ENTUZJAZM KONTROLOWANY – media bałtyckie o rozszerzeniu NATO

Prasa w państwach bałtyckich już na wiele miesięcy przed praskim szczytem NATO poświęcała temu wydarzeniu, dla Litwy, Łotwy i Estonii jednemu z najważniejszych w historii, dużo miejsca. Charakterystyczne, że im bliżej było końca listopada, tym ton komentarzy był coraz mniej optymistyczny, a bardziej realistyczny. Mieszkańcy byłych sowieckich republik zdają sobie sprawę, że NATO, do którego chcieli wejść już kilka lat temu, nie jest już tym samym Sojuszem. Wobec zbliżenia Paktu z Rosją, znaczenie jakby tracił główny powód bałtyckich aspiracji - chęć zabezpieczenia się przed wschodnim sąsiadem. Środowiska prawicowe nie są tym zachwycone, inaczej miejscowi postkomuniści i rusofile, którzy podkreślają teraz zależność między wstąpieniem do NATO, a poprawą stosunków z Moskwą. W tej sytuacji prozachodnie media starają się szukać innych plusów w członkostwie w NATO, natomiast środowiska związane z mniejszością rosyjską i promoskiewskimi kręgami politycznymi pomniejszają znaczenie wstąpienia Litwy, Łotwy i Estonii do Sojuszu.

"Witając praski szczyt 21-22 listopada należy wziąć pod uwagę dwie nieodparte zasady i dwie, równie niezbite lekcje, które musimy sobie dobrze zapamiętać, jeśli to historyczne wydarzenie ma przynieść długotrwałe efekty" - czytamy w redakcyjnym komentarzu tygodnika "The Baltic Times". "Po pierwsze, wszystkie narody mają prawo do wyboru systemu ich narodowego bezpieczeństwa. Choć ciągle oczywista, ta fundamentalna polityczna zasada musi być powtórzona raz jeszcze, choćby tylko Rosji i tym, którzy nie przestają lamentować i sprzeczać się o ideę rozszerzenia NATO o Bałtów. Kraje bałtyckie są suwerennymi podmiotami, i muszą mieć pełne prawo wstąpienia do jakiegokolwiek sojuszu, bez względu na odczucia sąsiadów. Po drugie, to, że jeden militarny sojusz rozpadł się nie oznacza, że jego rywal powinien dobrowolnie się rozwiązać. Taka sugestia jest niedorzeczna. Układ Warszawski upadł pod wpływem napięć gospodarczych i łamania praw obywatelskich; to nie znaczy, że NATO musi teraz kryć się ze swoimi czołgami i wstydzić się uzbrojenia. Moskwa, która przegrała >>zimną wojnę, nie powinna oczekiwać, że tylko z tego powodu zwycięzca, w tej chwili nie mający godnego rywala, zaprzestanie działalności. Świat nie zatrzymał się w 1989 roku.

