2. NADZIEJA

Coraz bardziej widoczny jest kryzys władzy komunistycznej, coraz większe nadzieje na wolność. Najdalej proces ten posunięty jest na Węgrzech, choć tamtejsi komuniści wydają się łudzić, ze go opanują.

W związku z tym wypada wyrazić także polską nadzieję. Zakłada się ona na tym, że ani wszechstronna pomoc i wsparcie udzielane reżymowi w przeróżny sposób przez wybitnych intelektualistów, komitety obywatelskie, negocjatorów, ani spryt tutejszych sowieciarzy, ani ewentualne miliardy dolarów, o jakie postarają się dla reżymu wspomniani panowie oraz p. Nowak z Waszyngtonu, ani nic innego, nie zdoła PZPR pomóc, a kryzysu władzy komunistycznej w Polsce nie zahamuje. Nam natomiast być może pomogą Węgrzy, działając jako przykład.

Głównym źródłem nadziei jest jednak dynamika wydarzeń. Kierunku jej nie powstrzyma żaden rezultat tzw. rozmów. Nie chodzi przy tym o dynamikę, o jakiej myślą „reprezentanci strony społecznej” - kontrolowaną przez nich, nie denerwującą nadmiernie komunistów, rozwijaną w ratach i w uzgodnieniu z PZPR. Chodzi o dynamikę autentyczną.

Oczywiście nadzieja nasza byłaby po stokroć większa, gdyby udało się załatwić paroletnią podróż naokoło świata dla paru dziesiątków najwybitniejszych intelektualistów niezależnych, przekonawszy ich, że to poświęcenie to ich patriotyczny obowiązek. Jeździliby sobie, jako ambasadorowie wartości najwyższych i dobra uniwersalnego. Wykładaliby o ethosie nie konfrontacyjnym i interesie nie partykularnym... Pomyślmy tylko jak skorzystałaby na ich nieobecności sprawa polska w kraju! Nawet o związku zawodowym (a ściślej tylko o związku zawodowym; innych rzeczy domagano by się, żądano i osiągano) rozmawialiby z komunistami inni ludzie, pewno młodzi – twardzi, zdecydowani, wyzbyci kompleksów. Nie zawieraliby oni żadnych kontraktów z komunistami, nic nie staraliby się hamować i wyciszać, powiedzieliby też wreszcie światu o co nam na prawdę chodzi. Cóż, piękne, ale niestety nierealne. Pozostają jednak źródła nadziei wymienione na początku.