczmy, siły bezpieczeństwa mogą podrzucić 100-150 tys. fałszywych podpisów lub w inny sposób skompromitować przedsięwzięcie. Ponadto, wyniki referendum zgodnie z Konstytucją nie mają charakteru obowiązkowego.

Julia Timoszenko już zapowiedziała, że zgłosi swą kandydaturę w wyborach prezydenckich, których datę wszyscy przewidują na okres jesienno-zimowy. Zapowiedź ta czyni sojusz Timoszenko z Juszczenką niemożliwym, gdyż były premier jest też kandydatem na prezydenta bloku centroprawicowego, który można określić mianem opozycji umiarkowanej. Na razie bazę polityczną Juszczenki tworzy liberalna Partia Reforma i Porządek byłego wicepremiera Wiktora Pynzenyka oraz Narodowy Ruch Ukrainy, w którym jeszcze pozostało sporo zwolenników Kuczmy i Ukraiński Ruch Narodowy. Opierając się na tych stronnictwach Juszczenko może jedynie zostać szefem opozycji ale nie ogólnonarodowym przywódcą. Będzie to możliwe tylko o ile byłemu premierowi uda się porozumieć z jakąś częścią ugrupowań oligarchicznych, które decydują o polityce na Ukrainie. Dlatego Juszczenko już oświadczył, że tworzony przez niego blok nie ma charakteru antyprezydenckiego.

Kwestia zabójstwa dziennikarza Gongadze nadal pozostaje niewyjaśniona, chociaż minister spraw wewnętrznych usiłował zamknąć całą sprawę oświadczając, iż mordercami byli kryminaliści, którzy sami tymczasem zostali zamordowani w wyniku porachunków między gangami.

Melnyczenko, który twierdzi, że sam nagrywał rozmowy prezydenta, znalazł tymczasem azyl na Zachodzie. Kwestia nagrań nadal jednak pozostaje zagadką. Robiono je w gabinecie, który kiedyś należał do Szczerbickiego, I. sekretarza KPU i prawdopodobnie z wykorzystaniem urządzeń, które KGB zamontowało w ścianach, a więc dostęp do nich miała centrala w Moskwie. Opowieści Melnyczenki, że sam ukrył magnetofon można potraktować jako bajkę. Jeśli nawet Rosjanie nie brali udziału w zamordowaniu Gongadze, doskonale potrafili wykorzystać sytuację.

W tym kontekście zwraca się uwagę na mianowanie Czernomyrdina, byłego premiera i "kontrolera" Gazpromu, na stanowisko ambasadora Rosji na Ukrainie. Podkreślmy, że dla Czarnomyrdina nominacja ta jest raczej zesłaniem i formą w jakiej Putin pozbywa się potężnego oligarchy z Moskwy. Przeciez mogło być gorzej i na emeryturę zamiast do Kijowa były premier mógł wyjechać do Mongolii. Zbliżenie Ukrainy z Rosją nastąpiło już wcześniej, paradoksalnie za Juszczenki, który planował sprzedaż wielu zakładów ukraińskich Rosjanom w zamian za likwidację długów wynikających z dostaw gazu i ropy. Skoro Zachód nie chce inwestować, Ukraina nie ma wyboru. Rola Czarnomyrdina może się teraz sprowadzać do realizacji technicznej strony porozumienia - wyboru odpowiednich fabryk.

Podobnie już wcześniej Ukraina zgodziła się w zamian za dostawy ukraińskich rur, że nowy rurociąg będzie ją omijał. Przyjazd Czarnomyrdina nie stanowi więc punktu zwrotnego lecz jest elementem zbliżenia ukraińsko-rosyjskiego obserwowanego od ponad roku. Jego kamieniami milowymi było usunięcie na żądanie Moskwy ministra spraw zagranicznych Borysa Tarasiuka czy ostatnio zdymisjonowanie wicepremier do spraw energetycznych Julii Timoszenko i wreszcie obalenie premiera Wiktora Juszczenki.