Wybiegając w przyszłość, widoczne są dwa aspekty europejskiego bezpieczeństwa, które, jeśli zostaną zlekceważone przez przywódców NATO, uczynią Sojusz niepotrzebnym. Po pierwsze, nie może być systemu bezpieczeństwa w Europie bez udziału Rosji. Stałe rozszerzanie stanie się, w końcu, niczym więcej, niż bezcelowym powiększaniem się dla samego powiększania się, jeśli nie weźmie pod uwagę interesów największego państwa na świecie. Pomyślna przyszłość NATO zależy w równie dużym stopniu od zaangażowania Rosji, jak od utrzymywania konsensusu wśród obecnych członków. Chwila, w której Rosja poczuje się wykluczona, będzie chwilą utraty przez Brukselę kontroli nad kwestiami i wyzwaniami paneuropejskiego bezpieczeństwa. Wreszcie, samo NATO musi się gruntownie zmienić. Istniejące zdolności Sojuszu, doktryna i struktura dowodzenia są przestarzałe i są skazane na klęskę w obliczu prawdziwego wroga cywilizowanego świata: terroryzmu. Choć przywództwo NATO zdaje sobie sprawę z nowego zagrożenia, to musi jeszcze się przystosować do nowej sytuacji. Prezydent Bush i sekretarz obrony Rumsfeld będą forsować w Pradze pomysł nowych "Sił Szybkiego Reagowania" - broni ofensywnej 21 000 żołnierzy gotowych do działania w ciągu tygodnia i samowystarczalnych przez miesiąc. Najprawdopodobniej inni członkowie sojuszu zaakceptują ten pomysł. Ta kwestia jest bardzo ważna. Jeśli Ameryka i jej europejscy sojusznicy, włączając państwa bałtyckie, nie dogadają się w sprawie odpowiedzi na zagrożenie terroryzmem, Sojusz będzie stopniowo stawał się zbędny, a kurs Ameryki w kierunku unilateralizmu wymknie się spod kontroli, oddalając się od NATO - najbardziej trwały i skuteczny układ bezpieczeństwa w XX wieku - pozostanie jedynie w podręcznikach historii. >>Amerykańscy krytycy wojskowej słabości Europy mają rację- powiedział w lutym sekretarz generalny NATO. >>Więc jeśli chcemy, żeby Stany Zjednoczone nie zdążały w kierunku unilateralizmu czy izolacjonizmu... Europejczycy i Kanadyjczycy muszą pokazać nowe chęci rozbudowy zdolności reagowania kryzysowego. Zadanie zostało zdefiniowane. Więc, po krótkim uzasadnionym świętowaniu praskiego szczytu, w poniedziałek czas wracać do pracy i zakasać rękawy. Nasze bezpieczeństwo od tego zależy(Praga i po Pradze, red., The Baltic Times, 21-27.11.2002).

"Przyjęci. I co dalej?" - tytułuje swój tekst o praskim szczycie dziennikarka gazety estońskich Rosjan "Molodjoż Estonii". "Estonia, Łotwa, Litwa, Słowacja, Słowenia, Bułgaria i Rumunia otrzymały zaproszenie do NATO. Już dziś kierownictwo Estonii może dostać od sojuszu pierwsze instrukcje dotyczące nowych obowiązków" - zauważa autorka. "Wraz z zaproszeniem do NATO Estonia po raz pierwszy w historii zacznie realnie uczestniczyć w formowaniu światowej polityki obronnej, oświadczył, dowiedziawszy się o decyzji sojuszu, minister obrony Sven Mikser. Od razu na początku kandydaci do NATO wzięli udział w spotkaniu z liderami Sojuszu. >>Reguły gry są jasne: zbiorowe bezpieczeństwo oznacza zbiorowa odpowiedzialność- powiedział w wystąpieniu do szefów państw NATO premier Siim Kallas." Rozmowy o wstąpieniu Estonii do NATO, wszystko na to wskazuje, rozpoczną się już w listopadzie, powiedział gazecie były dwukrotny minister obrony i były ambasador przy Kwaterze Głównej Sojuszu Jüri Luik. "Na początku jesieni przewidywano dwa scenariusze ich przebiegu - długi, od grudnia do maja, i krótki, kończący się już w marcu. W Pradze powiedziano zaproszonym, że NATO chce prowadzić rozmowy nie szybko, ale bardzo szybko. "Nie wydaje mi się, żeby negocjacje okazały się długie, czy złożone, opierają się przecież na znanym już nam planie przygotowań do wstąpienia do NATO"- twierdzi Luik. "Serce mi zamarło, kiedy sekretarz generalny NATO George Robertson wymienił wśród krajów zaproszonych Estonię. Ale to jak zaręczyny - już masz na palcu pierścionek, ale do momentu, kiedy przed ołtarzem nie padnie słowo >>tak, nic nie jest jeszcze przesądzone"- tak zareagował ambasador Estonii przy NATO Sulev Kannik. "Teraz państwu przyjdzie pokazać, że wszystkie te złote słowa, które można przeczytać w jego planie przygotowywania się do członkostwa w sojuszu, rzeczywiście świecą. Oprócz tego, zaproszone kraje dostają grafik, w zgodzie z którym muszą wypełniać swoje zobowiązania wobec NATO. Nie wykluczone, że debiutantom przyjdzie zrewidować niektóre priorytety w zgodzie ze zmianami w polityce sojuszu, początek którym daje Praga" - przestrzega "Molodjoż Estonii". Jednak zdaniem przewodniczącego parlamentarnej komisji obrony Tiita Tammsaara nie powinno być żadnych kłopotów z ratyfikacją traktatu o przyjęciu siedmiu nowych państw do NATO. "Jak wiadomo, najaktywniej wspiera nas Turcja. To jasne, chce ujrzeć w NATO swoich sąsiadów Rumunię i Bułgarię. Z Estonią problemów nie powinno być. Nie do końca rozumiem, dlaczego wszyscy nagle przyczepili się do Łotwy, Słowenii i Bułgarii. Bardzo aktywnie się rozwijali i wspierali kampanię antyterrorystyczną. Wiadomo, oni, tak jak i inni, popełniają błędy. Ale, bądźmy szczerzy, nie myślę, żeby to było zaraz przestępstwem." Gazeta przypomina, że "narodowe parlamenty krajów NATO powinny zakończyć ratyfikowanie umowy o przyjęciu do Sojuszu nowych członków do marca 2004. Potem umowę ratyfikują prawodawcy przyjmowanych krajów. I wówczas, na majowym szczycie NATO, stanie się wreszcie to, co ambasador Kannik tak obrazowo porównał do przysięgi małżeńskiej." Główny przeciwnik rozszerzenia Sojuszu Rosja, "jak można było tego oczekiwać", - czytamy w rosyjskojęzycznej gazecie - "przyjęła dokonujący się fakt z filozoficznym spokojem, nazywając go, co prawda, błędem. To co się stało miało zabawny efekt i w przypadku rosyjskiej polityki w Estonii. Kierownictwo EÜRP [największa partia estońskich Rosjan - A.R.] oświadczyło, że teraz zrewiduje swój partyjny program, gdzie rozszerzenie NATO nazywa bezcelowym" (Przyjęci. I co dalej?, Jewgienija Garanża, Molodjoz Estonii, 22.11.2002).

