ROSYJSKO-AMERYKAŃSKIE BANKRUCTWO STRATEGICZNE

Nikołaj Złobin, dziennikarz i były wykładowca Uniwersytetu Moskiewskiego, od 10 lat mieszkający w USA, gdzie jest redaktorem naczelnym międzynarodowej agencji Washington Profile i dyrektorem Programu Studiów Rosyjskich i Azjatyckich w Center for Defense Information, prywatnej organizacji założonej w 1972 roku przez emerytowanych oficerów amerykańskich sił zbrojnych, ocenia na łamach prawicowego miesięcznika „The National Interest” z 4 czerwca 2003 r. obecny stan stosunków rosyjsko-amerykański w kontekście niedawnego szczytu w Petersburgu.

Rosyjsko-amerykański szczyt w St. Petersburgu przeszedł dość gładko. Prezydenci Bush i Putin uśmiechali się do kamer, twierdzili z mocnym przekonaniem, że niedawna potyczka na temat Iraku nie zaszkodziła podstawom ich partnerstwa. Wymienili dokumenty ratyfikujące redukcje arsenałów nuklearnych i wspólnie potępili Północną Koreę za jej manewry nuklearne pozostające na krawędzi konfliktu. Jednak liczne zagadnienia będące przedmiotem ich zdecydowanej niezgody, jak np. Iran, odbudowa Iraku czy Afganistan, zostały zaledwie tknięte.

Putin nie był w nastroju do psucia zabawy - jubileuszowej gali, która stała się czymś w rodzaju nieoficjalnego rozpoczęcia jego kampanii reelekcyjnej - zwracaniem uwagi swych współziomków na spory z Amerykanami. W końcu, celem całej imprezy było zademonstrowanie Rosjanom jego własnego autorytetu i znaczenia międzynarodowego. Fasady budynków w centrum St. Petersburga zostały odnowione i pomalowane, główne ulice otrzymały nową nawierzchnię, a każdy zakamarek, który mógłby zostać dostrzeżony przez zagranicznych dygnitarzy, zamieciono i wymyto. Jak zwykle, szeroko publikowana impreza pokazała twarz „potiomkinowskiej wsi”, bardzo różniącej się od rzeczywistego St. Petersburga.

Podobnie też, spotkanie było niepokojącym objawem trwającej potiomkinowskiej cechy stosunków rosyjsko-amerykańskich. Na powierzchni widać piękne fasady odnawiane w związku z każdorazowym szczytem, ale poniżej znajduje się polityka ignorowania głęboko tkwiących problemów i poważnych nieporozumień, które przywiodły dzisiejsze strategiczne partnerstwo na krawędź bankructwa.

Gorzką rzeczywistością jest, że stosunki pomiędzy oboma krajami znajdują się w punkcie najniższym od lat dziesięciu. Różnice w sprawie Iraku zmusiły nas do ujrzenia tego co poprzednio ignorowaliśmy. Istnieją ostre, zasadnicze, może nawet trudne do rozwiązania różnice pomiędzy Rosją i Stanami Zjednoczonymi w ich podejściach do budowy nowego porządku światowego i globalnego systemu bezpieczeństwa, w ich rozumieniu współczesnych zagrożeń, jak też sposobu w jaki mają być one traktowane, w ich podejściu do prawa międzynarodowego.

Wszystko to razem wzięte, jak też i bezprecedensowa fala antyamerykańskiej histerii przelewającej się przez Rosję, zepchnęły kraj na sam dół listy państw, z którymi kultywowanie stosunków uważane jest przez amerykański establishment za ważne. Ze swej strony, establishment rosyjskiej polityki zagranicznej porzucił długo pielęgnowany mit, że Ameryka żywotnie potrzebuje sojuszu z Rosją i że bez niego byłaby niezdolna do podjęcia zdecydowanych akcji gdziekolwiek na świecie. Nastał czas wzajemnej szczerości. Konflikt w sprawie Iraku zakończył pewną erę naszych stosunków. Od okresu poszukiwania partnerstwa strategicznego, które dotąd jeszcze się nie zmaterializowało, przeszliśmy do okresu potencjalnej kooperacji w całej serii zagadnień, w których nasze interesy są zbieżne. Nie jest tajemnicą, że praktycznie wszystkie te zagadnienia leżą w sferze bezpieczeństwa, ale to nie gwarantuje owocnych stosunków.

Z końcem zimnej wojny przestaliśmy postrzegać się nawzajem jako wrogowie. Dziś, Waszyngton przestał zupełnie patrzeć na Rosję jako na sojusznika czy partnera. W rezultacie, zainteresowanie amerykańskiej elity Rosją spadło do zera. Jeśli zadać członkowi rządu Busha pytanie na temat Rosji, można spodziewać się kłopotliwej pauzy, a następnie pustych słów - tak.... byłoby dobrze być przyjaciółmi, ale rozumiesz...... Po stronie rosyjskiej nie można dostrzec żadnej strategii wobec jedynej pozostającej superpotęgi świata, nie mówiąc nawet o jakichś ramach ogólnej polityki zagranicznej.

