PRZECIĄGANIE LINY

Przejażdżki białą Wołgą (rocznik 1956) wokół daczy Putina przywodzą na myśl swą symboliką czasy „odwilży” i każą skojarzyć Putina z Chruszczowem. Możemy się więc spodziewać, że po słowiańskich serdecznościach, przyjdzie czas na walenie butem w pulpit mównicy. Cytowany przez „New York Times” prezes moskiewskiej Fundacji Polityki Wiaczesław Nikonow bez ogródek stwierdził, że wizytę George’a W. Busha na Łotwie i w Gruzji porównać można do wizyty rosyjskiego prezydenta w Waszyngtonie, którą poprzedziłyby przystanki w Hawanie i Korei Północnej.

Wyjazd Busha do Europy poprzedziła publikacja dziennika „New York Times”, który 5 maja podał, że szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow wystosował do amerykańskiej administracji pełen oburzenia list protestujący przeciwko planowanym odwiedzinom Busha na Łotwie i w Gruzji. Obie strony szybko pośpieszyły z zapewnieniami o konieczności i chęci utrzymania dobrych wzajemnych stosunków. Jak jednak powiedzieli dziennikowi anonimowi przedstawiciele Białego Domu, relacje między oboma przywódcami określają dziś wyłącznie interesy. Amerykanie liczą bowiem jeśli nie na poparcie Putina dla swej polityki na Bliskim Wschodzie, to przynajmniej na to, że rosyjski prezydent nie będzie w niej zanadto przeszkadzał. Może o tym świadczyć choćby pierwsza strona blisko związanego z obecną administracją Busha i Pentagonem dziennika „Washington Times” z 9 maja. Artykuł na czołówce lokalizuje wspólnotę celów i płaszczyznę porozumienia obu państw właśnie na Bliskim Wschodzie.

Wycofanie się przez Rosję ze sprzedaży rakiet średniego zasięgu do Damaszku czy wspierania intensywnej rozbudowy programu atomowego Iranu z pewnością są na rękę USA. Inna sprawa, że zmiana postawy Putina podyktowana była bezpośrednim zagrożeniem zbombardowania irańskiej elektrowni Bushehr przez USA, o co prosiły Waszyngton zirytowane polityką Rosji na Bliskim Wschodzie władze Izraela. Niedawna wizyta Putina w tym kraju, jednocześnie pierwsza taka wizyta rosyjskiego prezydenta w Izraelu, miała zasypać powstałe w wyniku rosyjskich poczynań podziały. Udało mu się to zresztą tylko częściowo. Mimo kordialnego powitania przez Ariela Sharona („Jesteś wśród przyjaciół”), po kilku niezręcznych wypowiedziach na temat konieczności zwołania konferencji pokojowej z Palestyńczykami, Putin nie został dopuszczony do Ściany Płaczu i mógł ją oglądać wyłącznie z platformy widokowej, co prasa rosyjska określiła jako „skandal”.

Wizytą w Izraelu Putin chciał z pewnością ugrać kilka punktów zarówno na arenie międzynarodowej, jak i wewnątrz kraju. Prasa izraelska komentowała wizytę Putina jako próbę odbudowywania przez Rosję dawnych wpływów na Bliskim Wschodzie. Ukazanie rosyjskiemu społeczeństwu prezydenta jako ważnego rozgrywającego na światowej szachownicy z pewnością podbudowywała jego mocarstwowy wizerunek przed zbliżającymi się obchodami 60. rocznicy zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Można też przypuszczać, że takie właśnie cele mogły spowodować stosunkowo pobłażliwe potraktowanie przez Izraelczyków niektórych wypowiedzi Putina.

Jest jednak jeszcze inny aspekt sprawy. Cytowany przez „TransitionsOnLine” w artykule z 2 maja, analizującym wizytę Putina w Izraelu Iwan Safrańczuk z moskiewskiego Centrum Informacji Obronnej twierdzi, że Putin chce naprawić stosunki z Izraelem, których pogorszenie spowodowane było głównie tzw. aferą Jukosu i aresztowaniem szefa tej naftowej kompanii Michaiła Chodorkowskiego. Pogorszyło to znacznie notowania Putina na całym świecie, a w samym Izraelu sprowokowało oskarżenia o antysemityzm. Jak stwierdził Safrańczuk polityka Putina zarówno w sprawie Chodorkowskiego, jak i ta zmierzająca do poprawy stosunków z Izraelem, determinowana jest przez napięcie między elitami gospodarczymi silnie sympatyzującymi z Izraelem a nastawionym proarabsko i antyizraelsko (czy wręcz antysemicko) aparatem dyplomatycznym i bezpieką – są to główne filary putinowskiej władzy.

