PRÓBA GENERALNA

Poniżej przedstawiam wspomnienie Jadwigi Chmielowskiej z okresu kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 roku. Autorka opisuje sytuację panującą wówczas w MKZ Katowice, do którego kierownictwa należała.

Gotowość strajkową ogłosił tak jak cała Polska, również MKZ Katowice. Przekształcił się w MKS, a na swoją siedzibę wybrał Hutę „Baildon”. Wiedzieliśmy, że do strajku powszechnego musi dojść, ponieważ władza chce konfrontacji a my nie możemy odpuścić by w stosunku do ludzi milicja stosowała przemoc.

To, co się wydarzyło wtedy w Bydgoszczy zobowiązywało „Solidarność” do ogłoszenia strajku. Podczas posiedzenia Rady Miasta MO pobiła przedstawicieli władz Związku. Przewodniczący MKZ NSZZ”S” w Bydgoszczy Jan Rulewski trafił do szpitala Gotowość strajkową ogłosił tak jak cała Polska, również MKZ Katowice. Przekształcił się w MKS, a na swoją siedzibę wybrał Hutę „Baildon”. Wiedzieliśmy, że do strajku powszechnego musi dojść, ponieważ władza chce konfrontacji a my nie możemy odpuścić by w stosunku do ludzi milicja stosowała przemoc. Przekonanie o konieczności strajku było powszechne. W czasie gotowości strajkowej zaczęliśmy nawet dostawać teleksy z uchwałami POP PZPR (Podstawowa Organizacja Partyjna) z zakładów pracy, które solidaryzowały się z nami. Nawet członkowie partii dostrzegali w fakcie pobicia działaczy „Solidarności” i radnych arogancję władzy. Naród bardzo się wtedy zjednoczył. I władza to czuła. Był to moim zdaniem test na stopień determinacji i organizacji społeczeństwa. Uważałam, że im bardziej będziemy zorganizowani, to być może bez walki zwyciężymy. Był to też z naszej strony poligon. Wiedziałam, że do konfrontacji kiedyś i tak dojdzie. Dlatego też Andrzej Rozpłochowski, Jacek Jagiełka i ja postanowiliśmy, że musimy przetestować pracę Związku w sytuacji walki. Uzgodniliśmy, że Jacek Jagiełka zajmie się stroną polityczną a ja techniczną. Andrzej Rozpłochowski kierował strajkiem i łącznością z władzami krajowymi Związku.

O wyborze „Huty Baildon” na siedzibę MKS zadecydowały względy bezpieczeństwa. Łatwo spacyfikować willę na Stalmacha, hutę trudniej. Z centrum miasta łatwiej było kierować strajkiem dlatego MKZ nie wrócił na Hutę Katowice, gdzie miał swój rodowód. Byliśmy nie tylko chronieni przez załogę zakładu ale i w razie blokady łączności elektronicznej moglibyśmy zawsze w wielotysięcznej załodze znaleźć łączników. Obok była jeszcze przecież kopalnia Gottwald. Nasza siedziba na Stalmacha kompletnie się do tego nie nadawała i w razie otoczenia przez oddziały ZOMO zostałaby bez najmniejszego trudu spacyfikowana. Wykorzystując teorie grafów udało mi się przygotować sieć łączności. Wykształcenie automatyka – informatyka przydało się. Łączność była zbudowana w oparciu o zakłady pracy i obejmowała całe województwo. Do naszej sieci przyłączały się też zakłady zarejestrowane w Jastrzębiu. Każda komisja zakładowa dostawała wiadomości z dwóch lub trzech źródeł. Teleksem w przypadku dużych zakładów pracy i telefonicznie, jeśli był to mały zakład. Dodatkowo każdy z zakładów delegował łącznika nie tylko do centrum koordynacyjnego w mieście, ale i do zakładów, z którym miał być w ciągłej łączności. Każde miasto z kolei miało wytypowany zakład, z którego łącznik codziennie przyjeżdżał do MKS w Katowicach po wiadomości i instrukcje. Łącznik wyjeżdżał, gdy przyjechał jego kolejny zmiennik. Odcięcie łączności telefonicznej i teleksowej nic by władzy nie dało.

Drugim moim zadaniem było zabezpieczenie łączności na wypadek blokady i okrążenia huty przez ZOMO. Wtedy też dowiedziałam się od pracowników huty i pobliskiej kopalni, że pod drogą łączącą Katowice z Chorzowem jest podziemne przejście. Wprawdzie wejście do niego jest zatarasowane i zamknięte ale można je w każdej chwili udrożnić. Uzgodniliśmy, że w razie pacyfikacji huty członkowie KS przejdą na kopalnię, aby kontynuować strajk. Na wypadek ataku ZOMO front huty miał ubezpieczać pociąg. Jego zadaniem było wyjechanie z terenu zakładu i zablokowanie drogę tak, aby nie mógł przejechać przez nią żaden pojazd. Wagony miały być wypełnione tzw. wlewkami. Taka barykada była nie to przejścia nawet przez ciężki sprzęt wojskowy. Zresztą podczas strajku ostrzegawczego taki pociąg wyjechał.