Stosunki rosyjsko-amerykańskie przypominają pociąg, który dawno zatrzymał się i przez ostatnie kilka lat zaledwie używa swej lokomotywy do gwizdania, podczas gdy koła pozostają przymarznięte do torów. Pociąg został unieruchomiony. Utrata prestiżu i znaczenia Rosji w oczach Waszyngtonu jest rezultatem wielu czynników, ale Irak stał się katalizatorem tego procesu, czyniąc go szczególnie oczywistym. Wielu dokonuje teraz ponownej oceny Rosji postrzegając ją jako kraj, który jest stosunkowo dobrze uzbrojony, ale bezużyteczny jako partner (przypomina wyrażenie Margaret Thatcher „Górna Wolta z bronią nuklearną”) i który ponadto przeżywa przeciągający się kryzys ekonomiczny i demograficzny.

Pomimo całego ostrego krytycyzmu wymierzonego w administrację Busha za sposób w jaki prowadzi politykę zagraniczną (w przypadku Rosji, możemy wskazać na utrzymywanie w mocy poprawki Jacksona-Vanika, protekcjonizmu w przemyśle metalurgicznym itp.), należy stanąć w obliczu faktów: Rosja przyjęła zdecydowanie błędną postawę w sprawie Iraku i straciła więcej niż mogła sobie na to pozwolić. Pozycja Moskwy była oderwana od prostego pragmatyzmu; nie była w zgodzie z ekonomicznymi i narodowymi interesami kraju. Pozostawała zatem w bezpośredniej sprzeczności z głównymi zasadami polityki zagranicznej Rosji wielokrotnie określanymi przez Władimira Putina. Stanowisko Rosji w sprawie Iraku zupełnie zaskoczyło Waszyngton.

Wygląda na to, że słynny "strategiczny wybór," dokonany rzekomo przez Putina 11 września, nie był wcale tak strategicznym. W ciągu minionych dwudziestu miesięcy Kreml nie zadał sobie trudu by wyjaśnić co ów "strategiczny wybór" Rosji oznacza w rzeczywistości dla Zachodu, uzasadnić go społeczeństwu Rosji i jej elitom politycznym, czy chociażby podjąć jakiekolwiek kroki w kierunku jego realizacji. Po obu stronach oceanu opublikowano wiele artykułów, a nawet książek na temat „rewolucji w rosyjskiej polityce zagranicznej”. Wydaje się, że każdy chciał wierzyć, iż wyboru rzeczywiście dokonano, jednak jeśli taka rewolucja naprawdę miała miejsce, to nie posunęła się poza obręb gabinetu prezydenckiego. Wydaje się, że każdy chciał wierzyć, że Władimir Putin porzucił drobne posunięcia w polityce zagranicznej na rzecz wielkich ambicji. Dlatego właśnie rozczarowanie jest tym bardziej bolesne.

Sytuacja z Irakiem demonstruje, że Rosji nie tylko brakuje rozumienia dzisiejszych procesów globalnych, ale nie ma ona także strategicznie ukierunkowanej polityki zagranicznej. Jedną z głównych lekcji Iraku jest to, że Rosja nie posiada ani infrastruktury, ani intelektualnego potencjału dla przygotowania adekwatnych analiz wydarzeń światowych, przeprowadzenia realistycznych prognoz lub opracowania modelu zachowania się kraju na arenie międzynarodowej. Osoby i instytucje, którym powierzono te zadania, nie były w stanie uporać się z nimi. Ponadto, brak jest dowodu, że Putin jest wystarczająco silny, by uzyskać to czego chce. Moskwa wykazała stopień improwizacji będący zwyczajnie nie do przyjęcia, a każdy wie, że przyjaciel, którego reakcji nie można przewidzieć, jest gorszy od wroga, którego zachowania są przewidywalne. Biorąc pod uwagę nuklearny status Rosji, improwizowana polityka zagraniczna jest czymś więcej niż wewnętrzne niedociągnięcia - może to mieć szkodliwy wpływ na inne wydarzenia światowe.

