OPOZYCJA BIAŁORUSKA I ROSJA

Białoruski tygodnik Biełarusskaja Gazieta z 6 listopada 2000 roku, Michaił Podoliak; Rosyjski las. W kontekście niedawnej wizyty Anatola Labiedźki, jednego z liderów opozycyjnej Zjednoczonej Obywatelskiej Partii Białorusi (AHPB) w Moskwie, i przyszłorocznych wyborów prezydenckich na Białorusi, autor artykułu analizuje stosunki między obecną białoruską i rosyjską władzą. Stawia tezę, że rosyjskie elity są gotowe wycofać swoje poparcie dla Aleksandra Łukaszenki na rzecz bardziej perspektywicznego (a jednocześnie utrzymującego prorosyjską orientację Białorusi) polityka.

Wielka polityczna gra już się rozpoczęła. Stawką jest białoruska prezydentura. Bez względu na donośne obwieszczenia zarówno urzędowego Mińska jak i niektórych grup opozycji, nie jest jeszcze do końca jasne, z jakich pozycji startują tradycyjni oponenci.

Aby rozpatrywać jakiegokolwiek kandydata z punktu widzenia jego perspektyw w 2001 roku, należy przeanalizować nie tylko jego obecną pozycję polityczną, ale i ocenić, jakie są jego możliwości porozumienia z tymi zagranicznymi elitami politycznymi, które ze względów politycznych lub handlowych zainteresowane są Białorusią. I w tym kontekście można wyraźnie stwierdzić, że Łukaszence tylko wydaje się, że następną kadencję prezydencką ma zapewnioną.

Nie w tym kierunku

Dosłownie w ostatnich dniach Łukaszenko popełnił jeszcze jeden strategiczny błąd, lecąc z „przyjacielską wizytą” do Libii. Wcześniej już zmniejszył swoje pole manewru – gdy rządząca administracja przeprowadziła niedemokratyczne wybory parlamentarne i tym samym zawczasu udowodniła, że i wybory prezydenckie ma zamiar przeprowadzić wyłącznie według własnych reguł. W rezultacie Łukaszenka osobiście pozbawił się perspektywicznych argumentów w ewentualnych rozmowach z europejskimi demokracjami. Ale to pół biedy. O wiele bardziej znamiennie wyglądała jego demonstracyjna wizyta w Libii. Oczywiście, niczego strasznego i buntowniczego w samym pomyśle kontaktów z dysponującym pieniędzmi i surowcami Tripoli nie ma. I Moskwa, i Paryż utrzymują kontakty z pozbawionym międzynarodowych praw Irakiem. Ale cywilizowane państwa, które pretendują do prowadzenia efektywnej gry geopolitycznej, starają się załatwiać kontakty z osobliwymi reżimami w kuluarach. Łukaszenka po raz kolejny zademonstrował publicznie, że obce mu są subtelności światowej dyplomacji.

Jak można inaczej oceniać jego publiczny komentarz do własnej wizyty, mieszczący się w pełni we wzorcowej formule: „Zyskałem nowego obiecującego partnera”. Po takim oświadczeniu wątpliwe jest, by Łukaszenka mógł mieć nadzieję na choćby najmniejsze ocieplenie swoich stosunków z USA i Europą zachodnią. Co więcej, zachodnie instytucje tylko utwierdziły się w przekonaniu, że Łukaszenka tak czy inaczej powinien „odejść”. Ale nie dlatego, że Białoruś, jak to oświadczają etatowi mińscy ideolodzy, powinna komukolwiek się podporządkowywać i wypełniać cudzą wolę, a dlatego, że Łukaszenka nie jest w stanie zachowywać się odpowiednio na zewnętrznych politycznych rynkach. Wszystkie ugrupowania polityczne, i miejscowe, i zagraniczne, rozumieją, że sens konserwowania białoruskiej „autokratycznej” sytuacji i przekształcania Białorusi w jedynego europejskiego „odszczepieńca” jest wątpliwy.

Co ciekawe, wizyta Łukaszenki zbiegła się w czasie z wizytą Putina we Francji, a także wizytą Anatola Labiedźki, lidera największej białoruskiej partii opozycyjnej, w Moskwie. Jeżeli porównanie poziomu kontaktów międzynarodowych Putina i Łukaszenki dawno już nikogo nie dziwi, to oczywista w ostatnim czasie ekspansja kontaktów i idei, jakiej dokonują białoruscy top-opozycjoniści na polityczny moskiewski rynek, świadczy o próbie odebrania Łukaszence „rosyjskiego asa”.

