OKO ZA OKO

„Ustalenia tej sprawy są wprost porażające. To nie jest tak, że sprawa jest polityczna i została na potrzebę chwili wymyślona. Te zarzuty są nieuprawnione i są po części niegodziwe" - powiedział zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik o aresztowaniu Macieja Jakubowskiego.

Olejnik jednocześnie miał rację i jej nie miał, co w postkomunizmie zdarza się nader często. Ustalenia sprawy na pewno są „porażające”, podejrzenia ogromnej afery korupcyjnej nie są wyssane z palca i być może dojdzie nawet do skazania winnych nie tylko na symboliczne kary. Jednakże prawdopodobnie sprawa została użyta „na potrzebę chwili”, jako element wojny pomiędzy klanami (gangami? mafiami? w Polsce nie wymyślono jeszcze jednoznacznego słowa, które pasowałoby na określenie takiej nieformalnej grupy) Kwaśniewskiego i Millera. Uderzenie w Jakubowską było przecież pośrednim atakiem na Millera.

Kontratak millerowców nastąpił tego samego dnia – były minister Łapiński w „Super Ekspresie” zaznajomił opinię publiczną z „kwitem”, który jego grupa miała na prezydenta. Tym razem było to nieuzasadnione udzielenie gwarancji rządowych dla kredytu na budowę Laboratorium Frakcjonowania Osocza w Mielcu. Wniosek w tej sprawie pozytywnie zaopiniował Wiesław Kaczmarek, wówczas minister gospodarki. Oko za oko. „Kwit” ten jest pewnie jednym z wielu będącym w posiadaniu tego klanu.

Walka to jednak trochę nierówna. Aleksander Kwaśniewski i jego ekipa mają wyjątkowy dar unikania odpowiedzialności i ratowania nie tylko skóry, lecz również twarzy. Kiedy ktoś zarzuca preziowi brzydkie rzeczy, ten zawsze umie, z pomocą przychylnych mediów i innych instytucji, wyjść cało z opresji, a nierzadko nawet odwrócić oskarżenie przeciwko temu, kto je wysuwał. Kilka przykładów: ucieczka drabiną z Sejmu, wakacje z agentem, wsiadanie do bagażnika, Polisa, schorzenie goleni, zawijanie głowy państwa we flagę, całowanie ziemi kaliskiej, reklama mebli. I tak dalej. Lista ataków na Kwaśniewskiego jest długa, ale nadal pozostaje on najbardziej popularnym politykiem, prawie mężem stanu.

Taka nierówność jest szkodliwa dla społeczeństwa. W momencie, gdy nie ma co marzyć o rządach prawa w Polsce, dobrze byłoby, gdyby doszło przynajmniej do sytuacji, gdy prokuratura i sądy brałyby „kwity” na serio. Wtedy być może więzienia zapełniłyby się skorumpowanymi politykami i cały układ rządów zostałby już doszczętnie skompromitowany. Niektórzy działacze psychicznie nie wytrzymaliby presji, jak to się dzieje obecnie z „lwicą lewicy”. Wtedy być może powstałyby szanse na pojawienie się nowych sił politycznych. To jest prawdopodobnie jedyna możliwość modernizacji Polski i uczynienia z niej kraju chociaż trochę bardziej normalnego.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010