3. WOJNA?! - WYWIAD GEN. DUBIECKIEGO

Gen. Dubiecki, reklamujący się na Zachodzie jako doradca „S” udzielił tego wywiadu 28 grudnia 1981 r. pismu „Der Spiegel” nr. 53 - red.

Spiegel: Panie Generale, co może zmusić polskiego oficera, by wydał rozkaz strzelania do robotników, wśród których mogą znajdować się jego krewni?

Dubiecki: Oficer jest skrępowany dyscypliną wojskową i podlega stałej indoktrynacji organizacji partyjnych.

S.: Czy ta indoktrynacja jest skuteczna?

D.: Nie, w znaczeniu ideologicznym, lecz moralno-psychologicznym. Człowiek nie musi wierzyć w to co robi. Aparat indoktrynacyjny kieruje się działaniem.

S.: Czy szeregowi żołnierze poddawani są takiej samej obróbce ideologicznej?

D.: W jeszcze większym stopniu.

S.: Ale są na takie oddziaływanie narażeni tylko przez dwa lata.

D.: Dwuletni okres służby jest bez znaczenia. Oficerowie polityczni dumni są bardzo z tego, że udało im się tak zaagitować żołnierzy. Nie należy też zapominać o moralnym terrorze, presji, sposobach karania, wreszcie tzw. szacunku do munduru i miłości do autorytetu armii.

S.: Czy żołnierz może strzelać do swojego ojca czy brata, który jest członkiem „S”, tylko z miłości do munduru?

D.: Może, wyłącznie dzięki przymusowi, systemowi, który pozwala kierować armią, a który w obozie socjalistycznym doprowadzony został do perfekcji.

S.: Jak to wygląda w praktyce?

D.: Na przykład żołnierze są tak rozlokowani, że pewniejszy ideologicznie pilnuje mniej pewnego. Poza tym jeden drugiego musi denuncjować. W ten sposób od razu eliminuje się niepewnych ludzi. Przy takich akcjach, o jakich Pan wspomniał, pozostaje w koszarach znaczna część szeregowców, całe bataliony i kompanie. Część żołnierzy w ogóle odmawia wykonania rozkazu, jest skazywana, osadzana w aresztach.

S.: W roku 1970 w Gdańsku użyto wojska przeciw robotnikom, strzelano.

D.: Oprócz milicji użyto także wojska ale przeprowadzono ostrą selekcję żołnierzy...

S.: Czy niepewni żołnierze zostali w koszarach?

D.: Tak, nie zostali wprowadzeni do akcji.

S.: Przy wszystkich innych różnicach poglądów, co do jednego panowała zgoda w „S”: polski żołnierz nie będzie strzelał do polskiego robotnika, a jednak strzelają.

D.: Tak. Właśnie to chciałem wbić tym związkowcom do głowy. Ale oni mi nie wierzyli.

S.: W takim razie wyobrażenia opozycji, że w razie inwazji radzieckiej polskie wojsko odwróciłoby lufy karabinów i skierowało je przeciwko Sowietom, były iluzoryczne?

D.: Tak. Straszak inwazji radzieckiej był użyty już na początku sierpnia 1980 r. Budzeniu strachu służyć miały np. audycje telewizyjne, w których przypominano nieudane powstania w XIX wieku. Straszak inwazji radzieckiej stał się tarczą ochronną przeciwko rozwojowi „S”. W tym samym okresie rozpoczęto przygotowania konkretnych planów wykorzystania wojsk sowieckich i polskich.

S.: Skąd Pan to wie?

D.: Z osobistych rozmów z kompetentnymi ludźmi, np. od generała Szczegłowa, głównego przedstawiciela Paktu Warszawskiego przy Wojsku Polskim. Również z rozmów, które prowadził marszałek Kulikow w Sztabie Generalnym w Warszawie. Nie brałem wprawdzie udziału w tych rozmowach ale słyszałem bezpośrednio od ich uczestników.

S.: Jak wyglądały te plany?

D.: Do 15 marca 1980 r. oddziały radzieckie miały być skoncentrowane i przygotowane do akcji, jednocześnie miała następować stopniowa infiltracja przez oddziały radzieckie; miały one zostać przerzucone przez granice polskie, po czym do NRD.

S.: Czy po ubiegłorocznych manewrach nie zostało w Polsce dość oddziałów radzieckich?

D.: Główną role w rozprawie z „S” miało odegrać Wojsko Polskie, które jest jednak bezpośrednio podporządkowane armii radzieckiej.

S.: Już w drugiej połowie grudnia 1980 r. obserwowano ruchy oddziałów radzieckich.

D.: To było wyłącznie działanie na postrach. Gdy zorientowano się jakie reakcje ono wywołuje, kierownictwo radzieckie zrezygnowało z wprowadzania do bezpośredniej akcji własnych wojsk. Z rozmów z radzieckim ministrem obrony marszałkiem Kulikowem i trzema wyższymi oficerami radzieckimi wynikało, że bezpośrednia okupacja Polski chwilowo nie byłaby ani korzystna, ani opłacalna.

