4. Lenin oraz rok 1947

Zapytajmy w stylu młodzieżowym: Co tu jest grane? Ano, mamy tu czarno na białym owoce wpływów ludzi postępowych, acz niezależnych, którym pod wpływem tow. Gorbaczowa, wracają w stanie czystym młodzieńcze ideowe zawierzenia. Użyjmy obrazowego przykładu. Niech będzie drastyczny. Otóż co by się stało gdyby zlikwidować zbiurokratyzowane NKWD/KGB? Ano wróciłaby malownicza Czeka - może nawet jeszcze „Kontrolowana społecznie”. Ponadto Lenin nie żyje. Może tym razem możliwy byłby większy pluralizm w Radach (Sowietach). Może nie zlikwidowano by uprawnień Wielkiej Rady Sowietów - może byłoby w niej naprawdę proletariacko. A jakie dyskusje i jaka demokracja - w partii i w zbliżonych kręgach partnerskich byłaby możliwa...

W podejściu tym odnajdujemy zresztą czysto polską paralele. Ludzie o których mowa twierdzą, że rzecz zła, a mianowicie stalinizm, zaczął się tu w r. 1948. W latach 1944-1948 zamordowano więcej Polaków niż po r. 1948. W latach tych „utrwalano władzę ludową”, podbijano po prostu Polskę. Lecz cóż z tego. Była jeszcze wówczas nadzieja na „polską drogę” (do kom-socu czyli Postępu). A jakie wewnątrzpostępowe dyskusje były jeszcze możliwe...

Toteż jest o co walczyć, jest kierunek w którym należy „przekształcać rzeczywistość”. Walczymy o powrót do czasów przed Stalinem, czyli w Polsce do rzeczywistości z lat przed rokiem 1948. Do „prawdziwych zasad”.

Nie należy tylko, oczywiście, obnosić się z antykomunizmem, zgłaszać sprzeciw wobec systemu jako takiego, wobec jego podstaw. To przecież nie o to chodzi. Bo fanatyzm (czyli antykomunizm) w tym względzie prowadzi - twierdzi p. Michnik – „do dyktatury”.

Przez „dyktaturę” p. Michnik rozumie stan, w którym także mniej światli i postępowi ludzie - niż proletariat, w imieniu którego przemawia - będą mieli głos. Mogą nawet, w tym ów proletariat działający bez pośrednictwa p. Michnika, odrzucać - w periodycznych wyborach - jego humanistyczni (to nie-stalinowską) wizję Polski. I co by wtedy było?

Nit, nie należy wylewać dziecka z kąpielą!

Niestalinowski „pluralizm polityczny”, który zamierzają wynegocjować najświatlejsi Polacy sformułował tow. Lenin (czy też był to za jego życia jeszcze bardziej demokratyczny tow. Bucharin?) jako stan, w którym bolszewicy rządzą, a członkowie innych partii siedzą w więzieniu.

Ale przecież i tu możliwy jest postęp według wskazań „nowego ładu”. Dlaczego by nie pozwolić działać grupom uznającym „kierowniczą rolę” PZPR? Ich zasięg, program i możliwości działania kontrolować.

Będzie opozycja i demokracja?

Będzie!

Poza tym mamy przecież kluby i stowarzyszenia. Niech rozkwitają Kluby Przyjaciół „Po prostu” nr 2 (była to wówczas pierwsza próba „demokratyzacji”, „destalinizacji” i powrotu do ideałów r. 1947 ).

Ba, nawet konstruktywne wobec komunistów stowarzyszenia narodowców i chadeków oraz Kluby Inteligencji Katolickiej (dążące do stabilizacji) mogą się przydać.

Zaiste pod rządami PZPR może zaistnieć cały bukiet pluralizmów. We wszystkich dziedzinach. Będziemy wówczas mieli posttotalitarną podmiotowość. Tylko, że komuniści będą nadal i to jeszcze demokratycznie wzmocnieni - rządzić. Rządzić ad infinitum.

Pan Wałęsa w Paryżu ukazując, nie po raz pierwszy, kłamliwość 'Wyjaśnień” p. Onyszkiewicza – podkreślił:

„Zbieżność walki NSZZ „S” z pieriestrojką Gorbaczowa.” Pieriestrojka Gorbaczowa to nowa droga do tego samego cela wyznaczonego przez Lenina. To próba wzmocnienia systemu partii, soc-komunizmu i jego przyszłości. Czy należy z tego wnosić, iż leninizm do którego modli się tow. Gorbaczow to dobry program dla Polski?