Większość mediów prześciga się w przytaczaniu opinii o tym, że wejście państw bałtyckich do NATO w żaden sposób nie szkodzi Rosji. Podkreślanie antyrosyjskiego charakteru rozszerzenia Paktu o Bałtów stało się ostatnio w bałtyckiej prasie wręcz niepoprawne politycznie. Ale skoro sam George W. Bush tak twierdzi...

"Wstąpienie państw bałtyckich do NATO nie stwarza zagrożenia dla Rosji"- zapewnia w wywiadzie dla największego litewskiego dziennika "Lietuvos rytas" amerykański prezydent. Według niego "w ciągu ostatnich dziesięciu lat obraz świata gruntownie się zmienił". W szczególności, jak twierdzi Bush, "mieszkańcy krajów bałtyckich przekonali się, że Rosja i Stany Zjednoczone nie są dla siebie wrogami". Odpowiadając na pytanie litewskiego korespondenta o ocenę zajść na moskiewskiej Dubrowce, Bush oznajmił, że "ci ludzie - zabójcy, są tacy sami, jak ci, którzy przyjechali do Ameryki." Według niego, "jeśli ktokolwiek obwinia Władimira Putina, to wcześniej powinien uznać winę czeczeńskich terrorystów" (Lietuvos rytas, 19.11.2002).

