NA KAUKAZIE BEZ ZMIAN

Transformacje ustrojowe w krajach Kaukazu nie przyniosły ani całkowitego zerwania z przeszłością ani obietnicy na przyszłość – pisze Richard Giragosian, autor tekstu „Deadend politics in the South Caucasus” opublikowanego 27 kwietnia na internetowych stronach amerykańskiej stacji Radio Free Europe/Radio Liberty. Powszechny optymizm po gruzińskiej „rewolucji” chyba wyparował. To dobrze. Ale jak się okazuje, zachodnie wishful thinking ma się dobrze tak samo w czasach postkomunizmu jak i za komunizmu. To już gorzej.

Ostatnie napięcia w Armenii i Gruzji pokazały, że mimo początkowego optymizmu, transformacje w regionie były niepełne – konstatuje Giragosian. W ubiegłorocznych wyborach w Armenii, Gruzji i Azerbejdżanie doszło do bodaj najbardziej jawnych fałszerstw wyborczych od odzyskania przez te kraje niepodległości. Wywołane z tego powodu uliczne protesty okazały się w Gruzji pomocne przy zmianie układu władzy. Władze Armenii i Azerbejdżanu natomiast odpowiedziały na protesty z niezwykłą brutalnością. Zdaniem Giragosiana świadczy to o „podupadaniu demokracji” w tych krajach. Autor analizy nie jest optymistą co do oceny sytuacji w Gruzji po tzw. rewolucji róż. Jak twierdzi, „po fakcie może się okazać, że jeden klan, lojalny wobec nowych władz, zastąpi po prostu wcześniejszy” a „świt demokracji” w Gruzji jest po prostu ułudą.

Sprawdzianem demokratycznych talentów nowych władz Gruzji ma być według Liz Fuller, autorki raportów monitorujących dla Radia Free Europe/Liberty sytuację na Kaukazie (z 22 kwietnia), sposób poradzenia sobie z niepokornym Asłanem Abaszydze, przywódcą Adżarii. Prezydent Saakaszwili niejednokrotnie już zapowiadał z „kryminalny”, „feudalnym” reżymem Abaszydze. „Wielu obserwatorów doszło do wniosku, że chociaż mer Moskwy, Jurij Łużkow wyraził poparcie dla Abaszydze, rosyjskie władze zdecydowały pozostać neutralne – prawdopodobnie w oczekiwaniu, że Saakaszwili skompromituje się jakimś gwałtownym i nieostrożnym krokiem” – docieka dziennikarka.

Gruziński premier Żurab Żwania oczekuje od Rosji działania, ale nie takiego jakiego spodziewałaby się Liz Fuller. Podczas wizyty w Waszyngtonie 26 kwietnia Żwania zaapelował do USA i... Moskwy, by wywarły ekonomiczną i polityczną presję na adżarskiego lidera. Szef gruzińskiego rządu skrytykował też byłego już prezydenta Szewardnadze za niedostateczną reakcję na pełne zaniepokojenia sygnały z Rosji o „elementach terrorystycznych” w Wąwozie Pankiskim. Żwania zapewnił, że nowy gruziński rząd nie pozwoli traktować terytorium Gruzji jak bazy dla terrorystów. To nie pierwsze już stanowisko nowych władz Gruzji wobec konfliktu czeczeńskiego. Niedługo po objęciu urzędu głowy państwa także Saakaszwili zapewniał, ze Tbilisi rozpocznie „bezlitosną” walkę przeciw fundamentalistom islamskim, do których zaliczył ukrywających się wśród cywilnej ludności (w Gruzji żyje ok. 5 tys. Czeczenów, zwanych tu Kistami).

W Czeczenii wciąż trwają walki. Wspierany przez Moskwę szef obecnej czeczeńskiej administracji Ahmed Kadyrow zdołał zgromadzić wokół siebie już około 4 tysięcy ludzi. Milicja Kadyrowa (którą kieruje jego syn Ramzan) słynie z bestialstw dokonywanych na cywilach. Zbyt silny Kadyrow może jednak, jak napisał 15 kwietnia inny dziennikarz Radia Swoboda Valentinas Mite, stać się dla Moskwy problemem. Mianowany faktycznie przez Rosjan czeczeński prezydent pacyfikuje Czeczenię przy pomocy prywatnej policji. Jednak „obserwatorzy twierdzą, że siła Kadyrowa jest tak duża, że może ostatecznie (...) zerwać więzy z Moskwą, tak jak na początku lat 90. zrobił Dżohar Dudajew – pierwszy separatystyczny prezydent Czeczenii” – pisze Mite.

„Czy Rosja planuje wojnę w Inguszetii?” – pyta Liz Fuller powołując się na opublikowane 14 kwietnia na stronie ingushetia.ru poufne memorandum przesłane Putinowi przez Wiktora Kazancewa, odwołanego przed miesiącem wysłannika rosyjskiego prezydenta do Rosji Południowej. Memorandum pochodzi z listopada 2001 roku i stwierdza się w nim, że operacja wojskowa w Inguszetii pomogłaby w pokonaniu niebezpieczeństwa separatyzmu i doprowadziłaby do pomyślnego finału „operacji antyterrorystycznej”. Kazancew zalecił też wsparcie w wyborach prezydenckich Murata Zjazikowa, generała Federalnej Służby Bezpieczeństwa (który ostatecznie prezydentem został).

Rosjanie, jak wiadomo do Inguszetii nie weszli a Zjazikow jest prezydentem republiki. Prezydentem skrajnie niepopularnym, 87% mieszkańców Inguszetii domaga się jego ustąpienia. Niedawno Zjazikow uniknął śmierci w zamachu bombowym. Chodzą słuchy, że za zamachem stali krewni zaginionych mieszkańców republiki, którzy byli krytyczni wobec urzędującego prezydenta Inguszetii. Choć do zorganizowania zamachu przyznał się Szamil Basajew, mało kto mu jednak wierzy.

Zjazikow jest przeciwnikiem dyskutowanego ostatnio pomysłu zjednoczenia Czeczenii i Inguszetii. Gdyby takie się dokonało, inguski prezydent straciłby stanowisko. Ale Kreml może chcieć wymienić Zjazikowan na kogoś, kto będzie bardziej skłonny poprzeć tę ideę. Jest już nawet kandydat, Mucharbek Auszew, który kandydował już na prezydenta Inguszetii w 1998 roku. Obecnie z 17 – procentowym poparciem Auszew jest najpopularniejszym politykiem w Inguszetii. „W przeprowadzonym w lutym i marcu sondażu 40% (z 783) respondentów stwierdziło, że Inguszetia potrzebuje nowej postaci, inguskiego odpowiednika gruzińskiego lidera opozycji, Michaiła Saakaszwili” – pisze Liz Fuller.

Koło się zamyka.

Oprac. Radosław Różycki

Archiwum ABCNET 2002-2010