Realizując tę politykę Kuczma wciąga do rozgrywki komunistów, co może zakończyć się po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych powtórzeniem w mniejszej skali wariantu mołdawskiego na Ukrainie.

UKRAINA - SKOK DO PRZODU

Trudno w tej chwili powiedzieć czy zamordowanie dziennikarza Hryhorija Gongadze zostało tylko wykorzystane do następnego rozdania kart w walce o władzę na Ukrainie, czy też od początku stanowiło element scenariusza "skoku do przodu", którego celem jest zastąpienie skompromitowanego już prezydenta Leonida Kuczmy przez nowego przywódcę wywodzącego się z z obozu popierających go oligarchów zanim prozachodni premier Wiktora Juszczenko uzyska pozycję umożliwiajacą mu eliminację Kuczmy, a więc równiez jego obozu, ze sceny politycznej.

Od początku prawdziwa walka nie toczy się o usunięcie Kuczmy, gdyż ten jest już politycznym trupem i jego odejście jest jedynie kwestią czasu - przed lub po wizycie papieża na Ukrainie - ale o to kto zajmie jego miejsce.

Dopóki wszystkie partie polityczne na Ukrainie dzieliły się na pro- i antyprezydenckie i nie istniało żadne potencjalne centrum władzy mogące podjąć rywalizację z prezydentem, mógł on sprawować swój urząd bez przeszkód, a popierające go klany Medwedczuka-Surkisa i Wołkowa-Bakaja być spokojne o swoje przywileje.

Od kilku miesięcy zacząl się jednak kształtować nowy podział sceny politycznej. Wokół popieranego przez Zachód i USA premiera Juszczenki powoli grupowały się prawicowe partie polityczne oraz co najważniejsze, część nomenklatury i oligarchów zainteresowanych reformami wolnorynkowymi. Zaczęto mówić o Juszczence jako kandydacie w przyszłych wyborach prezydenckich, który ze względu na stopień popularności w społeczeństwie i poparcia miałby szansę pokonać Kuczmę. Gdyby oligarchowie stojący za prezydentem Kuczmą nie zareagowali, Juszczenko niepostrzeżenie stałby się na tyle silny, że mógłby wyeliminować Kuczmę, którego popularność powoli chyliła się ku upadkowi, a więc i obóz prezydenta znalazłby się na zielonej trawce. Chyba, że dokonałby skoku do przodu, lansując spośród swego grona następcę Kuczmy i nie pozwalając okrzepnąć obozowi premiera, zawczasu rozbijając go i eliminując z gry.

Do walki o schedę po Kuczmie przystąpiła również lewica. Jest ona jednak rozrywana rywalizacją między szefem socjalistów Ołeksandrem Morozem i szefem komunistów, Petro Symonenko. W obozie prezydenta również trwa rywalizacja między szefem zjednoczonych socjaldemokratów Medwedczukiem, a równie oligarchicznym klubem parlamentarnym "Odrodzenia Regionów" kierowanym przez Wołkowa i przekształcającym się obecnie w partię polityczną. Na jej czele stanął Mykoła Azarow, szef komisji podatkowej i realny kandydat na premiera w wypadku gdyby oligarchom udało się pozbyć Juszczenki, np. 10 kwietnia przy okazji głosowania nad budżetem i programem rządu, które może zakończyć się rozpisaniem przedterminowych wyborów.

Rywalizacja wielu grup powoduje, iż gra o władzę jest tak ciekawa, a jej wynik nie jest z góry przesądzony.

Na powierzchni możemy obserwować atak na Kuczmę wychodzący z dwu przeciwstawnych obozów: lewicy i narodowej prawicy. Na lewicy prym wiedli socjaliści. Moroz odegrał bowiem czołową rolę w rozdmuchaniu skandalu podsłuchowego. Komuniści początkowo zachowywali neutralność. Nie chcąc jednak zostać zdystansowanymi przez socjalistów, co spowodowałoby ich eliminację z podziału ewentualnych korzyści po obaleniu Kuczmy, ostatnio też włączyli się do akcji. Po prawej stronie główną rolę grają niepodległościowe partie galicyjskie. Natomiast udział w ataku na prezydenta parafaszystowskiej UNA-UNSO może być prowokacją, zważywszy stopień jej infiltracji przez służby specjalne i to nie tylko ukraińskie.