S.: Dlaczego?

D.: ZSRR boi się polskiego ludu, a Kania nie chciał odegrać roli człowieka, który własny naród doprowadza do tragedii.

S.: Czy przekazywał Pan „Solidarności” jakieś informacje?

D.: Bardzo dużo konkretnych technicznych informacji, które dotyczyły tych planów. Już w grudniu ostrzegałem związkowców co się przeciw nim szykuje, żeby mogli się na to nastawić.

S.: Co radził Pan swoim łącznikom z „Solidarności”?

D.: Radziłem im zbudowanie odpowiedniego systemu komórek kierowniczych, żeby w przypadku takiej sytuacji, jaką obserwujemy obecnie, byli zdolni do oporu. Radziłem im także przygotowanie dwu lub trzech garniturów kierowniczych. Wszystko to mówiłem im już jesienią ub. roku. Gen. Jaruzelski zdradził swoje prawdziwe zamiary już w lutym. Od tej pory wojsko było przygotowywane do zniszczenia „S” siłą.

S.: Czy był już ustalony określony termin?

D.: Było postanowione: gdyby nie udało się rozbić „S” innymi metodami, należało ją zniszczyć siłą na początku zimy. Od marca przygotowywano w części oddziałów selekcję według kryterium ich przydatności do walk z własną klasą, z własnym narodem. W tych jednostkach, które okazały się przydatne, wydzielono specjalne pododdziały i poszczególne osoby.

S.: W tym samym czasie Moskwa zabiegała o odprężenie w stosunkach z Zachodem.

D.: Było przewidziane przeciwdziałanie rozlokowaniu w Europie amerykańskich rakiet średniego zasięgu. Rozwój sytuacji w Polsce mógł przeszkodzić Sowietom w działaniu przeciw armiom NATO. Z tego punktu widzenia rozpatrywano problem likwidacji „Solidarności”.

S.: Czy sądzi Pan, że ZSRR chciał sobie zapewnić swobodę decyzji w sprawie zbrojnego konfliktu w Europie?

D.: Tak, jako jednej z możliwości. Na taką ewentualność przygotowywano odpowiedni plan. To klucz do zrozumienia innych spraw. Wojskowe aspekty tego planu zostały sprawdzone w m.in. wspólnych ćwiczeniach, które trwały od maja do sierpnia tego roku. Te ogromne manewry kosztowały wiele miliardów, jednak we wszystkich tych planach jedna kwestia pozostawała nie rozwiązana: militarno-społeczno-polityczne zabezpieczenie korytarza łączącego ZSRR z ewentualnym frontem. Porządek w tym korytarzu jest właśnie przywracany.

S.: A zatem wcale nie chodziło o niebezpieczeństwo, które stwarzał związek zawodowy?

D.: Sprawa „S” jest problemem trzeciorzędnym. Po likwidacji „S” zbędna jest ta cała militaryzacja gospodarki jak np. mianowanie komisarzy dla administracji i większych zakładów.

S.: Czy są na to dowody?

D.: Podczas manewrów powiększono istniejące garnizony liczące 3 dywizje o co najmniej 8 dalszych, dodatkowo o jednostki zaopatrzeniowe.

S.: Czy to prawda, że w ciągu roku wysłano do ZSRR duża ilość polskich mundurów?

D.: Tak. Sam słyszałem od oficerów intendentury, że część mundurów produkowanych w fabrykach w Poznaniu, w rejonie Warszawy i w Łodzi, została wysłana do ZSRR.

S.: I naprawdę używa się w Polsce przebranych żołnierzy radzieckich?

D.: Tak, do ochrony określonych obiektów na terytorium Polski np. lotnisk, magazynów broni, radzieckich urządzeń komunikacyjnych. Teraz najprawdopodobniej wprowadza się je do akcji. Oprócz tego służą jako straszak przeciwko czysto polskim oddziałom.

S.: Jak zatem mogli bronić się robotnicy, jeśli rozbicie „S” siłą było z góry postanowione?

D.: Poprzez strajk generalny w całym kraju i to przed wyruszeniem wojsk. Kiedy bronią się zakłady zajęte przez strajkujących, a cała gospodarka jest sparaliżowana, czołgi nie pomagają. Strajki można złamać, jeśli występują pojedynczo w poszczególnych zakładach lub regionach. W każdym razie Związek był poinformowany i ostrzeżony o tym, że przygotowuje się stan wojenny.

S.: To znaczy związkowcy wiedzieli o tym, lecz w to nie wierzyli?

D.: Zbagatelizowali cały problem. Wiedzieli o tym i nie działali!

"Niepodległość" - miesięcznik polityczny 1982-1983