WYBORCZA ZNOWU GRA TECZKAMI Cz. I

Lobby antylustracyjne atakuje. Szeroko rozumiane „środowisko Wyborczej” brutalnie zaatakowało Instytut Pamięci Narodowej. Powód? Ten sam, co przy okazji „lustracji Macierewicza” czy przypomnienia pseudonimów byłego i obecnego prezydentów w 2000r. Zawartość teczek bezpieki jest bardzo niewygodna dla wielu ludzi w Polsce, to, że miałaby ujrzeć światło dzienne, nie pozwala im chyba spać po nocach. Skoro obaliło się z tego powodu legalny rząd RP, można próbować rozwalić IPN, bo za dużo próbuje robić.

„Sprawa Karkoszy każe przyjrzeć się na nowo IPN” – pisze Andrzej Romanowski w artykule pod wielce znamiennym tytułem „IPN – bezprawie i absurd”. Rzecz jasna, jak o lustracji, to tylko w „Gazecie Wyborczej” (25-26 września 2004). Jak o lustracji w „Wyborczej”, to tylko źle. Jest Instytut Pamięci Narodowej, ale co z tego? Dla pewnej grupy polityków i publicystów, którą reprezentuje Romanowski („środowisko krakowskie”) samo słowo LUSTRACJA to coś obrzydliwego, a gra teczkami toczy się nadal. Bo panowie i panie TW to dla „etosowców” i ich poputczików tabu, może dlatego, że za dużo w tym gronie „bohaterów” opozycji z lat PRL, za dużo niewygodnych faktów z życia dzisiejszych „autorytetów”. Przy takim podejściu do sprawy wszelkie próby uporządkowania i ujawnienia dokumentów ubeckich agentów zawsze będą przedstawiane jako „dzika” lustracja. Co czyni też w swoim tekście Romanowski („Taka lustracja – faktycznie bezprawna, a na pewno powszechna i dzika – istnieje”), ogłaszając III RP krajem, w którym „każdy donosi na każdego”.

Sprawa Karkoszy służy jedynie do obrony wszystkich oskarżanych o współpracę. „Od kilku tygodni czytam, że współpracownikiem SB był Henryk Karkosza. Nie dziwię się – skoro kiedyś Lecha Wałęsę uznano za agenta Bolka, czemuż Karkoszy, jednego z najbardziej zasłużonych wydawców drugiego obiegu, nie można identyfikować z agentem Moniką? (...) Czy Karkosza się przyznał? Nie, wszystkiemu zaprzecza. Czy dziennikarskie śledztwo – Wojciecha Czuchnowskiego w >>Gazecie - przyniosło jakieś rozstrzygnięcia? Tylko takie, że na nic nie ma dowodów.” No właśnie! „Gazeta” przeprowadziła śledztwo! Oto argument... W końcu redakcja słynie ze swoich wnikliwych dochodzeń, vide Rywingate.

Ale przejdźmy do istoty zła, a więc samego IPN, bo o nim jest tekst Romanowskiego. Autor oburza się, że w myśl zapisów ustawy o IPN nie jest pokrzywdzonym (a więc nie ma wglądu do akt) „osoba, która została następnie funkcjonariuszem, pracownikiem lub współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa”. A więc Autor chce, żeby także tych dysydentów, którzy donosili na kolegów, uznano za pokrzywdzonych? Bo Romanowski to człowiek wielkiego miłosierdzia – „Czy nawet wobec ubeków nie powinniśmy się kierować chrześcijańskim przeświadczeniem, że człowiek może – i ma prawo – się zmienić?”.

Kolejne zarzuty wobec IPN: ustawa przyjmuje nierówność obywateli wobec prawa (kwestia dostępu do akt), a więc narusza konstytucję. Ustawa jest niezgodna z ustawami o ochronie danych osobowych i ochronie informacji niejawnych. Autor atakuje nawet zawarte w ustawie pojęcie „zbrodni komunistycznej” („drugi przypadek IPN-owskiego bezprawia” – jak pisze), czyli „czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od dnia 17 września 1939 do 31 grudnia 1989, polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności.” (art. 2 ustawy o IPN). Zdaniem Romanowskiego to „potworek prawny”, bo zakłada, że wykroczenie bądź występek może być zbrodnią, o ile popełnił je komunista. A czymże jest zbrodnia komunistyczna, jeśli nie zbrodnią popełnioną przez komunistów?! Czyżby Autor próbował powiedzieć, że do tej kategorii powinno zaliczyć się wszystkie zbrodnie popełnione w tym okresie? Może ma ochotę wciągnąć do tej kategorii działania zbrojnego podziemia z lat 40tych? W końcu, w świetle komunistycznej propagandy, oni też popełniali zbrodnie. Przepraszam, nie też. Władza ludowa bowiem nie popełniała. Romanowski bulwersuje jeszcze jedno w zapisie - ramy czasowe („Czemu ustawodawcy postanowili napluć w twarz wszystkim, którzy w roku 1989 budowali fundamenty niepodległego państwa – pozostanie tajemnicą.”).

Kolejny grzech IPN – nieskuteczność. Na przykład przy ekstradycjach zbrodniarzy (ciekawe, czy przypadkiem Autor rzucił tutaj nazwisko sędziego podporucznika Stefana Michnika..?). A śledztwo w sprawie Jedwabnego „niewiele wyjaśniło ponad to, co i tak było wiadome, jeśli nie z powojennych procesów, to z książki Jana Tomasza Grossa”. Skąd ta nieskuteczność w ściganiu zbrodni? „Chaos – to słowo dobrze charakteryzuje postępowanie IPN na każdym polu”- pisze Autor.

cdn

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010