Wymienione siły mogą się porozumieć tylko w jednej sprawie - Kuczma musi odejść, ale nie są zdolne do żadnego dalszego współdziałania, bowiem każda z grup dąży do diametralnie przeciwnych celów: komunistyczna lewica do zbliżenia z Rosją, prawica i socjaliści Moroza do oddalenia się od Moskwy.

Społeczeństwo jest poza Galicją apatyczne i niezwykle słabe opozycja nie jest zdolna obalić prezydenta poprzez ulicę. Na razie jej akcje co najwyżej mogą być zewnętrzną dekoracją prawdziwych rozgrywek prowadzonych za kulisami, gdzie trwają przygotowania do przejęcia prawdziwej władzy.

Po stronie obozu prezydenta najbardziej zaawansowany w marszu po władzę jest szef zjednoczonych socjaldemokratów, Medwedczuk, chociaż rywalizuje z nim klan energetyczny Wołkowa - Bakaja. Medwedczuk obsadza swoimi ludźmi stanowiska w administracji państwowej na terenie całego kraju. Udało mu się uzyskać dla brata Serhija stanowisko przewodniczącego Państwowego Komitetu Celnego. W postsowieckich państwach oligarchicznych jest to kluczowa pozycja, decydyjąca o lojalnośći zależnej od nich oligarchów. Kto decyduje o cłach, zostaje prezydentem.

Wokół premiera Juszczenki zgrupowały sie już nie tylko niepodległościowe partie galicyjskie, oba Ruchy Udowenki i Kostenki, liberałowie z Partii Reformu i Porządku Pynzenyka, ale także ugrupowania oligarchiczne i nomenklaturowe: "Batkiwszczyna" Julii Tymoszenko, "Sobor" Matwijenki, nawet dotychczas proprezydencka Partia Ludowo-Demokratyczna skłonna jest poprzeć premiera. W jego kierunku grawituje taże przynajmniej część oligarchicznej "Trudowej Ukrainy" Wiktora Pinczuka. W rezultacie wicepremierem na miejsce Tymoszenko został jej kandydat, Oleg Dubyna. Jeśli premier zgodzi się przekazać Pinczukowi monopolistyczne prawo do wywozu i wwozu paliwa jądrowego, ten poprze premiera. Równiez socjaliści Moroza zaczynają ciążyć ku premierowi, tak że Moskwa określa ich obecnie mianem "Lewicowych nacjonalistów".

Aparatczycy, którzy boją się przyjścia do władzy Medwedczuka przechodzą do obozu Juszczenki: np. przewodniczący Funduszu Majątku Państwowego i przewodniczący państwowej komisji podatkowej wyrazili premierowi swoją lojalność.

Juszczenko, który początkowo poparł Kuczmę w konflikcie z opozycja by zyskać na czasie, obecnie stara się odgrywać rolę mediatora, co może tylko umocnić jego pozycję. Ostateczne starcie rozegra się więc zapewne między premierem, a wiceprzewodniczącym parlamentu Medwedczukiem.

