LEPPER MUSI NADEJŚĆ

Dzisiejsze wyalienowanie elit przypomina trochę sytuację z końca lat osiemdziesiątych. Pan Jerzy Urban, wówczas wróg publiczny, dziś autorytet moralny Polaków, tak pisał w swoim „Alfabecie” o: Czarzastym - niech imię jego będzie zapomniane, szefie ostatniej kampanii wyborczej PZPR: Martwił się on [ten Czarzasty bezimienny], aby zwycięstwo PZPR nie było zbyt przytłaczające. Zastanawiał się, co robić, by do parlamentu przeciągnąć jakoś trochę ludzi z „Solidarności”. Przedstawiał ścisłe, krzepiące serca, optymistyczne obliczenia. Wznosił swoje szczere przezroczyste jakby oczy, ulokowane w gładkiej twarzy, i mówił: Towarzysze, jestem pewien, gwarantuję, mur beton, daję głowę. [...] Był niczym owa orkiestra grająca do ostatka na „Tytanicu”.

Cóż, nasz establishment nadal pełen jest Czarzastych, niech ich nazwiska też będą zapominane jak najprędzej. Stopień odrzucenia przez społeczeństwo pasożytujących na nim bezwstydnie elit – jest trudny do przetłumaczenia na język salonów, a przez to ledwo co przez elity uświadomiony. Owszem, myślą sobie, społeczeństwo sfrustrowane jest, ale to dlatego, że szwankuje, towarzysze, front informacyjny; negatywizm dominuje w prasie i telewizorze, negatywizm straszny, za mało się dobrych pokazuje zdarzeń, za mało o sukcesach mówi, o przedsiębiorczych emerytach i dzieciach robotnych, o uczciwych biznesmenach, zacnych politykach, prawdomównych dziennikarzach, światłych biurokratach i pacjentach zdrowych. Za to nagłaśnia się nieodpowiedzialnie odosobnione przypadki zła, nie zestawiając ich uczciwie z o ileż częstszymi przykładami dobra.

No, na przykład, gdyby przyjąć nawet, że prezes Rywin naprawdę złożył redaktorowi Michnikowi obłąkańczą i niewiarygodną propozycję korupcyjną, to proszę uświadomić sobie, ilu osobom jej w tym samym czasie nie złożył, jak również, ile osób w tym samym czasie nie korumpowało redaktora Michnika! O ileż więcej, prawda? Mieliby się z pyszna gazetowi łowcy sensacji, gdyby musieli wymienić równocześnie wszystkich, których Rywin nie korumpował czy wszystkich, którzy nie korumpowali Michnika, prawda?

Owszem, są w niektórych partiach pewne przypadki zachowań niewłaściwych, będziemy o nich mówić w kampanii wyborczej, ale przecież naród nie może zrezygnować z tej epokowej inwestycji w edukację i urządzenie, i wyposażenie swoich elit, no przecież nie wybiorą do parlamentu kogoś, kto nie zna jego regulaminu czy do rządu kogoś nieznanego prasie albo nie przyjmowanego w gabinecie doktora Kulczyka. Co by na to powiedziała Europa, co świat? Jakież zapanowałoby zgorszenie wszędzie! Mogłaby nam grozić nawet interwencja NATO albo Banku Światowego!

Jakoś jednak trudno wierzyć w unikalność kwalifikacji, które zdobyli nie zawsze lotni, bo często dobierani według selekcji negatywnej członkowie elit. Jakoś przy tym nie wydaje się, żeby władcy NATO albo Światowego Banku byli w stanie naprawdę odróżnić – dajmy na to – Leppera od któregoś z jego adwersarzy. Zresztą, do czego by im ta umiejętność była potrzebna? Obydwaj będą przecież grzeczni, jeśliby zostali prezydentami, i będą przyjaciółmi USA, Europy i świata; do każdego też prezydent USA będzie zwracał się: my dear friend, i klepnie go po plecach, i sprzeda mu jakieś paciorki szklane, i zapyta, jak się żona czuje, i jak dziecko, i zdziwi się: to tyle przybyło?... ech, ogierze jeden... a, nowa kadencja, to ty nowy już?... ech, jak ten czas leci, pozdrów my dear swego poprzednika, fajny koleś był ten Kawasaki. Zapewnij naród bułgarski o naszej wieczystej przyjaźni.