Z rozmowy z liderem OGP, Anatolem Labiedźką:
-
Jak wiadomo, 31 października odbył Pan szereg spotkań z wpływowymi rosyjskimi politykami. I to już dawno nie pierwszy kontakt tego rodzaju z polityczną Moskwą. Na czym polegała wyjątkowość Pana wizyty?
-
Rozwój pełnowartościowych stosunków z rosyjskimi elitami politycznymi w przededniu wyborów prezydenckich to jeden z naszych priorytetów. Dlatego nasze kontakty z rosyjskimi politykami są coraz intensywniejsze. (…) Przede wszystkim, spotkaliśmy się z liderami Sojuszu Prawych Sił, zwłaszcza z Borysem Niemcowem. Miała miejsce wymiana poglądów na temat obecnej sytuacji politycznej na Białorusi. Ale szczególny nacisk został oczywiście położony na ocenę perspektyw poparcia przez wpływowych rosyjskich demokratów jednego kandydata demokratycznych sił Białorusi. Mogę powiedzieć, że w Rosji obecnie pojawia się wyraźnie zainteresowanie dla wszelkich alternatywnych projektów politycznych, niezwiązanych z Łukaszenką.

Przejrzenie?

Tylko się wydaje, że do wyborów prezydenckich jest jeszcze bardzo daleko. W rzeczywistości, kampania prezydencka już się zaczęła. Dzisiaj trudno powiedzieć, kiedy właściwie wybory się odbędą. Wszystko zależeć będzie od samopoczucia Łukaszenki, a także od jego oceny wewnętrznej i zewnętrznej sytuacji politycznej. Możliwe jest całkiem, że Aleksandr Grigoriewicz będzie starał się przeprowadzić wybory już pod koniec zimy albo na początku wiosny 2001 roku. Sam Łukaszenka już ogłosił o rozpoczęciu swojej kampanii przedwyborczej. Co prawda, zrobił to w bardzo specyficzny sposób: „Powiadają, gratulujcie mi, już wygrałem”. Tego rodzaju oświadczenie jest ważne przede wszystkim dlatego, że wszystkim miejscowym ugrupowaniom politycznym zaproponowano zadeklarowanie się, po czyjej stronie będą grać w ciągu najbliższego półrocza. Nie chodzi oczywiście o preferencje opozycji, ale o określenie stanowiska nomenklatury lokalnej, branżowej, itd. A Łukaszenka tymczasem przeprowadza publiczne, jedne za drugą, inicjatywy „public relations”, i daje populistyczne obietnice. Wszystko to pozwala twierdzić, że Łukaszenka przystąpił już do propagandowej roboty na pełną skalę na wewnętrznym rynku. Wzrasta nacisk informacyjny i ideologiczny na elektorat pozostający poza elitami, ogranicza się wpływ informacji z zewnątrz na Białoruś, przeprowadzana jest kontrola zasobów administracyjnych, tworzona jest w najbliższym otoczeniu mobilna drużyna… Jednak – i o tym mówiliśmy nie raz - dla Łukaszenki o wiele ważniejsze jest zagwarantowanie sobie poparcia na zewnętrznych rynkach politycznych. Tym bardziej, że walkę o pełnowartościowe kontakty z politycznymi ośrodkami USA i Europy Zachodniej już ostatecznie przegrał. Mało tego, na razie Łukaszenka ma coś istotnego do zaproponowania rosyjskim kręgom politycznym. A oto opozycja zaczęła aktywnie urabiać opinię publiczną rosyjskich elit. I to można uznać za bardzo poważny znak.

