Duszenie w ciemnej komnacie

Berlin-Warszawa

„.... Będą działy się różne rzeczy, dlatego namawiam do spokojnego traktowania tych różnych głosów i opinii, które się ukazują np.w niemieckiej czy też brukselskiej prasie. Oczywiście, będą różnego rodzaju propozycje, będą próby przekupienia, próby straszenia, będzie to, co my nazywamy w naszym żargonie „duszeniem w ciemnej komnacie”. Wszystkie strony wydają się być zdeterminowane...” (Marek Cichocki, PolskieRadio 14.06.07)

W ostatnich tygodniach, a szczególnie dniach Berlin przechodzi sam siebie w inscenizowaniu nastrojów grozy i destrukcji, jakie jedności europejskiej ponoć zagrażają ze strony Polski, która nie chce się poddać w sporze o sposób liczenia głosów w przyszłej konstytucji UE. Z jednej strony pani kanclerz z całym swoim sztabem sięga do skrzynki tricków godnych Alfreda Hitchocka, z drugiej Bracia Kaczyńscy z całym spokojem dają się kordialnie poklepywać temu lub tamtemu wpadającemu nagle z przyjacielską wizytą prezydentowi czy premierowi trwając z kartoflanym uporem przy swoim sprzeciwie wobec zaakceptowania niemieckiej dominacji w Unii i obstając przy swoich propozycjach. Próby przełamania impasu osiągną w obecny weekend apogeum. Zmierzają one do consensusu, jaki ma być osiągnięty w przyszłym tygodniu przy jednomyślnym zaakceptowaniu konstytucji europejskiej, której po jej odrzucniu w ubiegłym roku przez społeczeństwa Francji i Holandii zmieniono tylko szyld na "Traktat Podstawowy” oraz "Umowę w sprawie zmian".

Podczas gdy w ub. czwartek, 14 czerwca, Angela Merkel w Bundestagu wobec przejętych grozą posłów zapowiadała w przypadku niepowodzenia "doniosłe, nie do opisania trudne skutki dla przyszłości Europy“ wcale niemała liczba krytycznych wobec zamierzeń Berlina głosów liczy na wzrost oporu w Europie Zachodniej. Tymczasem pani przydent UE uruchomiła prawdziwą ofensywę dyplomatyczną w celu „przyduszenia w ciemnej komnacie” braci Kaczyńskich i zobowiązała wielu prezydentów i premierów państw członkowskich Unii do odwiedzenia w tych dnaich warszawy. Stąd ten wysyp znamienitych gości w stolicy Polski w ostatnie upały. „Od każdego ważnego poliutyka, którego spotka domaga się, by pojechał do Warszawy” – przyznał nieoficjalnie pewien brukselski dyplomata. Przynosi to pewne efekty, skoro prezydent sarkozy przyznał, że udało mu się w ub. czwartek uzyskać od prezydenta Kaczyńskiego obietnicę „gotowości do kompromisu”. Nawet w przypadku, gdyby w najbliższych dniach Polska miała się poddać wobec twardego stanowiska Angeli Merkel nie jest pewne, czy obecna wersja Konstytucji zostanie zaakceptowana przez innych członków. Rząd w Berlinie jest przekonany o tym, że może dość łatwo przełamać opór Czechów. Dlatego wyznaczono im w niedzielę drugie miejsce zaraz po Polakach, którzy dostali numerek na sobotę na dywaniku pani Prezydent. Jednak nie wyklucza się w Berlinie, że okoniem postawią się Brytyjczycy. Co prawda nie ma żadnych niejasości z Tony Blairem. Jednak faktycznie opuścił on już Downing Street, a jego nieobecność pod tym adresem w przedziwny sposób indukuje w tamtejszych mediach nagły wzrost oporu wobec niemieckich planów. Przywódca tamtejszej opozycji David Cameron domaga się nagle społecznego referendum w przypadku, gdyby obecny traktat przekazywał kompetencje brytyjskiej suwerenności do Brukseli. Berlin musi się liczyć z klęską takiego referendum na Wyspach i dlatego w szufladach leżą już przygotowane kontrpropozycje przewidujące wykluczenie z ratyfikacji państw niechętnych Traktatowi. Jednak jest to definitywnie ostatateczność, ponieważ w mocarstwowych planach Niemiec Wielka Brytania z jej potencjałem militarnym i zbrojeniowym oraz – co może najważniejsze – jako przeciwwaga Francji odgrywa poważną rolę. Byłaby to „gorzka porażka dla starań w zakresie europejskiej polityki bezpieczeństwa i obronności i- co za tym idzie – dla przyszłego znaczenia Unii w polipolarnym porządku świata” – jak sformułowano to w ostatnim raporcie think-tanku Fundacji Bertelsmanna.
Tymczasem Polska zapewne nie wie, że jej starania zbiegają się z krytyczną wobec Unii pozycją europejskiego związku TEAM (the european alliance of eu-critical movements).

„To sprytnie ze strony Berlina, że rozmowy na temat akceptacji Traktatu prowadzne są indywidualnie, a ich wyniki trzymane w tajemnicy, jednak rokuje to tym gorzej dla zasady demokracji, która ma podobno w Unii znaczenie decydujące” – napisał duński europoseł Jens-Peter Bonde. Jest on rzcznikiem duńskiego „Ruchu Czerwcowego” , który obok 56 innych organizacji z 23 państw europejskich tworzy wspomniany TEAM.

Bonde zapowiada europejską kampanię sprzeciwu wobec niemieckigo projektu. Jednocześnie pomimo braku jakiegokolwiek postępu w sprawie akceptacji Traktatu niczym nie zrażony Berlin pracuje nad dalszym wzmocnieniem Unii. Minister spraw zagranicznych RFN, Frank Steinmeier zabrał się z wielką energią do tworzenia służby dyplomacji zagranicznej Unii – podobno ze względu na unijne problemy ...ochrony środowiska. „Tylko w ten sposób w wymiarze globalnym może być Unia Europejska jako czołowy aktor brana serio” – stwierdził wicekanclerz Niemiec w ub. czwartek w Bundestagu.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010