Czy winno się podkreślać zbieżność walki "S" z leninizmem?

Proponujemy, by p. Onyszkiewicz przełożył to na język dyplomatyczno-polski. Czyli by:

złagodził pewne skojarzenia,

dostosował rzecz całą do naszych polskich realiów. Nie szkodząc oczywiście tow. Gorbaczowowi.

Wypowiedzi p. Wałęsy na temat tow. Gorbaczowa przed Paryżem, w Paryżu i po Paryżu są liczne i smakowite. Jest to zrozumiałe - p. Wałęsa ma znakomitych nauczycieli w tym względzie. Jak wykazały te jego paryskie wypowiedzi, doskonale też rozumie istotę komunizmu. Sądzę, że o palmę pierwszeństwa walczyłyby tu trzy wypowiedzi:

Gorbaczow robi to samo co my. My mamy trudności i on też ma.

Niech pan (to do Gorbaczowa) pomoże nam przeprowadzić reformy to i my panu pomożemy.

Głosuję jednak za wypowiedzią trzecią. Na pytanie o niechęć reżimu PRL do relegalizacji „Solidarności”, Lech Wałęsa (w Paryżu) odpowiedział, że jest to „sprzeczne z zasadami wolności i demokracji, z pieriestrojką i głasnostią.” Wynika z tego jasno, że p. Wałęsa sądzi szczerze, iż Gorbaczow po to zadekretował p. i g. by wprowadzić - zapewne etapowo i ewolucyjnie - wolność i demokrację. Łatwiej też zrozumieć dlaczego p. Wałęsa (bynajmniej nie taktycznie) wierzy w pluralizm pod rządami PZPR, wspólne budowanie z nią „dobra Polski” oraz w pluralistyczno-demokratyczne zasady komunizmu zniszczone przez tow. Stalina.

TM cieszy się, że min. Genscher spotkał się w Paryżu z L. Wałęsą. Nawet wykrzyknik stawia z tej okazji. Nie wiem jednak czy jest się z czego cieszyć. Ministrowi niemieckiemu od dawna chodzi o to by w Polsce zapanował wreszcie spokój. Jego credo polityczne zakłada się w dużej mierze na gorącej chęci odprężania się ze wszystkimi reżimami komunistycznymi. Jest on wytrawnym politykiem. Najwyraźniej więc uznał, że osoba L. Wałęsy nie stanowi przeszkody w zdążaniu do powyżej przedstawionych celów.

Duży wpływ na decyzję Genschera miało też niewątpliwie uwiarygodnienie Wałęsy przez rzecznika rządu PRL oraz wykazywana przez Przewodniczącego dojrzałości. Po prostu minister niemiecki uznał, iż może się już, bez obaw co do rozwoju swojej linii politycznej, do Lecha Wałęsy odezwać.

I rzeczywiście, L. Wałęsa stwierdził po powrocie z Paryż, że "S” musi zaprzestać „chwytania za obrus i zrzucania naczyń”. Sprzeciw wobec reżimu PRL jest jego zdaniem dziecinny. „S" musi stać się „dojrzałym obywatelem świata”. O, o właśnie! O taką dojrzałość chodzi właśnie min. Genscherowi! Co prawda doskonale wiadomo jaką grę propagandową prowadzi reżim PRL, to jednak konkretne stwierdzenie jego rzecznika, iż podpisałby się sam prawie pod wszystkim co mówił w Paryżu L. Wałęsa jest chyba jednak dość ciekawe. Tymczasem żaden z głównych organów niezależnych, szczegółowo opisujących niesłychane sukcesy paryskie Przewodniczącego, do stwierdzenia tego się nie ustosunkował. Na razie zaś, o ile nie cała „Solidarność”, to na pewno Lech Wałęsa z pewnością dojrzewa.

O ile przed wyjazdem do Paryża na pytanie czy pozytywne ocenianie go przez rzecznika reżimu uważa za komplement odpowiedział: „nie o to chodzi” (stwierdzenie, iż nie jest to dla niego komplementem, zaszkodzić by bowiem mogło szansom na tzw. nawiązanie) to po powrocie nazwał m.in. powyższe jego stwierdzenie „pochwałą”.