Z rozmowy z Anatolem Labiedźką:
-
Jakie koncepcje co do perspektyw Łukaszenki istnieją dziś w Rosji? Co jest bardziej do przyjęcia: zostawić go czy odsunąć?
-
W Rosji istnieje bardzo wiele subiektywnych punktów widzenia co do perspektyw Łukaszenki. Jednak dziś istnieje już dość wysoki stopień niezadowolenia zarówno polityką, jak i samą postacią Łukaszenki. To absolutnie obiektywne. Ale jednocześnie w Rosji, na razie, nie utrwaliło się rozumienie tego faktu, że mamy realną alternatywę. Dla Kremla Łukaszenka jest w sposób oczywisty niefortunną polityczną postacią, ale na razie, cały czas jedyną. (…) Ale to, że Moskwa jest już dziś gotowa inwestować w kilku wiarygodnych alternatywnych kandydatów jest, moim zdaniem, oczywiste.

Trójdzielne rozdroże

Rosyjska elita polityczna stoi dziś przed wyborem. W kuluarach wielkiej moskiewskiej polityki rozpatruje się kilka możliwych scenariuszy dalszej ewolucji „białoruskiej autokracji”.

Pierwszy scenariusz jest tradycją ostatnich sześciu lat, i orzeka, że Łukaszenka jest w pełni perspektywicznym białoruskim politykiem. Choć prołukaszenkowskie lobby w Moskwie gwałtownie się kurczy, idea, by zachować jego pełnomocnictwa jeszcze na kolejne pięć lat, ma swoich zwolenników. Mimo to wątpliwe jest, by ta koncepcja znalazła znaczące poparcie. Problem polega na tym, że utrzymanie Łukaszenki jako białoruskiego prezydenta - zwłaszcza po tym, jak definitywnie ochłodły w stosunku do białoruskiego lidera nawet tradycyjnie tolerancyjne i oglądające się w swych działaniach na Moskwę Niemcy i Francja – zmusi Moskwę do wejścia w szereg ostrych kuluarowych geo-konfliktów. W rzeczywistości poparcie Łukaszenki w wyborach prezydenckich na Białorusi wymaga od Rosji istotnych ustępstw na wielu handlowo-politycznych rynkach. W tym również w ramach WNP. Jest przecież oczywiste, że Łukaszenka absolutnie nie jest wart poważnych politycznych konfliktów. Nie jest uzdolnionym zarządcą, umiejącym wytwornie przypochlebić się Rosji w jej dyplomatycznych preferansach. Łukaszenka nie stara się przestrzegać ogłoszonych reguł i nie jest w stanie grać w zespołowe gry. Prościej jest wymienić go na bardziej perspektywiczną prorosyjską figurę. Dlaczego więc mimo to, prołukaszenkowskie lobby w Rosji ma dotychczas silną pozycję?

Z rozmowy z Anatolem Labiedźką:
-
Dlaczego szereg rosyjskich elit politycznych podtrzymuje dziś nadal Łukaszenkę mimo jego wyraźnej izolacji? Przecież nawet ostatnia zagraniczna wizyta białoruskiego przywódcy dowodzi, że nie całkiem adekwatnie ocenia on dzisiejsze światowe tendencje. Czy taki partner jest potrzebny?
-
Do ostatniego czasu istniało przekonanie, że Łukaszenka w pełni kontroluje sytuację wewnątrz Białorusi i że białoruski rynek polityczny jest dość słaby, jeśli chodzi o obecność silnych alternatywnych indywidualności. Jednak obraz taki istniał tylko do ostatniego czasu. Jesienna kampania polityczna wokół wyborów do tzw. Zgromadzenia Narodowego wniosła w tym nastawieniu istotne korekty. Ja wyrobiłem sobie przekonanie, że na Kremlu, w Dumie, wyraźnie zdają sobie sprawę, co rzeczywiście miało miejsce podczas białoruskich wyborów parlamentarnych – i jeśli chodzi o realną liczbę głosujących, i jeśli chodzi o realne znaczenie Łukaszenki. Dziś rozumie się już, że Łukaszenka nie kontroluje w pełni sytuacji. Co więcej, obecna tendencja jest taka, że to znaczenie i możliwości gwałtownie się zmniejszają. Można powiedzieć, że w Rosji nastąpił okres oczekiwania.