W deklaracjach, że wstąpienie krajów bałtyckich do NATO nie pogorszy pozycji Rosji, prześcigają się zwłaszcza politycy rządzącej na Litwie koalicji lewicowej. Jak donosi agencja informacyjna "Rosbalt", ambasador Litwy w Rosji Rimantas Šidlauskas zapewnił, że wstąpienie jego kraju do NATO nie przeszkodzi wojskowemu tranzytowi rosyjskiemu do Kaliningradu. Według niego procedura wchodzenia Litwy do Sojuszu Północnoatlantyckiego zacznie się wiosną przyszłego roku podpisaniem protokołu o wstąpieniu do NATO. Potem ten dokument powinny ratyfikować parlamenty 19 obecnych członków Sojuszu, "tak, że do 2004 roku rosyjscy wojskowi nie mają się o co martwić." Litewski dyplomata nie widzi problemów z transportem wojennych materiałów i żołnierzy z Rosji do Kaliningradu także i później. "Nasi wojskowi mają bardzo dobre stosunki z dowództwem Floty Bałtyckiej, rozmieszczonej w obwodzie kaliningradzkim. Po wizycie w Wilnie ministra obrony FR Sergieja Iwanowa w tym roku doszło do dwustronnej wizyty naszych wojennych okrętów, współpracujemy także w ramach wiedeńskiej konwencji bezpieczeństwa i zaufania, a w przyszłym roku zaprosiliśmy Flotę Bałtycką do wzięcia udziału w morskich ćwiczeniach "Bursztynowa nadzieja". Tak, że nasze przyszłe członkostwo w NATO, z którym partnerskie stosunki ma Rosja, szybciej będzie sprzyjało rozwojowi takiej współpracy, niż na odwrót" (Rosbalt, 26.11.2002).

W mediach rosyjskich i prorosyjskich przeważa ton lekceważący znaczenie rozszerzenia, a wskazujący nawet na korzyści, jakie Moskwa może mieć z wstąpienia Bałtów do NATO. "Pora przestać patrzeć na NATO jak na wroga, i bać się jego rozszerzenia na Wschód"- uważa przewodniczący komitetu ds. międzynarodowych Rady Federacji Michaił Margiełow. Jego zdaniem stosunki Rosji i NATO "noszą charakter partnerskich i stabilnie się rozwijają." Przy tym oba kraje w praktyce potwierdziły swój zamiar współdziałania w obszarze obrony i bezpieczeństwa. Dlatego, zdaniem Margiełowa, bałtyckie kraje, wstąpiwszy do NATO, "powinny się w istocie stać państwami sprzymierzonymi z Rosją." "Nie myślę, że członkostwo Łotwy, Litwy i Estonii w NATO poprawi bezpieczeństwo ich samych czy innych krajów - członków sojuszu. Jednakże, jak by nie było, paradoksem historii stał się fakt, że Tallinn, Ryga i Wilno, odsuwając się od nas i wstępując do NATO, w rzeczywistości idą wprost ku zbliżeniu z nami." - czytamy w wywiadzie, jakiego rosyjski polityk udzielił gazecie "Pskowskaja Gubernia" (Pskowskaja gubernia, 28.11.2002).

O ewolucji, jaka przeszło stanowisko Rosji i lokalnych przeciwników NATO, pisze w wydawanym na Łotwie dzienniku "Business & The Baltic" Aleksiej Szczerbakow. Przypomina typowe odpowiedzi, jakich udzielali pięć lat temu mieszkańcy Łotwy na pytanie, czy NATO jest ich krajowi potrzebne? "Obowiązkowo. Gwarancja stabilności. Tylko z takimi obrońcami możemy spać spokojnie. Amerykański oręż przeciwko rosyjskiemu zagrożeniu."- mówili zwolennicy NATO. Przeciwnicy odpowiadali: ""Po diabła? Potężni Murzyni w żołnierskich buciorach będą napastować nasze dziewczyny. Spójrzcie, co wyrabiają w Japonii. Co za różnica, czyje bazy będą u nas rozlokowane, wszystko jedno - i tak obce." "O inwestycjach w łotewską infrastrukturę, o wpływie na rozwój gospodarki, o miejscach pracy i politycznej stabilności, kredycie zaufania do kraju - członka potężnej organizacji wówczas nikt nie mówił. Więcej mówiło się o tym, że >>Rosja nigdy nie pozwoli. A poza tym ciężko było sobie wyobrazić sam fakt członkostwa Łotewskiej Republiki w Sojuszu Północnoatlantyckim"- pisze autor. "A jednak... W czwartek na praskim szczycie Łotwa powinna być zaproszona do NATO. I nikogo to nie szokuje. Masowych antynatowskich wystąpień w Rydze się nie planuje. Także w Moskwie nie zanotowano specjalnej agitacji. Generalnie epokowe wydarzenie powinno przebiegać w spokojnej, rzeczowej, poważnej atmosferze. Przyczyniła się do tego wielka praca amerykańskich, europejskich, rosyjskich i miejscowych urzędników." Dziennikarz przypomina tytuły światowych mediów: "Kreml powinien wykazać pragmatyzm i przestać patrzeć na Łotwę, Litwę i Estonię jako strefę buforową między Federacją Rosyjską i NATO"; "Najlepszym sposobem na osłabianie NATO jest prowadzenie przyjaznej, a nie konfrontacyjnej polityki"; "Bez względu na rozszerzenie obszaru ekonomicznych więzi krajów bałtyckich, Rosja i tak zostaje ich największym handlowym partnerem". Cytuje sekretarza stanu USA Colina Powella: "Punkt ciężkości w naszych stosunkach z Rosją nieubłaganie przesuwa się w stronę gospodarczych, handlowych i inwestycyjnych kwestii. Wraz ze wzrostem ich znaczenia, normalnieć będą nasze dwustronne relacje." Wszystko to prowadzi do następującej konstatacji Szczerbakowa: "Według mnie, wszystko jasne. Wschód i Zachód mają wspólnego wroga (terroryzm), wspólne interesy, wspólne cele. Przyjęcie - nieprzyjęcie tego czy innego państwa, jakie by ono nie było - nie ma już większego znaczenia". Tym zdaniem można scharakteryzować większość prorosyjskich komentarzy po szczycie w Pradze (NATO-wska droga, Aleksiej Szczerbakow, Business & The Baltic, 19.11.2002).