UKRAINA - POCZĄTEK SEZONU POLITYCZNEGO

Można powiedzieć, że na Ukrainie powoli rozpoczyna się kampania do wyborów parlamentarnych przypadających na wiosnę 2002 roku. Zaczęło się od kolejnych rewelacji byłego oficera ochrony, Mykoły Melnyczenko, który uzyskał azyl w USA, po tym jak uciekł z Ukrainy z taśmami zawierającymi zapisy rozmów przeprowadzanych w gabinecie prezydenta Leonida Kuczmy. Tym razem Melnyczenko opublikował w USA fragment rozmowy prezydenta z biznesmenem Ołeksandrem Żukowem, którego aresztowano we Włoszech pod zarzutem nielegalnego handlu bronią. Grupa Żukowa dostarczyła co najmniej 13 ton broni, w tym automaty kałasznikowa, granatniki, pociski przeciwczołgowe i rakiety produkcji ukraińskiej i białoruskiej na Bałkany i na potrzeby mafii włoskiej. Udostępnione publicznie nagranie dotyczy rozmowy na temat tego za pośrednictwem kogo Żukow ma się kontaktować z prezydentem w sprawie handlu bronią. Kuczma wskazał szefa swojej administracji, Wołodymyra Lytwyna, czyli osobę, której podlegają odpowiednicy naszych wojewodów. W sprawę zamieszani są także mer Odessy Rusłan Bodełan i syn byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Andrij Derkacz oraz główny doradca prezydenta i przewodniczący oligarchicznego klubu poselskiego "regiony Ukrainy", Ołeksandr Wołkow. Przy okazji dowiadujemy się, że Żukow nie mógł współpracować z rządem Wiktora Juszczenko, który niedługo po rozmowie został obalny przez ludzi prezydenta.

Melnyczenko zaznaczył, iż dysponuje taśmami z 300 godzinami rozmów przeprowadzanych w gabinecie prezydenta Kuczmy. Można się więc spodziewać, że będzie je sukcesywnie udostępniał w miarę rozwoju kampanii wyborczej.

Z kolej deputowany Hryhorij Omelczenko, przewodniczący poselskiej grupy "antymafia", stwierdził, iż przywiózł ze Stanów Zjednoczonych dokumenty potwierdzające, że prezydent Kuczma otrzymał od byłego premiera Pawło Łazarenki, zanim jeszcze się z nim pokłócił, łapówkę w wysokości 3,7 mln dolarów. Pieniądze miały być przelane z banku na karaibskiej wyspie Antigua do kijewskiego banku będącego własnością szwagra prezydenta Jurija Tumanowa. W związku z tym Omelczenko chce na nowo uruchomić procedurę impeachment. Wątpliwe jest jednak by ukraińskiej opozycji udało sie usunąć prezydenta przed wyborami parlamentarnymi. Mimo że poparcie dla Leonida Kuczmy wynosiło w sierpniu jedynie 13,4 proc., a dla jego premiera Anatolija Kinacha niecałe 8 proc., w tej chwili nie ma co liczyć na powodzenie akcji referendum w sprawie usunięcia prezydenta przed upływem kadencji w 2004 roku. Sam Kuczma już obiecał, że nie będzie starał się o wybór na trzecią kadencję i to ludzi zadowala. Ponad 70 proc. ankietowanych oświadczyło, że nawet gdyby to było możliwe, nie głosowaliby na Kuczmę. W praktyce bezwzględna większość jest gotowa tolerować prezydenta do końca jego kadencji i nie angażuje się w walkę o referendum.

Prezydent nie reaguje na rewelacje i zabezpiecza sobie przyszłość: jego sekretarze stanu pozostaną na stanowiskach do 2005 roku, by zapewnić mu bezpieczeństwo za kadencji nowego prezydenta.

Tymczasem rozpoczęły się przetasowania na scenie politycznej. Powstające sojusze i koalicje będą mogły wziąć udział w wyborach, ponieważ prezydent zawetował nową ordynację wyborczą, poprzez która Rada Najwyższa chciała dopuścić do wyborów tylko stronnictwa istniejące na rok przed nimi.

Na razie nie została jeszcze zrealizowana zapowiedź byłego premiera, że utworzy blok popierających go partii "Nasza Ukraina", ale i tak Juszczeno jest politykiem nadal cieszącym się największym poparciem na Ukrainie. Według najświęższego sondażu bez zastrzeżeń popiera go 22,4 proc. (poprzednio ok. 30 proc.) ankietowanych, tymczasem stojące za nim partie narodowo-demokratyczne moga się pochwalić jedynie 10,5 proc. głosów.