Swoje argumenty mają i rzecznicy tzw. neutralnego scenariusza. Ten scenariusz proponuje faktyczne nie mieszanie się tych czy innych wpływowych rosyjskich sił politycznych w wewnętrzną intrygę Białorusi –20001. Na razie, i sam Putin wyraźnie demonstruje „szczere” izolowanie się od białoruskiej problematyki. Na przykład, administracja Putina nie czyni żadnych oświadczeń dotyczących oceny fałszowania wyborów parlamentarnych. Formalne uznanie prawomocności naszych wyborów nastąpiło tylko ze strony „lewych” parlamentarzystów w Dumie, którzy tradycyjnie uważają Łukaszenkę za idealnego prosowieckiego prezydenta. Na razie, Putin kontaktuje się z Łukaszenką na mocy ścisłej geopolitycznej bliskości Białorusi i Rosji. Ale sytuacja może się zmienić, jeśli Łukaszenka po sfałszowanych wyborach prezydenckich przestanie mieć jakiekolwiek notowania na wszystkich bez wyjątku zagranicznych rynkach. Poza tym, nawet w przypadku zachowania neutralności, Putin zyska po wyborach prezydenckich jeszcze większy wpływ na sytuację wewnątrz Białorusi. Będzie mógł wyznaczyć własnego „dozorcę” na Białorusi. W zasadzie nie jest to zły scenariusz dla obecnej kremlowskiej administracji. Dopuszcza on przecież istotny przełom na kierunku białoruskim, korzystny dla Rosji, a bez istotnych nakładów środków. Łukaszenka, pozbawiony prawomocności na rynkach zagranicznych, będzie musiał grać tylko według rosyjskich reguł. Poza tym, zbyt wiele rosyjskich FPG zainteresowanych jest w zapewnieniu stabilności własnych interesów tranzytowych na białoruskim terytorium, aby pozostawić obecny stan rzeczy samemu sobie.

Z rozmowy z Anatolem Labiedźką:
-
Jakie konkretnie centra siły w Rosji okazują dziś istotne poparcie Łukaszence? Czy administracja Putina znajduje się wśród tych, którzy aktywnie „chronią” prezydenturę Aleksandra Grigoriewicza?
-
Oczywiście, że nie. I sam Putin, i jego administracja, zajęły szczególnie wyczekującą pozycję. W takim samym stanie oczekiwania przebywają dziś praktycznie wszystkie polityczne centra w Rosji. Chociaż, niewątpliwie, najważniejszym i najbardziej wpływowym centrum jest administracja Putina. I dlatego należy z nią aktywnie współpracować. Nawiasem mówiąc, Sojusz Prawych Sił ma wiele poważnych dojść do putinowskiej administracji. Zaznaczę także, że w Moskwie spotkaliśmy się także z doradcami Anatolija Czubajsa, z Olegiem Sysujewem. Wszyscy oni to nadzwyczaj wpływowi rosyjscy politycy, którzy mają takie czy inne kontakty z administracją Putina. Powiem więcej: dzisiaj istnieje możliwość nawiązania bezpośrednich kontaktów z administracją obecnego rosyjskiego prezydenta.

Gra „kontra”

Trzeci scenariusz dopuszcza aktywny udział Rosji w białoruskich wyborach parlamentarnych po stronie alternatywnego kandydata. Taki kandydat powinien odznaczać się ważną cechą – wewnętrzną i mieć notowania na Białorusi, przy pewnych prorosyjskich gwarancjach. Jakakolwiek alternatywna postać powinna zaproponować Rosji pełnowartościowy biznes-plan, który będzie uwzględniać także rosyjskie interesy geopolityczne. Obiecywanie przy tym „Białorusi z całym kramem” jest absolutnie nieobowiązkowe, ale pożądane są gwarancje stabilności pewnych rosyjsko-białoruskich szlaków tranzytowych.

Z rozmowy z Anatolem Labiedźką:
-
Czy można rozpatrywać obecne wzmożenie Pana kontaktów z moskiewskimi elitami jako ukazanie Rosji rzeczywistych alternatyw ze strony białoruskiej opozycji?
-
Po części tak. Ale końcowy projekt w formie propozycji o mechanizmach i kandydaturach alternatywnych dla Łukaszenki, będzie przedstawiony nieco później. Tym niemniej, istnieje już ramowy rozkład naszej pracy w Rosji: gdzieś w połowie listopada będziemy mieć już szczegółowy plan przyszłej kampanii prezydenckiej, a do stycznia-lutego definitywnie zatwierdzimy jednego kandydata.
-
Putin to nie Jelcyn, otoczenie Putina – to w sposób widoczny nie otoczenie Jelcyna, i składa się również z bardzo liberalnych w swoich poglądach urzędników. Wystarczy wymienić nazwiska Illarionowa, Grefa, Uliukajewa. Dlaczego mimo to w rządzącej rosyjskiej administracji brak jest wyraźnego stosunku do Łukaszenki?
-
Otoczenie Putina jest dalece niejednorodne. Z jednej strony, to rzeczywiście liberałowie, z drugiej – pochodzą oni z konserwatywnych siłowych struktur. (…) Znaczy to, że wokół Putina ułożyły się różne grupy wpływów. Putin daje szansę wszystkim. (…). Należy uwzględniać i to, że wątpliwe jest, czy Putin stale otrzymuje jedną i tę samą informację na temat Białorusi. Dlatego możliwe są warianty.

