AMERYKA NIE MA CZASU DLA RUMUNII

Bogdan Chirieac omawia polityke amerykańska wobec Rumunii w dzienniku „Adevărul” z 8 paxdziernika 2002 roku.

Nicholas Burns, przedstawiciel USA w NATO, dokonał w Bukareszcie ostatecznej oceny Rumunii przed listopadowym szczytem w Pradze. Na zakończenie inspekcji, Burns powiedział: „Rumunia pozostaje bardzo poważnym kandydatem do wstąpienia do NATO (…) ani prezydent USA ani reprezentanci 19 państw członkowskich nie zdecydowali jeszcze, które kraje poprzeć względem wstąpienia do Sojuszu Północnoatlantyckiego.” Jest to typowe zdanie, jakie reprezentant Waszyngtonu wygłaszał w każdej stolicy 7 państw, które zostaną zaproszone do NATO w przyszłym miesiącu.

Rumunia podjęła w zeszłym roku ogromne wysiłki by zasłużyć na przychylność Stanów Zjednoczonych. Pozostaje ona jedynym krajem kandydującym do NATO, który wysłał żołnierzy do Afganistanu. Być może dla USA, w wymiarze strategicznym, pomoc ta nie przedstawia większego znaczenia, ale dla Rumunii, która z własnego budżetu płaci 30 milionów dolarów na utrzymanie 400 żołnierzy w Kandaharze, jest to poważny wysiłek. Rumunia była też pierwszym krajem na świecie, który podpisał, pomimo wskazówek Unii Europejskiej, porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie Międzynarodowego Trybunału Karnego, za co później spotkała nasz kraj reprymenda ze strony Parlamentu i Komisji Europejskiej. Rumunia, kłopotliwy kandydat do UE, który otrzymuje rocznie 640 milionów euro bezzwrotnych kredytów z Brukseli na rozwój ekonomiczny, którego obywatele mogą podróżować po UE bez wiz, rozczarowała i zirytowała tych, którym zawdzięcza tak wiele.

Po 11 września stało się jasne, że Stany Zjednoczone dokonają istotnego rozszerzenia NATO w byłym bloku komunistycznym. Co więcej, nawet Rosja przyjęła specjalny status wobec Sojuszu Atlantyckiego. Rozszerzenie dojdzie do skutku za co najmniej 8 miesięcy, ale Rumunia już zaczęła próby uzyskania ze strony USA szczególnego traktowania, które dawałoby jej uprzywilejowaną pozycję, jeśli nie w całej Europie, to przynajmniej wśród siódemki kandydatów. Krótka deklaracja Nicholasa Burnsa w Bukareszcie, zadowalająca, gdyż potwierdza wiadomość o zaproszeniu Rumunii do Pragi, oznacza również, że nasz kraj nie ma co liczyć na specjalne traktowanie. Przy okazji wyszły na jaw różnice w mentalności i podejściu do polityki zagranicznej Bukaresztu i Waszyngtonu. Ameryka wyraźnie stwierdziła, że aby zostać przyjętym do NATO, trzeba spełnić kilka kryteriów dotyczących poziomu demokracji i gospodarki rynkowej. Inne sprawy są mniej istotne.

Dlatego kosztowne polityczne i militarne działania podejmowane przez Rumunię, nie są za Oceanem brane pod uwagę. Wysłaliśmy wojska do Afganistanu. Bardzo dobrze, można powiedzieć w Waszyngtonie, to dowodzi, że Bukareszt postanowił walczyć przeciwko terroryzmowi, który zagraża Ameryce, ale i Rumunii. Podpisaliśmy układ o Międzynarodowym Trybunale Karnym, wbrew radom Unii Europejskiej. Świetnie, to był ich wybór, ale konsekwencje dla Rumunii nie są problem Ameryki. W Departamencie Stanu nie strzelają korki od szampanów, gdy Rumunia na coś się zgodzi, tak samo jak nie strzelają, gdy na coś zgodzi się Timor Wschodni lub Tadżykistan. W sprawie Trybunału Ameryka ma problemy z Europą, które chce rozwiązać bezpośrednio z nią, a nie z pomocą Rumunii. Nasz kraj jest gotów wziąć udział w wojnie w Iraku u boku Stanów Zjednoczonych nawet bez rezolucji ONZ. Jest gotów udostępnić przestrzeń powietrzną, porty i lotniska. Dla Rumunii jest to decyzja dramatyczna, dla USA zaś – nie. Jeśli nie zgodzimy się my – zgodzą się Bułgarzy. Jeśli nie oni – to Tadżykistan. A jeśli nawet oni się nie zgodzą – Amerykanie mają lotniskowce w Zatoce Perskiej.

Los Stanów Zjednoczonych po prostu nie zależy od Rumunii. Interes USA względem naszego kraju jest, o ile w ogóle można o czymś takim mówić, przede wszystkim wynikiem koniunktury zaistniałej po 11 września. Nie jest to jednak kwestia tej wagi jak, powiedzmy, w sprawie Pakistanu. Tak samo, jak się pojawiła, może też i zniknąć. W nowych stosunkach rumuńsko-amerykańskich brak akcentów ekonomicznych, istnieją tylko związki polityczne i militarne. Kiedy zaś już zostaną załatwione istotne sprawy, nie pozostanie z nich nic. Handel zagraniczny Rumunii związany jest głównie z krajami Unii Europejskiej. Stamtąd napływają do nas inwestorzy, tam pracują setki tysięcy Rumunów, którzy przysyłają do kraju miesięcznie więcej pieniędzy, niż było ich z inwestycji amerykańskich w ciągu ostatnich 12 lat.

Zaproszenie Rumunii do NATO jest niewątpliwie niezwykłym momentem w naszej historii. Potwierdzi ono naszą przynależność do cywilizowanego świata. Ale Ameryka nie będzie miała dla nas zbyt wiele czasu. W stosunku do roli, jaką obecnie odgrywają Stany Zjednoczone, nie będziemy nic znaczyć. Rumunia dąży do Europy, Rumunia ma wzrost ekonomiczny, Rumunia wchodzi do NATO. To, co Rumunia musi pokazać światu to nie akcje międzynarodowe, ale polityka wewnętrzna. W ten sposób należy rozumieć wypowiedź Burnsa w Bukareszcie.

Przypis:

„Adevărul” (Prawda) – dziennik rumuński. W czasach komunizmu nazywał się „Scânteia” (Iskra) i był oficjalnym organem partii komunistycznej. Obecna nazwa została nadana w grudniu 1989 roku i nawiązuje do przedwojennego pisma lewicowego o tym tytule. Aktualnie linia redakcji sytuuje się trochę na lewo od polskiej „Gazety Wyborczej” (niedawno Adam Michnik dostał od „Adevărul nagrodę). W języku rumuńskim istnieje powiedzenie „Adevărul este minciună mare” (Prawda jest wielkim kłamstwem) dotyczące tej gazety.

Opr. Jan Lipnicki

Archiwum ABCNET 2002-2010