Usiłując zapobiec wojnie, Rosja zaledwie uformowała jej linie. Stanowisko Moskwy doprowadziło do rozłamu w Europie i osłabienia UE, co jest w bezpośredniej sprzeczności z interesami Rosji. Ponadto, nasiliło to sprzeczności wewnątrz NATO i doprowadziło do wzmocnienia uczestnictwa Europy Środkowej i Wschodniej w obrębie sojuszu, co stworzy trudności dla europejskiej linii rosyjskiej polityki zagranicznej. Usiłując utrzymać status quo przez ONZ, Moskwa umożliwiła zarówno upadek organizacji jak i głęboki, być może nieodwracalny, kryzys w Radzie Bezpieczeństwa - ostatnim bastionie Rosji umożliwiającym jej wywierania wpływu na świat.

Prezydent Putin wielokrotnie podkreślał, że geopolityczne szanse Rosji powiązane są z jej siłą ekonomiczną. Lecz czy nie było właśnie nieostrożnością z tego właśnie punktu widzenia, prowadzenie sporu z największą gospodarką świata? Ponieważ Rosja nie była w stanie nawiązać przyjacielskich stosunków z Japonia, drugą pod względem wielkości gospodarką świata, jej ekonomiczna przyszłość jest teraz bardziej ponura niż kilka miesięcy temu. Rosja przegrała już bitwę o amerykańskie i japońskie inwestycje, najpierw na rzecz Chin i Azji Poludniowo-Wschodniej, później na rzecz Ameryki Łacińskiej. Jeśli nie będzie ostrożna, to przegra też na korzyść Afryki.

Rosja rozpaczliwie potrzebuje dziś poważnej, nie ideologicznej dyskusji nad zagadnieniami polityki zagranicznej. Putin krytykuje anglo-amerykańską okupację Iraku, ale nie przedstawia dowodu, że (powiedzmy) euro-rosyjska okupacja byłaby bardziej udana. Moskwa jest przeciwko jednobiegunowemu światu, gdyż funkcjonuje on bez Rosji. Nie ma jednak dowodu, że wielobiegunowy świat zapewniłby Rosji więcej bezpieczeństwa niż jednobiegunowy. Wielobiegunowość jest mniej stabilna i trudniejsza do przewidzenia i niekoniecznie prowadzić będzie do większej światowej roli Rosji, która nie potrafi już dłużej być niezależnym centrum potęgi. Jednobiegunowość to też nie piknik, szczególnie gdy przynosi się z sobą mały koszyk. Jeśli jednak Rosja i Stany Zjednoczone potrafią znaleźć nowy model współpracy, to wtedy Rosja mieć będzie znacznie większą szansę na uzyskanie korzyści z jednobiegunowego świata bez zgadzania się na jakieś niepożądane kompromisy.

Powtarzam: Waszyngton nie jest bez winy w kryzysie stosunków rosyjsko-amerykańskich, ale to jest inne zagadnienie. Od zakończenia zimnej wojny protestowałem ciągle przeciwko tezie o „konieczności poprawy stosunków rosyjsko-amerykańskich”, próbując wykazać, że nie można poprawić czegoś, co było stworzone przez polityczne i międzynarodowe realia. Nie powinniśmy próbować poprawiać stosunków, które z natury swej są nienaprawialne, lecz stworzyć nowe, dwustronne - oparte na fundamentalnie odmiennej bazie.

Konflikt wokół Iraku [w 1991 r.] z0wieńczył okres stosunków rosyjsko-amerykańskich, które zakończyły się upadkiem Związku Sowieckiego. Era poszukiwania strategicznego partnerstwa obecnie skończyła się. Nastąpiło koncepcyjne bankructwo modelu stosunków rosyjsko - amerykańskich używanego w ciągu minionych dziesięciu lat. Jeśli nie ma dalekosiężnego planu stosunków, jeśli nie ma fundamentalnych zasad, to każde nieporozumienie czy to o Irak, czy o kurczaki, rozszerza się do ogromnych rozmiarów, gdyż nie mamy punktu oparcia w poszukiwaniu rozwiązań. Widzimy już zbliżający się konflikt w sprawie Iranu, który może stać bardziej jeszcze kłopotliwym i potiomkinowska fasada przysłaniająca kolejny szczyt może nie być wystarczająca by ukryć skale niezgody.

Przyjaźń Busha i Putina jest ważna, ale to nie tego Rosja potrzebuje. Potrzebuje ona nie tylko dobrze przemyślanej, solidnej polityki zagranicznej i świeżej elity, która potrafi ją opracować, ale również odpowiednio zinstytucjonalizowanej struktury dla jej skutecznego realizowania. Prezydenckie wizyty i uściski nie wystarczają. Gdy Moskwa podejmie kiedyś w przyszłości strategiczną decyzję, wprowadzenie jej w życie wykraczać będzie poza przyjacielski uścisk. Jest stare powiedzenie: powinno się widzieć las za drzewami, ale jest tez jeden ważny warunek wstępny by miało ono sens - las powinien faktycznie znajdować się za tymi drzewami.

Oprac. Alex L.

Archiwum ABCNET 2002-2010