Tak czy inaczej, obecna wizyta białoruskich opozycyjnych polityków w Moskwie świadczy bez wątpienia o tym, że rosyjskie elity starają się ustanowić model jakiegoś perspektywicznego kierunku dla poparcia na Białorusi. Ze strony białoruskiej oczekuje się w Rosji zgłoszenia interesujących scenariuszy. Szereg ubocznych oznak mówi o tym, że Moskwa jest praktycznie gotowa odmówić gry po stronie Łukaszenki. Co prawda, sam Łukaszenka stara się wykazać coś odwrotnego. I jako niezbity dowód „szczególnej przyjaźni” z rosyjskimi wpływowymi FPG wskazuje porozumienie o budowie na Białorusi jeszcze jednego rosyjsko-europejskiego tranzytowego gazociągu.
-
Porozumienie „Gazpromu” i rządu Białorusi o budowie drugiej nitki gazociągu nie wpływa na efekty rozmów białoruskiej opozycji z rosyjską elitą polityczną?
-
Oczywiście, że nie. Ponieważ polityczna epoka Łukaszenki kończy się już jutro, a ten projekt jest bardziej długofalowy, pracować będzie na demokratyczny rząd. Z punktu widzenia państwowych interesów Białorusi to bardzo dobrze. Ale wątpliwe jest, by Łukaszenka w ciągu najbliższego roku otrzymał z tego projektu realne finansowe dywidendy.

Oczywiste jest, że Łukaszenka nie do końca pojmuje różnicę między czystymi biznes-projektami o międzynarodowym wydźwięku, a zamaskowanymi jako „biznes” politycznymi inwestycjami. Wątpliwe, by do kolejnych prezydenckich wyborów porozumienie podpisane przez „Gazprom” i Białoruś przybrało postać „złotego deszczu”. Inna rzecz, że „Gazprom” rzeczywiście staje się najważniejszym graczem politycznym na Białorusi – biznes tranzytowy jest zbyt rozległy. Dlatego Wiachiriew będzie musiał łamać sobie głowę: choć Łukaszenka dzisiaj gwarantuje niby pewną stabilność, to białoruski partner już bardzo silnie drażni zachodnich partnerów „Gazpromu”.
-
Czy rosyjscy demokraci, szczególnie Sojusz Prawych Sił, mają środki, aby podtrzymać tutaj alternatywnego kandydata? I czy obowiązkowo właśnie opozycja powinna wysunąć alternatywę dla Łukaszenki?
-
Co do pierwszego pytania – bez wątpienia tak. Co do drugiego – kto powiedział, że opozycja ma zamiar wygrywać w pojedynkę? Jeśli przeprowadzić porównanie z Jugosławią, u nas także nikt nie ma zamiaru wyznaczać swojego Dzindzicia czy Draškovicia. Wszystko będzie decydować się przy stole rozmów ze wszystkimi grupami politycznymi.
-
Czy w samej białoruskiej opozycji są już gotowi zmienić stosunek do Rosji i współpracować z nią?
-
Trudno jest mówić za całą opozycję. Ale my na 5 zjeździe OGP podjęliśmy decyzję o systematycznej pracy na rosyjskim rynku politycznym, i ta decyzja jest realizowana. W drugiej połowie stycznia przeprowadzimy okrągły stół na temat „Spojrzenie na stosunki rosyjsko-białoruskie”. Przyjedzie tutaj Niemcow z drużyną, może i Jawliński.

Archiwum ABCNET 2002-2010