Po rosyjskiej stronie nie brakuje jednak cały czas zwolenników „twardej linii” wobec zaproszonych do NATO Bałtów. Rosyjska agencja informacyjna "Rosbalt" informuje o wystąpieniu generał-pułkownika Fiedora Ładygina. Członek rady ekspertów przy przewodniczącym Dumy oznajmił na międzynarodowej konferencji w Kaliningradzie, że wstąpienie krajów bałtyckich do NATO zasadniczo zmieni wojenno-strategiczną sytuację Rosji w tym regionie. "Obecność na terytorium obwodu kaliningradzkiego wojennego zgrupowania - to czynnik stabilizacji dla całego regionu Morza Bałtyckiego i całej Europy. Tym powinni być zainteresowani wszyscy sąsiedzi. Z tego też powodu nie widzę konieczności wstępowania państw bałtyckich do Północnoatlantyckiego Sojuszu, który, póki co, bądźmy szczerzy, jest tylko pozostałością >>zimnej wojny. Bez względu na wszystkie rozmowy o jego transformacji, NATO pozostaje instrumentem prowadzenia przez Zachód polityki z pozycji siły, na co jest niemało przykładów, choćby Jugosławia." Generał-pułkownik dodał, że "dzisiaj, kiedy Rosja i inne kraje są zaniepokojone realną groźbą ze strony globalnego terroryzmu, w NATO nawet palcem nie ruszyli, żeby jej przeciwdziałać. Nie chcę powiedzieć, że sąsiedztwo NATO z obwodem kaliningradzkim stanie się jutro, czy w jakiejś bliższej perspektywie zagrożeniem dla Rosji. Jednakże wątpię, żeby rozmieszczenie sił Sojuszu w bałtyckim regionie sprzyjało umocnieniu atmosfery zaufania" (Rosbalt, 24.11.2002).