Jeszcze mniejsze poparcie ma tzw. nieprzejednana opozycja, czyli dążąca do rozpisania wspomnianego referendum: była wicepremier i szefowa oligarchicznej partii "Ojczyzna", Julia Timoszenko oraz przewodniczący Socjalistycznej Partii Ukrainy, Ołeksander Moroz moga liczyć na niecałe 5 procent poparcia, podczas gdy kierowane przez nich Forum Ocalenia Narodowego na około 7 proc. (niewielki wzrost od czerwca do sierpnia). Jest to niewiele ponad 4 proc. próg wyborczy i Kuczma zrobi wszystko by kandydaci tego bloku nie dostali się do parlamentu.

Jak zwykle najlepiej do wyborów przygotowuje się partia władzy. Kluby reprezentujące oligarchów popierających prezydenta Kuczmę, ktore w sojuszu z komunistami doprowadziły do obalenia premiera Wiktora Juszczenki, planują połaczenie się w jedną partię. W jej skład weszłyby Partia Ludowo-Demokratyczna byłego premiera Walerija Pustowojtenki, Partia Regionów szefa administracji podatkowej Mykoły Azarowa i "Pracownicza Ukraina" Wiktora Pinczuka (sektor paliwowy) i Serhija Tyhypko. Ocenia się, że tak utworzone stronnictwo mogłoby uzyskać do 150 mandatów czyli jedną trzecią. Jest to ilość porównywalna z tym, co moga zdobyć tradycyjni komuniści Petro Symonenki.

Jak na razie poza planowaną partią pozostałaby inna grupa oligarchów z zaplecza Kuczmy - zjednoczeni socjaldemokraci Medwedczuka, który ma ambicję przejęcia fotela prezydenckiego po Kuczmie. Jego partia kontroluje sądownictwo, trzy ogólnokrajowe kanały telewizyjne i stację "TET" oraz zajmuje pierwsze miejsce jeśli chodzi o ilość swoich ludzi umieszczonych na stanowiskach wyższych urzędników państwowych. Za nimi dopiero plasuje się "Pracownicza Ukraina" i również oligarchiczna Partia Zielonych. Zjednoczeni socjaldemokraci mają też silną pozycję w sektorze paliwowym. Różnica między opisywanymi klanami oligarchicznymi ma charakter terytorialny; zjednoczeni socjaldemokraci reprezentuja nomkenklaturę Dniepropietrowska i częściowo Kijowa, natomiast ich rywale Donbasu.

Czy więc Ukrainie grozi wojna klanów? Już teraz analitycy stawiają tezę, iż przyszłe wybory będą stanowiły odpowiedź na pytanie czy oddać kraj pod kontrolę klanów, a jeśli tak, to czy pod kontrolę jednego czy kilku?

Kuczma wprawdzie obiecywał zachodnim przywódcom, że wybory będą demokratyczne, ale w kraju, gdzie u przewodniczącego parlamentu gromadzą się oświadczenia posłów, którzy nacisnęli przycisk "nie" lub byli nieobecni, a na wydrukach okazuje się, iż głosowali "tak", wszystko jest możliwe. Już więc teraz obserwatorzy spodziewają się, że wyborom będą towarzyszyły zastosowane na szeroką skalę fałszerstwa i naciski administracyjne. Dlatego opozycja będzie chciała zorganizować kontrolne liczenie głosów przed lokalami wyborczymi.

W tej chwili nawet ugrupowania oligarchiczne przyznają, iż dotąd nie udało się stworzyć w Radzie Najwyższej większości gotowej poprzeć reformy rynkowe. Można więc powiedzieć, iż Ukraina straciła 10 lat. Najbliższe wybory zadecydują czy taka większość zdoła się uformować, czy też Ukraina stanie się przedsionkiem dzikiego Wschodu.

Od przebiegu wyborów, a zwłaszcza od dogrywki, która po nich nastąpi, będzie zależało czy Ukraina upodobni się do Białorusi czy też pożegluje w kierunku Europy.

Autor publikacji
INTERMARIUM