POWINNIŚMY SIĘ WSTYDZIĆ LASU KATYŃSKIEGO

Konserwatywny dziennik brytyjski „The Daily Telegraph” uratował częściowo honor Anglików, bo przypomniał 27 kwietnia 2003 r. artykułem Kevina Myersa pod powyższym tytułem „zasługi” rządu Jego Królewskiej Mości z czasów II wojny światowej, który współpracował w ukrywaniu zbrodni katyńskiej z jej sprawcami.

Dziś Polacy na całym świecie będą obchodzili 60. rocznicę odkrycia zbrodni wojennej, której nie było. A nieistnienie tej okrutnej zbrodni stanowiło najnikczemniejsze doświadczenie państw demokratycznych w praktykowaniu realpolitik w całym XX wieku.

Związek Sowiecki pojmał 180 tys. żołnierzy polskich w czasie swej napaści na Polskę w 1939 r. Większość z nich popędzono do obozów niewolniczych na Syberii, lecz z dwudziestoma dwoma tysiącami oficerów tego nie zrobiono. W kwietniu 1940 r. na rozkaz Stalina każdego z nich skrępowano drutem kolczastym i zastrzelono strzałem w głowę. To było kolosalne przedsięwzięcie: żniwo śmierci było większe niż w najgorszym dniu brytyjskiej historii wojennej – w bitwie nad Sommą 1 lipca 1916 r. Co ważniejsze, masakry dokonano przed niemiecką inwazją na Francję i kraje Beneluksu. I jakkolwiek setki Żydów w Polsce już zamordowano, to były to rzezie improwizowane, zasadniczo nie związane z rozwiązaniem ostatecznym, które się jeszcze nie narodziło.

Tak więc pierwszego systematycznego masowego mordu bezbronnych i niewinnych ludzi w II wojnie światowej dokonali nie naziści, lecz Związek Sowiecki, na rok przed tym, nim stał się oficjalnym najlepszym przyjacielem Wielkiej Brytanii. Nie powinno to nas zaskakiwać: ostatecznie to sowieci, nie naziści, wynaleźli zbrodnię uprzemysłowioną. Począwszy od rewolucji otwarcie używali słowa „wytępić” w odniesieniu do swoich wrogów. Hitler słuchał; Hitler się uczył, jak to robią dyktatorzy. Co więcej, to przemyślane wymordowanie tylu oficerów z jednej wąskiej warstwy polskiego społeczeństwa było protoludobójstwem: jego celem było wyeliminowanie polskiej tożsamości przez wytępienie wszystkich jej spodziewanych obrońców.

W 1943 r. z dwóch źródeł – z prób przeprowadzenia spisu wygnanych Polaków żyjących w ZSRS i od Niemców, którzy odkryli miejsce jednej z masakr w lesie katyńskim niedaleko Smoleńska – Brytyjczycy dowiedzieli się o losie polskich oficerów. Przerażający raport ambasadora brytyjskiego przy rządzie polskim na wygnaniu, Owena O’Malleya, nie pozostawiał żadnej wątpliwości. Publiczną reakcją rządu brytyjskiego było uznanie nazistowskiego odkrycia za propagandę i radzenie rządowi polskiemu na wygnaniu, aby zapomniał o Katyniu i nadal walczył z prawdziwym wrogiem, z Niemcami.

Wojna jest wojną, a w czasie pokoju nie sposób odtworzyć wojennego rozgorączkowania i terroru. Nie można więc wydać żadnego dającego pożytek osądu moralnego o tych, którzy postanowili w 1943 r. publicznie przyjąć łgarstwa za fakt i ukryć prawdę w imię godnej ubolewania, ale koniecznej strategii. Ale najbardziej małodusznym rozumieniem racji stanu było uczynienie tych łgarstw kamieniem węgielnym stosunków między zachodnimi aliantami a Związkiem Sowieckim. A to właśnie się stało, kiedy trzej przywódcy – Churchill, Roosevelt i Stalin - spotkali się w Teheranie w listopadzie 1943 r. Dwaj przywódcy państw demokratycznych nie tylko nie zgromili Stalina za dokonaną masakrę, ale starali się go zjednać nagradzając polskimi ziemiami, które ukradł wtedy, gdy uwięził swoje przyszłe ofiary. A kiedy Stalin zażartował, że powinno się raz na zawsze rozwiązać problem niemiecki zabijając 50 000 niemieckich oficerów, Churchill tylko zaprotestował z ponurą miną, a Roosevelt beztrosko zasugerował, że może wystarczy 49 000.

Nikt nie wspomniał o Katyniu. Jak to możliwe? Przecież masakra Polaków była na pewno ukrytym podtekstem tej przerażającej wymiany zdań, a dla Stalina – sposobem na sprawdzenie swych dwóch partnerów. Wszyscy trzej wiedzieli o morderstwie i stali się strażnikami otaczającego ich kłamstwa. Wszyscy trzej -– dwóch nikczemnie, a trzeci tryumfalnie – na to przystali. Teheran to było dno dyplomacji międzynarodowej, daleko bardziej haniebne moralnie i daleko bardziej katastrofalne strategicznie zarówno od Monachium sprzed pięciu laty, jak i od Jałty rok później. A kluczem do Teheranu był Katyń: skoro Stalin spostrzegł, że ta zbrodnia mu się upiekła, to miał prawo zakładać, że upiecze mu się prawie wszystko.

Co więcej, fałsz o Katyniu zakorzenił się w Foreign Office. To tutaj chwilowa taktyka z roku 1943, karmiona współudziałem w tchórzostwie i wykoślawiona w ciemności patologicznego poczucia winy, przeobraziła się w chorobliwą narośl trwałej polityki. To ona spowodowała, że nawet w latach 1970-ych rząd Callaghana gwałtownie sprzeciwiał się wzniesieniu w Londynie pomnika ofiarom Katynia. Wyparcie się Katynia, w swym najczystszym psychiatrycznym sensie, legło cieniem na wielu dwudziestowiecznych rozważaniach: jak inaczej mógł Roy Jenkins napisać biografię Churchilla ani razu nie wspominając o Katyniu, o Wielkim Kłamstwie, którego premier był inicjatorem? Jak inaczej tak wielu historyków -– nie licząc Normana Daviesa – mogło ignorować nadzwyczajną na Zachodzie zmowę mającą na celu ukrycie okropności komunistycznych oraz głęboki wpływ, jaki musiała wywierać na myślenie Kremla?

W czwartek [1 maja] Foreign and Commonwealth Office opublikuje raport o brytyjskich reakcjach na masakrę katyńską, spóźnioną próbę ekspiacji za powtarzające się usiłowania ukrycia tej straszliwej sprawy przez Wielką Brytanię. Nie przekreśli to zła, jakie sprawił fakt, że eksterminacja polskiego korpusu oficerskiego nie tylko nigdy nie była sądzona jako zbrodnia wojenna, ale została w Teheranie zaakceptowana i nagrodzona; to z tego miasta katyński komunizm mógł niebawem rozpocząć marsz naprzód i zawojować pół świata.

opr. Z. S.

Archiwum ABCNET 2002-2010