Czy polityka Putina przyczyni się do utrzymania poprawnych stosunków z Izraelem na dłuższą metę – nie wiadomo. Mają one istotne znaczenie dla utrzymania korzystnego wizerunku w międzynarodowej opinii publicznej i stanowią częściowe alibi dla poczynań Putina w Czeczenii i uwiarygodniania propagandowych klisz o „wojnie z terroryzmem”. Jednak, jak podał 5 maja „New York Times” Condoleeza Rice po aresztowaniu Chodorkowskiego przestrzegała poważnie Busha przed człowiekiem, którego nazywał on swym przyjacielem. Nie przysłoni tego zasłona dymna tworzona rytualnymi dyplomatycznymi zapewnieniami o zgodzie w dążeniu realizacji wspólnych celów – wolnosci, demokracji i walki z terroryzmem.

Wzajemna irytacja jest w istocie coraz silniejsza. Wzmiankowany już list ministra Ławrowa był tylko świadectwem furii jaką budzi w rosysjkich władzach ekspansja Zachodu w Europie Wschodniej, na Kaukazie i w Azji Środkowej. W wywiadzie dla 3 kanału francuskiej telewizji Putin stwierdził, że techniczne rozszerzenie NATO o Ukrainę i Gruzję nie przyczyni się do poprawy stanu bezpieczeństwa na świecie, tak jak nie przyczyniło się do niego wstąpienie do NATO państw bałtyckich. Jednocześnie rosyjski prezydent zaznaczył, ze stanowisko Kremla w sprawie poszerzenia NATO o Ukrainę i Gruzję będzie identyczne, jak w przypadku Litwy, Łotwy i Estonii. Chociaż zatem włodarz Kremla utrzymuje, ze rozszerzanie NATO nie ma żadnego znaczenia, będzie mu się sprzeciwiać aż do końca.

Putin ma powody, by się martwić. Ambasador USA w Moskwie Alexander Vershbow powiedział w minioną sobotę, że Amerykanie i inne państwa nie ratyfikują traktatu o nierozprzestrzenianiu broni konwencjonalnej w Europie (CFE) dopóki Rosja nie wycofa swoich wojskowych baz z Gruzji. Sprawa ta to obecnie najbardziej paląca kwestia w stosunkach gruzińsko-rosyjskich. Prezydent Gruzji Michael Saakaszwili nie pojechał ostatecznie na moskiewskie obchody 9 maja właśnie ze względu na to, że Rosjanie całkowicie wycofali się z podpisania porozumienia o wycofaniu swoich wojsk z Gruzji do 2008 roku. Jak napisała z Tbilisi dla Eurasianet.org dziennikarka Molly Corso, Saakaszwili i gruzińska egzekutywa w ogóle nie przywiązywały zresztą szczególnej wagi do sprawy likwidacji rosyjskich baz wojskowych. Jeszcze 6 maja gruziński prezydent mówił ogólnikowo o konieczności pokojowego rozwiązania tego konfliktu.

Saakaszwili, atakowany przez opozycję i tracący poparcie w gruzińskim społeczeństwie nie może oprzeć się na Rosji, nie zostając przy tym faktycznie ubezwłasnowolnionym. Dlatego, jak stwierdzają w rozmaitych internetowych publikacjach zachodni analitycy, wizyta amerykańskiego prezydenta, jest bohaterowi „rewolucji róż” bardzo potrzebna i przypadła w doskonałym momencie. Pomóc mu może bowiem w podreperowaniu mocno nadwyrężonego wizerunku ojca narodu i umocnić polityczną pozycję. Podobne cele, choć z zupełnie innych pozycji próbuje zapewne osiągnąć lider białoruskiej opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatolij Lebiedko, który, jak podaje witryna „Civil Georgia” (civil.ge) przybył do Tbilisi, by porozmawiać z George’m W. Bushem. W rozmowie z gruzińską stacja Rustavi2 Lebiedko powiedział, że Białoruś może stać się wkrótce sceną podobnych wydarzeń, co Gruzja i Ukraina. Jak stwierdził kolor białoruskiej rewolucji nie jest jeszcze znany, ale „sprawiedliwość ostatecznie zatriumfuje”. – Polegajmy na ludności, która gotowa jest poprzeć nową osobę – powiedział. Będąc w Rydze prezydent USA wzywał białoruskie władze do umożliwienia społeczeństwu wypowiedzenie się w sprawie wyboru swych władz. Białoruś nazwał ostatnią dyktaturą w Europie i, podobnie jak prominentni przedstawiciele jego administracji, wyrażał nadzieję na rychłe przemiany demokratyczne w tym kraju.

W chwili zakończenia tego tekstu prezydent Bush jadł kolację w restauracji na starówce w stolicy Gruzji.

Oprac. R. Różycki

Archiwum ABCNET 2002-2010