Tymczasem Litwini, Estończycy i Łotysze przygotowują się do trudnych roboczych negocjacji z NATO. „W grudniu Łotwa rozpoczyna rozmowy akcesyjne z NATO”- pisze „Diena”. „Na początku ustalony zostanie militarny wkład Łotwy i roczna składka do budżetu Sojuszu. Ta druga będzie wynosiła około 3 milionów dolarów rocznie. (...) Choć grudniowe spotkania będą poświęcone przede wszystkim sprawom wojskowym i finansom, władze Łotwy spodziewają się trudnych rozmów na temat walki z korupcją.” (Diena z 22.11.2002) „Z otrzymaniem zaproszenia męki krajów-kandydatów się nie zakończą, bo przyjdzie im napocić się nad wypełnieniem rekomendacji NATO. Zwłaszcza dotyczy to Łotwy”- czytamy w artykule Natalii Bakałowej w gazecie „Business & The Baltic”. „Nowo powołana minister spraw zagranicznych naszego kraju Sandra Kalniete uprzedziła rząd, że zagrożeniem dla przyjęcia Łotwy do NATO może stać się związek struktur bezpieczeństwa państwowego z pewnymi kręgami politycznymi i nie odpowiadające wymogom Sojuszu jakość pracy organów bezpieczeństwa. Innymi słowy, w otrzymanych przez minister sygnałach z USA, Wielkiej Brytanii i Niemiec pojawiają się obawy o zdolność Łotwy do zabezpieczenia tajnych informacji. Nikt nie zaprzeczy, że służby specjalne rzeczywiście powinny spełniać zachodnie standardy profesjonalizmu. Ale... Źródła gazety nie wykluczają tego, że nadchodzące przystąpienie Łotwy do potężnego bloku może być wykorzystane przez rząd Einarsa Repše jako powód do czystek w Biurze Ochrony Konstytucji i w Policji Bezpieczeństwa. O zastrzeżeniach Zachodu pisały także polska "Gazeta Wyborcza", "The Washington Post" i łotewski dziennik "Diena". Według nich problemy z przyjęciem do NATO mogą pojawić się w przypadku Słowenii, Łotwy i Bułgarii. W opinii amerykańskiego Departamentu Stanu, te trzy państwa nie podejmują koniecznych wysiłków w przygotowywaniu się do członkostwa w Sojuszu i ignorują rady NATO, dlatego przyjęcie tych państw osłabi blok, pogorszy jego finansowe położenie i zahamuje reformy. "Wyborcza" doniosła, że urzędnicy Pentagonu zwrócili się do Białego Domu o wykreślenie upomnianych państw z listy kandydatów. Szefowa łotewskiej dyplomacji jest jednak przekonana, że Łotwa zostanie zaproszona do NATO, ale jeśli informacje o brakach łotewskich struktur bezpieczeństwa pojawią się przy ratyfikacji umowy o rozszerzeniu NATO w Senacie USA, to Łotwa może mieć poważne kłopoty. W kwaterze głównej NATO w Brukseli nikt bowiem nie kryje, że decydujące słowo należeć będzie do Amerykanów”- kończy Bakałowa (Natalia Bakałowa, Łotwę obowiązkowo zaproszą do NATO. Jeśli nie przeszkodzą temu wojny lokalnych urzędników, Business & The Baltic, 12.11.2002).

Również w przypadku Litwy nie wszyscy z równym entuzjazmem przyjęli decyzje szczytu w Pradze. Choć wejście do Paktu w sumie opłaci się Litwie, to mieszkańcy tego kraju mogą czuć się nie do końca traktowani jak sojusznicy. Zwłaszcza dotyczy to sfery gospodarki. Po wycofaniu się ze strategicznej rafinerii w Możejkach amerykańskiego koncernu Williams (oddał kontrolę nad przedsiębiorstwem rosyjskiemu Yukosowi) Amerykanie nie mają najlepszej prasy w litewskich mediach ekonomicznych. „Zaproszenie Litwy do NATO ukoronuje wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych George'a W. Busha” - pisze litewska gazeta ekonomiczna "Verslo žinios". – „Jednak nie każdy w chórze witających głosów będzie równie optymistyczny, bo Stany Zjednoczone wciąż nie postrzegają Litwy jako gospodarki wolnorynkowej. Ten problem stał się znowu aktualny, po tym, jak wiosną Stany Zjednoczone wszczęły antydumpingowe dochodzenie przeciwko litewskiemu producentowi nawozów sztucznych spółce Achema. Amerykańska Komisja Handlu Międzynarodowego zawiesiła warunkowo postępowanie, po sprawdzeniu danych statystycznych i ustaleniu, że import litewskich produktów do USA jest bardzo mały i niewiele znaczący. Status gospodarki nierynkowej dla Litwy nie został jednak zmieniony do tej pory” (Verslo žinios z 22.11.2002).

Wyboru dokonał Antoni Rybczyński

Archiwum ABCNET 2002-2010