Świadomość społeczna jest taka, i zresztą trudno z nią polemizować, że politycy wszystkich maści utworzyli odrębny stan społeczny, który zmonopolizował prywatyzację, wydatki budżetu, immunitetami od plebsu poodgradzał się, i tak mu z tym dobrze, że zapomniał nawet o – pardon – reprodukcji kadr. I tak najmłodszy salonowiec dobije wkrótce pięćdziesiątki. Tylko Andrzej Lepper tak naprawdę otworzył swoją partię na młodzież, czyli jakby trochę był mądrzejszy, a może po prostu uboższy i nie musiał o srebra się bać z zastawy swojej; tak czy owak to jego powinna ponieść pokoleniowa fala, gdy będzie zalewać generacyjną lukę.

Czas gra na korzyść Leppera, a jedyna siła, zdolna go jeszcze raz powstrzymać, to już by musiał być jakiś Wszechpolski Ruch Ocalenia Narodowego, w którego politbiurze zasiądą wszyscy dotychczasowi prezydenci, premierzy, ministrowie więksi i takie tam różne autorytety: siądzie Rakowski ramię w ramię z Mazowieckim, Pawlak zaś z Suchocką, Wilecki z Kiszczakiem, Fredro-Boniecki z Gadzinowskim, Urban z Giertychem, a Adam Michnik z Jerzym Robertem Nowakiem. I będzie to wydarzenie zgoła historyczne, a nawet globalne, kiedy stacje sejsmiczne na całej Ziemi odnotują największy wybuch śmiechu w historii ludzkości.

Zaprawdę, musi dziwić krótka pamięć dzisiejszych obrońców ojczyzny przed barbarzyńcami. Czy elity postproletariackie, niedawni wyznawcy światopoglądu zwanego naukowym, zapomnieli już, kto sprawował dyktaturę ciemniaków? A związkowcy to już zapomnieli swych matur i doktoratów na tajnych kompletach? Naprawdę ktoś myśli, że absolutorium na WSNS albo zaocznie zdobyty dyplom maturalny sprzed 10 lat nabierają patyny herbu szlacheckiego, patyny niedostępnej dyplomom dzisiejszym? Czy naprawdę ma wystarczyć parę lat od ukradzenia sobie pałacu, wystawienia willi, sprytnego nabycia fabryki, zawłaszczenia jakichś latyfundiów, by już wierzyć w swój arystokratyczny status? Już zapomniał e s t a b l i s z m ę t, jak to sam Lepperem był?

P.S. Przepraszam z góry wszystkich wymienionych z nazwiska. Posłużyli mi tylko jako przykłady; nie oceniam ich działalności w ogóle, gdyż zgodnie z moim obrazem świata są oni raczej przejawami niż przyczynami stosunków społecznych. W Rosji byle wójt kupuje helikopter, w Skandynawii zaś miliarder podróżuje w wagonie drugiej klasy. Polska też ma swoją specyfikę, która się ujawniała przed rozbiorami, przed przewrotem majowym czy też teraz właśnie. Wszędzie, w każdym kraju i każdej epoce znajdzie się złodziej, pyszałek czy głupiec, i niezależnie od tego, jak się jeden z drugim nazywa, to społeczeństwo albo ich zmusza do samokontroli, albo ich wadom pozwala się wzmacniać. I to społeczeństwo jest ich karier przyczyną, ofiarą i czasami sędzią. Dla historii nie są ważne nazwiska Czarzastych. Za ten pogląd oczywiście też przepraszam wszystkich, którzy mają słuszny powód czuć się urażeni.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010