Wcześniej zaczęłam zbierać za pośrednictwem łączników informacje o położeniu kopalń na Śląsku oraz jak są one połączone podziemnymi chodnikami. Zamówiłam u Krysi Blachaczek i Stasia Aloszko pracowników geodezji dokładne mapy i na nie nanosiłam otrzymane dane. Plany te bardzo się mogły przydać gdyby faktycznie doszło do konfrontacji i ogłoszenia strajku generalnego.

Pracy było tyle, że przez 5 dni nie spałam, później po 2 lub 3 godziny.

Przez cały czas baliśmy się prowokacji a najbardziej tego, że ktoś może bezpodstawnie ogłosić lub odwołać strajk. Ponieważ, mam bardzo charakterystyczny głos i znali mnie wszyscy łącznicy, a także osoby, z którymi łączyłam się przez telefon kilka razy dziennie, Rozpłochowski na zebraniu z przewodniczącymi Komitetów Strajkowych w MKS uzgodnił, że to ja będę ogłaszać akcję strajkową i ewentualnie odwoływać. Chcieliśmy się w ten sposób ustrzec prowokacji. W związku z tym byłam jedyną osobą, której Rozpłochowski zakazał opuszczania terenu huty. Stanowiliśmy 3 osobowa drużynę Anna Hebrowska i Czekaj, chyba Andrzej, z Chorzowa. Łączność teleksową według opracowanego przeze mnie systemu obsługiwali Rejdychowie ojciec i syn. Starszy z Rejdychów pracował w telekomunikacji przy ul. Ordona. W razie blokady telefonów zamierzaliśmy wykorzystać łączność WCz (wysoka częstotliwość). Rozmowy takie prowadziłam z komitetem strajkowym z Elektrowni Łagisza.

Kiedy 27 marca rozpoczął się czterogodzinny strajk ostrzegawczy na Śląsku strajkowały prawie wszystkie zakłady. To była ogromna społeczna mobilizacja a my byliśmy przekonani, że za kilka dni dojdzie do strajku generalnego. Kiedy podpisano Porozumienie Warszawskie pomiędzy KK a MKZ Katowice doszło do starcia. Rzecz w tym, że decyzje, które zapadły były niezgodne ze statutem. KK już rozjechała się i Lech Wałęsa nie miał prawa pójść na ugodę. Nie chciał zresztą sam czytać oświadczenia i wypchnął Andrzeja Gwiazdę, który nie zgadzał się ze stanowiskiem Wałęsy ale jako Wiceprzewodniczący „Solidarności”, nie mógł odmówić. Część z naszych zakładów wysłała nam teleksy, w których poszczególne Komitety Strajkowe pisały, że nie zgadzają się z postanowieniami porozumienia i załoga domaga się strajku generalnego. Członkowie wielu komisji mówili, że są w stanie dalej strajkować. Rozmawiałam wtedy z Gdańskiem, uzyskałam połączenie z Gwiazdą, który kilka godzin wcześniej odczytał tekst porozumienia w telewizji. Zapytałam go czy to jest też jego decyzja. Odpowiedział, że, nie i że był przeciwny. Gwiazda powiedział mi, że on odczytał tekst jako wiceprzewodniczący, ponieważ Wałęsa nie mógł być kojarzony z przegraną. Wydaje mi się, że został wrobiony.

Wracając do przygotowań strajkowych. Potrzebowaliśmy bardzo osób, które pomogłyby nam w pracy politycznej, w redagowaniu tekstów. Na początku pomagał nam Jan Łopuszański, ale pewnego dnia stwierdził, że musi wrócić do Radomia i zająć się ciężarną żoną. Jackowi Jagiełce udało się zaprosić Andrzeja Czumę z Warszawy. Był to wieloletni więzień polityczny. Założył z braćmi pod koniec lat 60 –tych organizację „RUCH” a w latach 70-tych ROPCiO. Andrzej Czuma bardzo dużo nam pomógł. Uczył nawet drukować na matrycach białkowych. Razem zaczęliśmy codziennie wydawać biuletyn strajkowy, który dał początek „Wiadomościom Katowickim”. Dziennik związkowy trafiał do większości zakładów w regionie. Wtedy właśnie podjęliśmy decyzję o rozlokowaniu w każdym mieście sprzętu drukarskiego. Jako jeden z pierwszych otrzymał offset Franek Treffler przewodniczący „S” w „PROSYNCHEM” w Gliwicach. W razie zagrożenia należało go wywieźć z zakładu i schować by mógł służyć podziemnej działalności związku. Już wtedy próbowaliśmy tworzyć podziemne struktury.

Można powiedzieć ze trzon Katowickiego MKS-u w marcu 1981 stanowiło 15 osób, choć osób wspierających Komitet Strajkowy było dużo więcej.

Autor publikacji
Ruch Antykomunistyczny